Chris Carter 22 lata temu stworzył legendę. Z archiwum X pojawiło się 10 września 1993 roku i przez kolejne 9 lat zdołało zmienić oblicze telewizji. Formuła serialu łączącego przekraczające granice wyobraźni tematy zamykające się w obrębie jednego odcinka oraz wielosezonową fabułę o konspiracji mającej na celu ukrycie istnienie kosmitów trafiła w sedno. The X-Files z miejsca stało się hitem, Gillian Anderson i David Duchovny awansowali do statusu gwiazd, a przeróżni telewizyjni twórcy czerpali garściami z dzieła Chrisa Cartera. Fenomen i już!
Od kilku miesięcy wiadomo, że Z archiwum X powróci w przyszłym roku w formie sześcioodcinkowej mini-serii. Z tego też powodu na oficjalnym facebookowym profilu serialu trwa akcja "jeden odcinek dziennie aż do premiery nowego sezonu), zaś wielu internetowym "pisaczom" zebrało się na wspomnienia. Mnie również. Tekst poświęcony samemu serialowi postaram się przygotować na rocznicę, a dziś zapraszam na moje subiektywne the best of - 10 najlepszych odcinków serialu. Z racji tego, że historia o UFO toczy się przez 9 sezonów i wypada znać ją w całości, łatwiejszym (i bardziej interesującym) zadaniem jest stworzenie listy najlepszych epizodów typu "Monster of the week". Różnorodność pomysłów scenarzystów i skakanie między gatunkami (dreszczowce, horrory, kryminały, komedie...) może przyprawić o zawrót głowy.
Zapraszam! Lista została ułożona chronologicznie, z powodów oczywistych są tu małe spoilery.
Terminator jest dla mnie ważnym tytułem. Był to jeden z pierwszych obrazów, jakie obejrzałem w pełni świadomie będąc brzdącem. Nikt nie zwracał wówczas uwagi na fakt, że w ciągu niecałych 2 godzin zobaczyłem rzeź kilkudziesięciu policjantów, poznałem znaczenie słów„F..k you asshole!” i dowiedziałem się przy okazji, skąd się biorą dzieci. Bo choć Terminator jest słusznie nazywany thrillerem science-fiction, dla mnie będzie to zawsze historia niespełnionej miłości, narodzonej w niezwykłych okolicznościach.
Sequel z kolei wprowadził gatunek kina akcji na niebotyczny poziom i pozostał na nim do dzisiaj – z trudem przychodzi mi znalezienie blockbustera uszytego tak perfekcyjnie i poprowadzonego z głową od początku do końca. Jak na tle arcydzieł Jamesa Camerona wypada czerpiący z nich pełnymi garściami Genisys?
Czasami wydaje mi się, że horrory zbrzydły mi kompletnie. Widziałem ich kilkaset i rzadko zdarza się, że trafię na coś interesującego. Sukcesem jest jeśli cała produkcja będzie miała choć jedną scenę, która zapadnie na dłużej w pamięć. Jednak raz na rok trafia się straszak, który jest w stanie zaskoczyć mnie pozytywnie. Tak właśnie stało się w przypadku filmidła o tytule XTRO.
Futu.re było jedną z najważniejszych premier pierwszego kwartału 2015 roku, przynajmniej jeśli chodzi o literaturę fantastycznonaukową. Książka miała być czymś świeżym, pokazującym kunszt pisarski autora, jego dojrzałość i garść nowych pomysłów. Tylko czegoś takiego moglibyśmy oczekiwać od autora kultowego już Metra 2033. Niestety w rzeczywistości wyszło troszkę gorzej, nadal jest to świetna książka, ale oczekiwania były zdecydowanie większe.
Bardzo lubię produkcje Aleksa Garlanda - zarówno 28 dni później, jak i nierówne W stronę Słońca czy brutalnego Dredda. Nie miałem jeszcze okazji obejrzeć Nie opuszczaj mnie, ale po seansie filmu Ex Machina muszę nadrobić ten brak, bo Garland na razie utrzymuje bardzo wysoki poziom. Do tej pory sprawdzał się jako scenarzysta, zaś Ex Machina to jego reżyserski debiut powstały na bazie własnego tekstu. Wyszło wyśmienicie, co też postaram się szybciutko udowodnić.
Ex Machina to wysmakowane kino s-f, kameralne, trzymające w napięciu, powoli odsłaniające wszystkie karty i zadające bardzo interesujące pytania. I nawet jeśli nie jest odkrywcze i nie obiera nowych ścieżek, to i tak oferuje cudownie stymulujące 108 minut seansu. Poznajemy Caleba, młodego i zdolnego programistę pracującego w filmowym odpowiedniku Google'a. Chłopak wygrywa firmową loterię i może spędzić tydzień w górskiej posiadłości swojego genialnego i ultra-bogatego szefa. Razem z nim pogada o technologii, napije się piwa i weźmie udział w absolutnie wyjątkowym eksperymencie.
