Downgrade w grach wideo - o cięciach graficznych i nie tylko
Klasyczne CRPG i ich droga ku zapomnieniu
Cztery gry, które zjadły kawał mojego życia
Raport po 20 godzinach grania w Final Fantasy XIII
Nieco subiektywne podsumowanie gier i branży w roku 2015
Kilka grzechów głównych gry Dragon Age: Inkwizycja
Wirtualna rzeczywistość to rzecz naprawdę piękna, przynajmniej jak się na to patrzy czysto teoretycznie. Możliwość ubrania magicznych gogli, dobrych słuchawek i dosłownego wchłonięcia w świat ulubionej gry to coś fantastycznego. Wizja z filmów science-fiction może stać się wkrótce prawdą. Wokół sprzętu tego typu jest ostatnio niesamowicie głośno, a to głównie przez Oculus Rift, który wydaje się być jedynym udanym projektem w tej dziedzinie. Po piętach depcze mu Sony z Microsoftem, które w czeluściach swoich laboratoriów tworzy podobny sprzęt. Mieliśmy wyścig z kontrolerami ruchowymi w roli głównej, teraz pora na zestawy VR. Moje pytanie – tylko po co to?
Pierwszy dzień Pyrkonu był dla mnie rozgrzewką przed dniem szczytu – sobotą. To dzisiaj wiele osób po ciężkim tygodniu pracy, mogło znaleźć ukojenie w partyjce Neuroshimy. Puste miejsca pomiędzy stoiskami zapełniły się ludźmi do tego stopnia, że gdzieniegdzie napotykało się na korki. Przybyło też cosplayerów i w ogóle wszystkiego było po prostu więcej. W świetle atrakcji dziwnym trafem dopadło mnie… pewne znużenie, którego nie spodziewałem się jak śniegu w czerwcu.
Trzynasty Pyrkon z rzędu od 2000 roku. Mamy 2014, a to jest mój pierwszy konwent. Dziewiczy. O samej imprezie słyszałem już dawno, ale dopiero teraz trafiła mi się okazja, żeby wyruszyć do Poznania i zasmakować tego fantastycznego klimatu. Poprzednia edycja osiągnęła – sądząc po opinii znajomych oraz udostępnionych na stronie danych – niezwykły sukces. Przerodziła się z zamkniętego miejsca spotkań kilkudziesięciu geeków w ogromne targi dla całych rodzin, a przede wszystkim osób chociaż lekko interesujących się fantastyką.
Jakiś czas temu koledzy z redakcji GRYOnline przygotowali niezwykle ciekawy materiał wideo, opublikowany na tvgry.pl, w którym wymienili najbardziej zapadających w pamięć bossów. Jako autorzy gameplay.pl poczuliśmy lekkie zobowiązanie, żeby również stworzyć takie zestawienie. Umówiliśmy się na spotkanie w super tajnym miejscu, jakiego próżno szukać na mapie, tylko po to, by zebrać nasze typy (a przy okazji dokonać nowego podziału świata). Przedstawiamy Wam zatem listę bossów, na których widok wracają nam senne koszmary oraz chwile triumfu, a przy okazji wspomnienia z połamanymi padami. UWAGA! Tekst może zawierać lekkie spoilery, także radzimy uważać! Żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy. :)
Powiem Wam ludziska, że często miło jest sobie usiąść, wziąć szklankę gorącej herbaty i… pomyśleć. Taka kontemplacja, rozumiecie. W wyścigu szczurów, dobrze jest się zatrzymać. Tak często lecimy do przodu, patrząc wyłącznie na zegarek, zastanawiając się czy ze wszystkim zdążymy. Dla jednych czas to pieniądz. Materializując każdą sekundę, żałujemy tego, czego robiliśmy w przeszłości, a co mogliśmy wykorzystać, by stać się bardziej efektywnym np. pracownikiem. Po prostu lepszym człowiekiem. Ale nie wszystkich czynności powinniśmy żałować. Stąd moje pytanie. Czy jeżeli gramy dużo w gry wideo, to powinniśmy na łożu śmierci żałować spędzonych godzin w wirtualnym świecie?
Marzec to piękny miesiąc. Chociaż pogoda bywa różna, bo raz potrafi popadać, a innym razem wyjść piękne słońce, przypominające nam o zbliżającym się lecie. W końcu to właśnie teraz cała natura będzie powstawać z umarłych. Podobnie zresztą jak branża gier wideo. Luty pomimo wielkich oczekiwań jakie w nim pokładałem, strasznie mnie zawiódł. Największe hity okazały się tylko dobrymi średniakami. Nic więcej, a szkoda. Były to w końcu kolejne odsłony tak wielkich marek jak Castlevania, Final Fantasy czy Thief i po takich legendach powinno spodziewać się równie wysokiej jakości. Liczę na to, że wypatrywane przeze mnie produkcje marca, nie okażą się klapą.