Przed nami nowa powieść Chiny Mieville’a. Tym razem wziął na warsztat science fiction. Ci, którzy znają twórczość tego autora, mogą się domyślać, że będzie to bardzo nietypowe s-f. Na pozór jest klasycznie: akcja toczy się gdzieś daleko od Ziemi, mamy obcą rasę, rozwiniętą technologię, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
W ostatnią sobotę Wielka Brytania obchodziła małe święto: piędziesiąte urodziny najstarszego brytyjskiego serialu s-f, Doktor Who. Z tej okazji BBC wyemitowała specjalny odcinek serialu, The Day of the Doctor, który już teraz ustanowił kilka rekordów: w trakcie jego emisji Doktor Who odnotował ponad pół miliona "tweetnięć" (przy początkowej liczbie wejść 12.939 na minutę), a w samej wielkiej Brytanii obejrzało go ponad 10 milionów osób. The Day of the Doctor zakwalifikował się również do Księgi Rekordów Guinnessa jako odcinek emitowany jednocześnie w największej liczbie krajów: 23-11-2013 o godz. 20:50 można było go obejrzeć w 94 krajach i 1500 kinach. To dobra okazja, żeby serial przybliżyć tym, którzy nigdy o nim nie słyszeli (a tym, którzy Doktora Who znają, ale chcą dowiedzieć się o nim więcej, polecam artykuł Andrzeja Kaczmarczyka Doktor Kto?, opublikowany w Nowej Fantastyce, 11/2013; znajdziecie w nim m.in. subiektywną listę dziesięciu najlepszych odcinków serialu z ostatnich piędziesięciu lat).
Kontynuuję moją podróż po filmach science-fiction, które swoją premierę miały jeszcze w tym roku. Tym razem padło na "The Colony" ("Kolonia"), niskobudżetową produkcję z całkiem ciekawą obsadą.
Już dwukrotnie uraczyłem Was eleganckimi wpisami traktującymi o kinie s-f, które nadejdzie w kolejnym roku. A skoro zrobił się z tego "cykl", to akcję kontynuuję, ku uciesze gawiedzi (mam nadzieję). Kino w klimacie science-fiction jest ostatnio modne i będzie się miało w przyszłym roku bardzo dobrze, a ja tym razem postaram się opisać coś więcej, niż tylko potencjalne hity, o których już teraz jest dosyć głośno. Poniższe zestawienie będzie podzielone na dwa działy: hity oraz pozostałe (co oczywiście nie oznacza, że te mniej znane produkcje nie mają szans na bycie ogromnym sukcesem). Podkreślam też brak filmów opartych na komiksach maści wszelakiej - to zabieg celowy.
[WPIS ZAKTUALIZOWANY O LINKI DO ZWIASTUNÓW]
Miłośnicy fantastyki naukowej, ufoludów, podróży międzywymiarowych, kosmicznych wojen, nadprzyrodzonych mocy i spektakularnych eksplozji, które przetestują wytrzymałość Waszych bębenków usznych, przygotujcie się na prawdziwy rollercoaster emocji. 2014 rok będzie, jeśli pozwolicie na karkołomny związek frazeologiczny, zaiste tłusty.
My, fani fantastyki, mamy chyba zbyt dobrze. Możemy zwiedzić tyle miejsc, zobaczyć tyle krain, poznać tyle historii i ciekawych postaci, że powinno się nam po prostu zazdrościć. Czasem nie zdajemy sobie sprawy jakich pięknych chwil doświadczamy podczas przemierzania odmętów wyobraźni. Niezależnie od tego w jakim gatunku i klimacie gustujemy. Każde uniwersum, każdy świat, ma w sobie to coś. Iskrę, która przyciąga. Pewną niepojętą siłę. Moc, co sięga po umysły, pęta je i nie wypuszcza na bardzo długi czas.
Moi drodzy, macie teraz okazję odbyć niezwykłą podróż przez wymiary czasu, strefy unikalnych miejsc i wrota cudów. Będę waszym przewodnikiem po różnorodnych podgatunkach Fantasy i Sci-fi.
Zachęcony pozytywnymi komentarzami pod moją recenzją "Europa Report" na temat "The Last Days on Mars", postanowiłem jak najszybciej przyjrzeć się tej produkcji. Oceny w sieci nie wyglądały zachęcająco, ale mimo wszystko zaryzykowałem. I opłaciło się.
Oto i odwieczny konflikt. Fan książki, któremu marzy się ekranizacja oddająca cześć pierwowzorowi w każdym calu. I reżyser, który dostaje w ręce licencję, budżet i zwięzłe polecenie „zróbcie mi z tego pieniądze, panie”. Ktoś na tym zawsze ucierpi. Zasadnicze pytanie, kto bardziej?
Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć w małym, włoskim festiwalu filmów sci-fi "Trieste Science + Fiction". Jak dla mnie świetna gratka, zwłaszcza, że w końcu miałem okazję zobaczyć kilka świetnych produkcji, które umknęły mi w w tym roku. Jedną z nich było dzieło Sebastíana Cordero, mało znanego ekwadorskiego reżysera, "Europa Report".
Już 31 października do kin wchodzi długo wyczekiwana ekranizacja słynnej powieści science-fiction - "Gra Endera". Czy warto się wybrać do kina? Zapraszamy do recenzji.
Nie będę oszukiwał - na "Grawitację" czekam od lat. Jak tylko dowiedziałem się, że twórca "Ludzkich dzieci" zabiera się za tworzenie filmu rozgrywające się w przestrzeni kosmicznej, byłem wielce uradowany. Seans w kinie już niedługo, zaś w ramach odpowiedniego nastawienia się przed obejrzeniem obrazu Alfonso Caurona, polecam przypomnieć sobie inne hity i... kity (a jakże!) w podobnych klimatach.