Jeżeli po Elizjum postawiliście na Neillu Blomkampie krzyżyk, seans Chappie pozwoli odzyskać wiarę w jego talent i zaczniecie zacierać ręce w oczekiwaniu na kolejnego Obcego. Przy okazji poprzedniego filmu młody reżyser popełnił kilka zasadniczych grzechów. Po wielu miesiącach Południowoafrykańczyk sam przyznał, że projekt nie został należycie dopieszczony. Wnioski wyciągnął już na planie nowej produkcji. Bo choć nie jest to tak zaskakujący obraz jak jego debiutancki Dystrykt 9, dostarczył mi tego co najważniejsze w kinie rozrywkowym.
Chappie to tak naprawdę robot nr 22, który został wyprodukowany do walki z przestępczością w Johannesburgu. W trakcie rutynowej akcji zostaje częściowo zniszczony. Przed zezłomowaniem ratuje go jednak młody, ale utalentowany programista Deon. Ten postanawia przetestować na nim nowe oprogramowanie – imitację ludzkiej świadomości.
Sequele Terminatora w natarciu, kolejny Obcy od Neilla Blomkampa, prawdopodobny remake Pogromców Duchów, Przebudzenie Mocy w Gwiezdnych Wojnach – jeżeli liczyliście, że jakaś filmowa legenda nie padnie ofiarą nowoczesnej franczyzy, wyciskającej ostatnie soki z wyeksploatowanego materiału, od dzisiaj jesteście w błędzie.
Blade Runner, część druga. Prosty przekaz i news trochę szokujący, bo projekt był przez ostatni rok w zamrażarce Ridleya Scotta. A tu nie dość, że mamy prawie na 100% obsadzonego reżysera i główną rolę, to jeszcze pierwszy zapis fabuły. Panie i Panowie. Kolejne przygody Deckarda wyjdą prawdopodobnie spod ręki Denisa Villeneuve'a. I jest to pierwsza dobra wiadomość.
Na samym początku lutego reżyser Neill Blomkamp podzielił się z Internetem bardzo ciekawą informacją: w wolnych chwilach, dla samego siebie, ot tak, pracował (zwróćcie uwagę na czas przeszły) nad pomysłem potencjalnej kontynuacji Obcego. Jego instagramowe konto zapełniło się szkicami koncepcyjnymi, a przeróżne fora zaczęły pękać od dyskusji pt: co by było gdyby?. Tymczasem właśnie się okazało, że twórca Dystryktu 9 rzeczywiście zajmie się uniwersum Aliena i zupełnie oficjalnie stworzy kolejny film o Ksenomorfach. Super?
To, co Ridley Scott zrobił w pierwszym Obcym (i to, czego nie zrobił w Prometeuszu) jest dla mrocznego, kosmicznego sci-fi bardzo ważne. Tak samo zresztą, jak wypełniona akcją kontynuacja od Jamesa Camerona. To dzięki tym dwóm filmom świat zamieszkały przez potwory wyobrażone przez H.R. Gigera jest tak ekscytujący i poważany. Ma się rozumieć Obcy 3 i Obcy: Przebudzenie mają zdecydowanie mniej fanów, sam Scott zaś w którymś z wywiadów stwierdził, że filmy Finchera i Jeuneta wcale nie muszą należeć do kanonu tego uniwersum. Jak zatem będzie z nowym, świeżym Obcym?
Dzisiaj, 4 lutego, ma premierę polskie wydanie komiksu Z archiwum X. Wyznawcy, które ukazuje się nakładem wydawnictwa SQN. Jest to w pełni oficjalna kontynuacja historii znanej z 9 sezonów telewizyjnego serialu i dwóch kinowych filmów. Zanim jednak przejdę do uzasadnienia opinii, że jest to naprawdę fajna rzecz, warta wysupłania z portfela niecałych 4 dyszek, pozwolę sobie krótko nakreślić nostalgiczne tło historyczne. Dzięki temu łatwiej będzie Wam zrozumieć punkt widzenia fana czyli mój.
Horacio Dos, kapitan statku kosmicznego, niechętnie podjął się wypełnienia misji. Wyobraźcie sobie ograniczoną przestrzeń wysłużonego pojazdu, na którym wspólnie mają podróżować Przestępcy, Upadłe Kobiety i Nieprzewidywalni Staruszkowie. Dokąd? Nie wiadomo. Jak długo? Nie wiadomo. Tej osobliwej podróży przyglądamy się dzięki zapiskom poczynionym przez kapitana w dzienniku pokładowym. Pierwszy, datowany na 30 maja, został napisany w momencie, kiedy sytuacja na statku zaczęła być krytyczna. Wyraźnie uszczuplone zapasy dają się we znaki – nie dość, że stęchła woda z siarczanem śmiechu źle wpływa na Nieprzewidywalnych Staruszków, to jeszcze Upadłe Kobiety zgłaszają braki szamponu i różu do policzków. Czy kapitan Dos podoła wyzwaniom?