Pierwszy wyścig sezonu 2013 za nami. Muszę przyznać, że gdybym nie oglądał GP Australii i spojrzał na wyniki to byłbym w sporym szoku. Vettel trzeci? Raikkonen wygrał? Massa czwarty? Zawodnicy Force India zdobywają punkty? Button w McLarenie ledwo zmieścił się do dziesiątki? O co chodzi?!
Blizzard to jedno z tych studiów deweloperskich, które znalazły ciepłe miejsce w twardych i zimnych zazwyczaj serduszkach pecetowców. Ta nieczuła, bezlitosna zgraja piratów od lat z uporem maniaków kupuje produkcje Zamieci, tworzy jedno z najwspanialszych community, jakie można sobie wyobrazić i wciąż chce więcej. Jednak Blizzard rozgrywa to na zimno i wypuszcza kolejne produkty dosyć rzadko i od czasu wydania World of Warcraft nie doczekaliśmy się nowej marki (zresztą WoW i tak miał dobry start ze względu na popularność Warcrafta).
Jednak obraz powoli zaczyna się burzyć – Diablo III, chociaż sprzedażowo poradziło sobie nieźle, to w oczach fanów jest raczej umiarkowanym sukcesem, a dla części z nich nawet porażką. Kolejne dodatki do World of Warcraft są nastawione na dokarmianie fanów, a nie ściąganie nowych graczy. StarCrafta II natomiast podgryza e-sportowo League of Legends. W takich warunkach światło dzienne ujrzał pierwszy dodatek do ostatniej z wymienionych produkcji, o podtytule Heart of the Swarm. Na ocenę trybu dla wielu graczy przyjdzie jeszcze pora, bo to osobna bajka. Póki co skupmy się na kampanii.
Free to play z roku na rok zyskuje na popularności. Za darmo możemy grać już nie tylko w wątpliwej reputacji gry, ale także w świetnie znane tytuły. Mikropłatności dotknęły m.in. serii Age of Empires, Settlers, bądź Red Alert. Tym razem interesującą ofertę złożyło niemieckie Blue Byte, które próbuje zawojować przeglądarki wraz z Anno Online.
Wspomniane przeze mnie produkcje spotkały się z umiarkowanym entuzjazmem, jeśli chodzi o środowisko graczy. Bardzo podobnie jest z najnowszym Anno – mało kto traktuje ten tytuł jako pełnoprawną odsłonę serii. Być może sam popierałbym takie postulaty, gdybym nie zagrał w zamkniętą betę, którą testowałem przez kilkanaście ostatnich dni. Klucze rozdawały największe serwisy branżowe, więc nie miałem problemów z otrzymaniem takowego.
Przyznam szczerze, że, mimo iż Crysisa 3 kupię na pewno, nie czekałem jakoś szczególnie na możliwość wypróbowania trybu multiplayer w otwartych betatestach tej produkcji. Kiedy jednak taka możliwość zaistniała, pomyślałem, że nic nie zaszkodzi wypróbować najnowszego Crysisa. Zalogowałem się więc na Originie, pobrałem to to, rozegrałem kilka partyjek, doszedłem do maksymalnego (dla bety) poziomu i wiecie co? Chcę więcej!
Życie gangstera nie jest usłane różami. Ale cóż, tacy ludzie zdają sobie sprawę jaki los ich czeka. Jeśli jednak nie zniechęca Cię śmierć w odosobnieniu, możliwa kulka tuż zza rogu czy agresywni cyngle z konkurencyjnej rodziny – wyjeżdżaj do USA i szukaj szczęścia! Cóż, szkoda, że spóźniłeś się o jakieś 80 lat…
"Medal of Honor" - znana i ceniona marka. "Operacja Warfighter" - genialny według mnie chwyt marketingowy. Pomimo tego wahałem się nad kupnem nowej odsłony serii. W końcu namówił mnie kolega. Już w momencie składania zamówienia pomyślałem: "trzeba zagrać, a potem o tym napisać" i tak właśnie zrobiłem. Oto moja historia opowiedziana od początku do obecnego momentu, momentu, w którym mam za sobą całą kampanię dla pojedynczego gracza oraz parę rozgrywek sieciowych. Nadeszła chwila, w której poznałem grę w dostatecznym stopniu by o niej napisać, a jest o czym pisać... żałuję tylko, że nie wszytko jest na tyle pozytywne jak można było sądzić z zapowiedzi.
Śniło mi się, że włączam "Medal of Honor", a tam "Call of Duty". Potem było gorzej - okazało się, że to nie sen.
Odbiór gry nastąpił w jednym z wielu salonów Empik rozsianych po naszej pięknej ojczyźnie Polsce - kraju niezwykle pięknym, o bogatej historii, ciekawych tradycjach oraz... dobra, wróćmy do tematu. Odbiór ów nastąpił dzień przed premierą. Już wtedy mogłem zainstalować grę oraz nacieszyć oczy designerskim, aluminiowym pudełkiem. Wtedy jeszcze liczyłem, że gra będzie przynajmniej na poziomie owego pudełka (i częściowo jest). W dniu premiery odpaliłem nowego MoHa. Od tamtej pory moje opinia o nim zmieniała się jak w kalejdoskopie.
Widzisz mnie? Jestem małym chłopcem. Nie takim malutkim, który potrzebuje ciągle mamy. Jestem trochę starszy, jednak nadal mały. Stworzyli mnie faceci z Playdead. Zgubiłem siostrę... tu, w tym świecie. W zasadzie nie wiem, czy znajduję się w najmroczniejszym z moich sennych koszmarów, czy może w jakimś miejscu z pogranicza życia i śmierci... Ci, którzy mnie stworzyli, nazywają to Limbo. Czuję się strasznie zagubiony. Samotny. Samotność waży tutaj tonę. Lecz na szczęście trafiłem na ciebie. Pomożesz mi, prawda?
Od premiery Guild Wars 2 minęło już trochę czasu, a ja miałem okazję na wbicie 80 lvl'a na postaci Charr Ranger. Z tej okazji postanowiłem przedstawić Wam moje odczucia co do gry, która miała być najbardziej epicka w roku 2012, oczywiście jeśli chodzi o MMORPG.
14 września 2012 roku zapisze się złotymi zgłoskami w pamiętnikach wszystkich fanów uniwersum Half-Life’a. Tego właśnie dnia na świat wypuszczona została modyfikacja Black Mesa, odwzorowująca pamiętny klasyk z 1998 roku na silniku Source. Dla wygłodniałych fanów to smakowity kąsek, choć trochę zaspokajający apetyt w obliczu braku zapowiedzi Half-Life 3. Nie dziwią zatem generalnie pozytywne recenzje. Chcielibyście poznać odpowiedź na pytanie, jak Black Mesa wygląda w oczach człowieka, który do serii Half-Life nie pała właściwie żadnymi uczuciami (poza szacunkiem, o sentymencie nie może być mowy)? Zapraszam do rozwinięcia.
W tryb multiplayer Call of Duty zagrywałem się naprawdę sporo i mógłbym powiedzieć, że jestem jego weteranem, aczkolwiek powtarzający się co roku główny trzon rozgrywki szybko mnie znużył oraz zmusił do migracji na serwery innego sieciowego shootera. Padło na Trzeciego Battlefielda, który niesamowicie kusił mnie ogromnymi mapami oraz większym naciskiem na taktykę, niż na bieganie po całej mapie i strzelanie do wszystkiego, co się rusza. Wreszcie nie wytrzymałem, dlatego też postanowiłem kupić swoją elektroniczną kopię tejże produkcji. I wiecie co? Jestem cholernie zadowolony z nabytku.