'Gra Endera' - recenzja przedpremierowa - Jędrzej Bukowski - 29 października 2013

"Gra Endera" - recenzja przedpremierowa

Już 31 października do kin wchodzi długo wyczekiwana ekranizacja słynnej powieści science-fiction - "Gra Endera". Czy warto się wybrać do kina? Zapraszamy do recenzji.

 

Już przed premierą, o filmie na podstawie powieści Orsona Scotta Carda, zrobiło się głośno. Wszystko za sprawą środowisk LGBT, które wzywały do bojkotu produkcji ze względu na uprzedzenia autora powieści wobec mniejszości seksualnych. Zainteresowanych całą sprawą odsyłam TUTAJ, gdzie znajdziecie więcej szczegółów.

 

W wielu recenzjach oraz materiałach prasowych nadsyłanych przez dystrybutora, pojawia się stwierdzenie, że "Gra Endera" to przysłowiowy "Harry Potter w kosmosie". I być może takie porównanie byłoby na miejscu, gdyby nie jeden, niezaprzeczalny fakt. Powieść Carda trafiła na półki sklepowe w... 1985 roku. 11 lat wcześniej niż pierwszy tom "Harry'ego Pottera" J.K. Rowling. Ekranizacja powieści science-fiction różni się w kilku aspektach w znaczący sposób, ale duch książki jest zachowany.

 


Ortodoksyjni fani zapewne będą narzekać, że pominięto chociażby wątek rodzeństwa Endera i zmieniono wiele szczegółów (wiek czy też płeć niektóych bohaterów). Mimo tego, nie wpływa to jednak znacząco na odbiór całości.

 

Oczywiście - skrótowość czasami jest tutaj nieunikniona i film pędzi wręcz na złamanie karku, jednak mimo tego, scenariusz wciąż trzyma się kupy i nie popada w większe nielogiczności. Najważniejsze - to co zachwycało w książce, czyli bardzo wyeksponowany wątek psychologiczny głównego bohatera, w fimowej wersji również wysunięto na pierwszy plan, przez co nie odnosimy wrażenia, że mamy do czynienia tylko z piękną wydmuszką.

 

Jasne - wybuchy, kosmiczne bitwy i wszelkie blocbusterowe zagrywki są, ale o dziwo, nie dominują aż tak bardzo, jak wcześniej obawiał się tego jeden z blogerów.

 


Technicznie "Grze Endera" nie można nic zarzucić. Wszelkie efekty specjalne robią spore wrażenie, jednak nie odwracają zarazem zbytnio uwagi. Mógłbym się trochę poczepiać sztywnego aktorstwa i niekiedy pompatycznych scen, ale są to tak drobne mankamenty, że w pewnym momencie przyzwyczajamy się do takiej, a nie innej konwencji.

 

UWAGA TEN AKAPIT MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY

 

Dla tych, którzy pamiętają znakomite zakończenie z książki i są ciekawi czy równie dobre jest w filmie, odpowiem dwuznacznie. I tak, i nie. Z jednej strony mamy twist, który pamiętamy z książki, zaś z drugiej - pewien motyw razi swoją ckliwością i dużą sztucznością. A mogło być tak pięknie...

 

KONIEC SPOJLERU

 

"Gra Endera" to ciekawe i intrygujące kino science-fiction, które warto zobaczyć. A potem, jeśli nie mieliście okazji zrobić tego wcześniej, koniecznie przeczytać książkę z większą ilością ciekawych wątków. Bo aż się prosi, by film trwał chociażby te pół godziny dłużej i budował relacje pomiędzy bohaterami w mniej szaleńczym tempie.






Podobają Ci się moje wpisy? Zachęcam do zaglądania na stronę, którą prowadzę:


Jędrzej Bukowski
29 października 2013 - 23:17