The Sims 4 - Edycja Kolekcjonerska - Unboxing (wydanie specjalne)
Najciekawsze loga EA
Burnout Paradise Remastered
W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii
W co gracie w weekend? #294: Bulletstorm – Kopniaki, wyrywanie głów smyczą i inne superstrzały
Krótka recenzja gry Mass Effect: Andromeda
Nadchodząca najnowsza odsłona serii FIFA może się pochwalić tzw. Impact Engine, czyli napisanym od podstaw nowym silnikiem zajmującym się kolizjami pomiędzy zawodnikami. Kilka dni temu wypuszczono demo gry, więc możemy już sami zobaczyć jak wspomniany system się sprawuje w akcji. Oczywiście każda nowa technologia ma swoje problemy, a te które trapią czasami Impact Engine są po prostu przezabawne.
Niewiele ponad rok po premierze Mass Effect 2 panowie z BioWare wydali ostatni fabularny dodatek DLC o tytule Arrival. Dodatek szczególny z dwóch powodów. Po pierwsze wyruszamy na misję samodzielnie, bez swojej drużyny. Po drugie wg twórców to swego rodzaju pomost pomiędzy drugą a trzecią częścią sagi i dlatego też zapoznanie się z nim jest niemal musowe. Czy aby na pewno? Kupiłem, zagrałem i mam mieszane uczucia. Złe to to nie jest, ale do wybitnych też nie należy. Z tym musem to też nie tak do końca.
Konferencja Elektroników na E3 za nami. Przyznam, że po słabostce Microsoftu ta była w miarę ok. Nie było rewelacji, ale też nie ma się do czego przyczepić. Poniżej mój malutki replay i opinie o każdej grze.
Pokaz wystartował Mass Effectem 3. Fragment rozgrywki nie wyróżnił się czymś specjalnym. Shepard po krótkiej walce musiał przyczepić do jakiejś maszyny marker, dzięki któremu kompan mógł namierzyć cel. Po sporym boom Shepard znalazł się w starciu z minibossem - kroczącym robotem. W pojedynku dzielny protagonista nie był sam, gdyż korzystał z działka pokładowego. Pościg skończył się całkiem szybko. Generalnie wygląda to jak ME2, czyli zaskoczenia nie ma. W skali szkolnej 3+.
Far Cry a potem Crysis były produktami wyjątkowymi przede wszystkim ze względu na dowolność jaką pozostawiały graczom. Do naszej dyspozycji był cały obszar wysp na jakich rozgrywały się wydarzenia obu tych produkcji. Co więcej, akcja nie prowadziła nas po sznurku w jedno miejsce, gdzie musieliśmy stoczyć jakąś walkę. Wręcz przeciwnie, mogliśmy uderzyć na przeciwników z dowolnej strony, nawet z powietrza np. na lotni, wjechać w sam środek miasteczka rozpędzonym samochodem i wysadzić stację benzynową, lub po cichu przeniknąć szeregi wroga i wymordować go jeden po drugim. Dla była to istna magia, raj kreatywności i zabawy konwencją … niestety już utracony.
"Wsteczny, uproszczony, spłycony względem cz.1, z kijową grafiką, powtarzalne lokacje, skopana walka, generalnie gra do dupy" – w zasadzie tymi i wieloma podobnymi epitetami dosłownie wytapetowane są fora internetowe, na których porusza się temat Dragon Age II. A co na to Łosiu. W grę zagrałem, ukończyłem niemal dwa razy i powiem to… takie pieprzenie głupot, że głowa się lasuje, jak się domyślam, przez te osoby, które zakończyły zabawę z DAII na etapie pierwszej godziny. Owszem gra nie jest idealna, ale w mej opinii jest lepsza niż część pierwsza.
Będąc młodym szczylem strasznie cierpiałem na syndrom „musisztomiecia” – chłonąłem reklamy wszystkiego pasującego pod mój wiek i nie dawałem żyć rodzicom dopóki nie dostałem tego, czego chce. Katalogi klocków Lego, resoraków SIKU i wszystkiego co wydawało się fajne miałem opanowane od A do Z. Niejednokrotnie spora część budżetu domowego na dany miesiąc lądowała w kasie sklepu z zabawkami, żebym się w końcu zamknął. Wiele spośród tych wspaniałych, wyśnionych zabawek było wspaniałych i wyśnionych tylko w reklamach. Pobawiłem się godzinę, pieprznąłem w kąt i tyle z tego było, ale wróćmy do gier.
Kilka tygodni temu przedstawiłem swoją recenzję UFC Undisputed 2010, byłem w tym czasie przekonany, że konkurencja od EA to zwykły buton masher nie oferujący wiele więcej niż proste bijatyki 3D. Teraz już mogę się przyznać, że demo mocno mnie zmyliło, bo pod wieloma względami gra z EA okazała się znacznie lepsza od produkcji sygnowanej przez UFC. Ma oczywiście swoje minusy, ale dla ludzi szukających fajnej bijatyki na zasadach MMA może być znacznie lepszą propozycją.
Zamiast wyrzucać z klawiatury sporą ilość krótkich notek, postaram się pisać o tym, co się dzieje w branży w nieco bardziej skondensowanej formie. W premierowym odcinku nowego cyklu na tapecie Pokemony, Mortal Kombat, Marvel vs Capcom 3, wyciąganie pieniędzy od EA i coś jeszcze.
Ścieżka dźwiękowa z gry Dragon Age II pojawiła się już w ofercie sklepu internetowego Amazon, co oznacza, że można już przesłuchać próbek wszystkich utworów wchodzących w skład albumu. Przy okazji dowiedzieliśmy się również, ile będzie trwać soundtrack, za którego powstanie odpowiada jeden z najbardziej znanych kompozytorów w branży elektronicznej rozrywki – Inon Zur.
Nie ukrywam, że podoba mi się postawa firmy People Can Fly. Kiedy inni producenci za wszelką cenę próbują stworzyć kopię gry Modern Warfare, marząc o osiągnięciu takiego sukcesu jak święcąca tryumfy seria Call of Duty, Adrian Chmielarz i jego ludzie konsekwentnie idą pod prąd, szukając inspiracji do swoich FPS-ów w klasyce gatunku. Jaki jest tego rezultat, każdy widzi. Produkty warszawskiej firmy, choć niewątpliwie nowoczesne, nasuwają oczywiste skojarzenia ze strzelaninami pierwszej fali, gdzie najważniejsza była totalna jatka, a reszta schodziła na dalszy plan. Tak było w pamiętnym Painkillerze, podobnie jest w Bulletstorm.