Komiksowe światy rządzą się swoimi własnymi prawami, bliźniacza podobnymi zarówno w przypadku DC (to ci od Supermana i Batmana), jak i Marvela (Avengers, Spider-Man czy X-Men). Choć z respektowaniem tego bywa różnie, najistotniejsza jest spójność względem innych tytułów, zarówno aktualnie wydawanych, jak i dawniejszych. Przykładowo, jeśli rok temu Superman w swoim własnym komiksie poznał tożsamość Bruce’a Wayne, to fakt ten będzie odnotowany również w dzisiejszych numerach Batmana, a każdorazowa śmierć uznanego superbohatera roznosi się szerokim echem po najróżniejszych komiksach. Dzięki temu, czytając komiksy czujemy, że obserwujemy wycinek autentycznego, wielkiego świata z bogatą historią i interesującymi zależnościami.
Bohater znajduje się w zamkniętym pokoju, do którego dobierają się hordy wrogów. Znikąd pomocy, nie ma też żadnych dróg ucieczki. Zawiasy do drzwi zaczynają w końcu puszczać. Sekundy dzielą uwielbianą przez nas postać od chmary żądnych krwi morderców. W końcu się przedostają. Ciąg dalszy nastąpi w kolejnym sezonie... tyle, że wcale nie następuje, gdyż serial został skasowany.
Co by było, gdyby Superman, ucieleśnienie amerykańskich ideałów, jako dziecko wylądował nie w Stanach Zjednoczonych, ale na terytorium Związku Radzieckiego? Gdyby wychowano go w duchu komunistycznych idei, a Amerykanie postrzegali go nie jako bohatera, ale największe zagrożenie dla demokracji? Mark Millar, twórca takich komiksów jak Wojna Domowa, Ultimates czy Kick-Ass, próbując odpowiedzieć na to pytanie, stworzył jedną z najciekawszych interpretacji Człowieka ze Stali w historii amerykańskiego komiksu.
W świecie, w którym teasery teasują teasery, na stronach odlicza się czas do nadejścia wcale nie tak ekscytujących wydarzeń, a każda wieść dotycząca jakiegokolwiek filmu Marvela i DC sprawia, że cały Internet staje w miejscu i hucznie wymienia się spostrzeżeniami, niewątpliwie wydarzyło się coś niezwykłego. Otóż, dyrektor Warner Bros ot tak podzielił się z całym światem precyzyjnym planem na ich kinowe uniwersum, podając dokładne daty, tytuły i kluczowego dla każdego filmu aktora, obsadzającego główną rolę. Jesteście ciekawi, jak będzie wyglądać kontrofensywa DC na kompleksowo rozrysowany plan Marvela?
"Justice League: War" to kolejny dowód na to, że jeśli chodzi o animacje, to DC w tej kwestii przewyższa niedoścignionego na polu filmowym Marvela.
Filmy o superbohaterach przeżywają swoisty boom. Na kinowych ekranach niepodzielnie rządzi Marvel i kolejne przygody bohaterów z grupy Avengers, zaś po piętach depczą im postaci z DC, wraz z Batmanem i Supermanem na czele. Jednak jeszcze niedawno, trafiło nam się naprawdę wiele gniotów. Przed Wami lista ośmiu najgorszych filmów o superbohaterach.
Trylogia o Batmanie od Christophera Nolana na stałe wpisała się w kino superbohaterskie. Christian Bale, który wcielił się w Człowieka Nietoperza okazał się lepszym odtwórcą tej roli niż pierwotnie się spodziewano. Zapowiedział również, że więcej do tej postaci nie wróci. Kto przejmie pałeczkę po nim? Kandydatów jest kilka.
Superman jest tak bardzo super jak to tylko możliwe – lata, praktycznie nie da się go zranić, strzela z oczu, zamraża oddechem, widzi przez ściany i jest niesamowicie szybki. Zrobić dobre widowisko z odpowiednią dawką dramaturgii nie jest więc łatwo, gdy ma się takiego bohatera do dyspozycji. Zack Snyder lubi jednak podejmować się wizualnych wyzwań, ogarniania olbrzymiego budżetu i planowania filmów godzących amerykańskie poczucie wielkości z nieco odlskulowym klimatem i odrobiną problemów przemycanych między dziesiątkami wybuchów.
Gdy pojawił się pierwszy zwiastun "Człowieka ze stali", to w ogóle nie odczułem tego entuzjazmu, który towarzyszył komentarzom w sieci. Po prostu nie cierpię przesadnego amerykańskiego patosu. A w momencie gdy w zwiastunie został wykorzystany smutny utwór z "Władcy Pierśceni" (moment upadku Gandalfa w Morii), a w tle pokazany Superman wyglądający jak menel, to pomyślałem sobię jedno - "No nie - chcą mi wmówić, że film o gościu latającym w czerwonej pelerynie, ma być cierpiącym i poważnym kinem...".
Zack Snyder jest jednym z moich ulubionych twórców kina akcji. Co prawda manto mu się należy za "Sucker Punch", który okazał się totalną porażką, ale hej, "300" i "Watchmen" to świetne filmy, do których bardzo lubię wracać. Na dodatek w drodze już są dwa kolejne, przy których ten pan pracuje...