Tak jak Michael Bay obiecał, tak zrobił. Trzecia część Transformersów jest najbardziej widowiskową ze wszystkich, a na tle takich Piratów z Karaibów 4 wypada jak produkt, w który wpompowano ze 3 miliardy dolarów. Tajemnicą poliszynela jest jakie Bay ma koneksje z twórcami efektów specjalnych, ale fakt jest faktem. Dark of the Moon - przy nieco mniejszym budżecie - prezentuje się na wielkim ekranie oszałamiająco. Audiowizualny mayhem na pełnym gazie.
Pierwsze kilka minut Transformersów 3 jest iście magiczne i niezwykle budujące. Oto bowiem obserwujemy wojnę o Cybertron oraz następującą po niej misję Apollo na Księżycu. W tym momencie wkracza pierwszy, ciekawy motyw spiskowy. Otóż tak naprawdę Aldrin i Armstrong lądują na powierzchni satelity aby zbadać znajdujący się tam rozbity statek Cybertronian, przewożący ważny ładunek. Ciach, akcja się urywa i przenosi do współczesności. Sam Witwicky, bohater poprzednich części mieszka w wynajętym mieszkaniu ze swoją dziewczyną Carly (w tej roli modelka Victoria's Secret - Rosie Huntington-Whiteley, nazwijmy ją najładniejszą Brytyjką w XXI wieku...). Chłopak po zaliczeniu studiów bezskutecznie szuka pracy, co wytykają mu zblazowani rodzice. Nie pomaga mu nawet "przeszłość" i medal od Obamy. Blondwłosa piękność na takie problemy nie narzeka, gdyż jest asystentką Dylana Goulda - potentata finansowego i pasjonata motoryzacji w jednym. Ale to właśnie Witwicky ponownie będzie musiał stanąć w obronie Matki Ziemi przed nieoczekiwanym najazdem Decepticonów, dla których nie tyle nasza planeta jest najważniejsza, co krążący wokół niej Srebrny Glob.
Po obejrzeniu zwiastuna nie sądziłem, że będę w stanie zanieść swoje 4 litery na salę kinową. I to pomimo nazwiska Cameron, które przy każdej okazji reklamuje ów film. Na szczęście Żelazny Jim nie wydaje szmalu na szmirę i zaprasza Nas na jazdę bez trzymanki po zalanych jaskiniach w 3D. Treść filmu można zmieścić w jednym zdaniu - grupa grotołazów za kasę pewnego miliardera eksploruje jedną z największych "dziur" na kuli ziemskiej. Fabuła ponoć oparta na faktach.
Sanctum to survival pełną gębą. Doskonale ilustruje zmagania człowieka z naturą. Nie usłyszymy tu pięknych dialogów (w niektórych scenach suchar leci za sucharem), gry aktorskiej na poziomie Ojca Chrzestnego (fason trzyma jedynie Richard Roxburgh), czy filozofowania na temat życia. Nic z tych rzeczy. Za hajs twórcy Avatara nakręcono prostacką rozrywkę bez duszy, ale o dziwo dobrze sę to ogląda. Trzeba przyznać jedno - bohaterowie nie mają w Sanctum łatwego życia. Wdzierająca się do jaskinii woda nie daje sekundy wytchnienia, widz wsysa się w ten pojedynek między uwięzionymi przez cyklon specami, a żywiołem. Reżyserowi trzeba oddać jednak szacunek - nie stworzył łakomej dla dzieciaków przygody w trójwymiarze. Kolejni uczestnicy wyprawy giną, ocalali krwawią, przeklinają i podejmują możliwie dojrzałe decyzje. Nie ma drogi powrotu, a wyposażenie się niszczy lub po prostu zużywa.
Szybka rozkmina to cykl mini-felietonów, który oprócz ukazania interesującego zjawiska, gamingowej ciekawostki, śmiesznego filmiku lub ukrytego bonusu - zaprasza Was do dyskusji na konkretny temat i wzięcia udziału w ankiecie.
Co powstanie z kontynuacji gry będącej wyznacznikiem jakości naszego sprzętu? Pierwszego Crysisa, który nierzadko zamiast gry był swoistym „testerem” rozwiewającym wątpliwości typu Ruszy czy nie ruszy? lub Czy pójdzie na Full? Dowiemy się 22 marca. James Cameron miał okazję zobaczyć cześć drugą w akcji. W pełni trójwymiarowej akcji. Oto jego opinia.
[Zachęcam również do oddzielnej dyskusji na temat sprzętu 3D i wzięcia udziału w ankiecie]
Boom na telewizję i gry 3D rozpoczął się na dobre. Sony promuje model telewizor+okulary (kosztowny i dla niektórych niewygodny), Nintendo w nadchodzącym 3DS udało się przedstawić stereoskopowe 3D za pomocą jednego ekraniku (jednak z pewnymi ograniczeniami). Na przeciw wszystkim tym problemom wyszedł pomysł pewnego tajemniczego jegomościa.
Poszedłem na trójwymiarową Piranię do kina z pełną świadomością tego, co zamierzam właśnie obejrzeć. I na samym wstępie muszę zaznaczyć: jest to film niemiłosiernie wręcz zły. Bardzo! Ale, co istotne, jest tak fatalnie beznadziejny, że przekracza granicę i nagle ląduje z drugiej strony - tam, gdzie są filmy fajne i zapewniające widzowi radochę. Czyli: zły, ale dobry. Aby wyjaśnić to zjawisko, na wstępie przytoczę dwa słowa-klucze, które doskonale opisują ten film: seks i przemoc.
Nie macie czasem wrażenia, że firmy produkujące grę robią was w konia i wyciągają kasę za rzeczy, za które normalnie nikt by nie chciał płacić? Pewnie, że macie - to było pytanie retoryczne. Z graczami tak już jest, że cały czas mają wrażenie, że ktoś od nich wyciąga kasę. Z tym stwierdzeniem nie zamierzam polemizować, bo nie warto. Ciągle jednak zastanawia mnie ten potężny nacisk na najnowszą technologię 3D, którą czasami na siłę serwuje się nam w kinach i lada moment w grach. No może nie zastanawiam się jakoś strasznie i dogłębnie. Już jest praktycznie po sprawie, machina ruszyła, nie ma się więc co zastanawiać, warto jednak może trochę o tym pomyśleć, tak na luzie i bez zbędnych napięć.
Być może niektórzy z Was już wiedzą, że wszystkie 6 odcinków kinowych Gwiezdnych Wojen trafi do kin w wersji 3D. Stanie się to w 2012 roku, a triumfalne wysysanie portfeli zacznie się od (nie)szczęsnego Mrocznego Widma - a zatem teraz przyjdzie wszystkim chętnym poznać sagę w kolejności chronologocznej. Czy dacie po raz kolejny zarobić George'owi Lucasowi? Ja dam.
A dlaczego dam?
Nikt z nas nie lubi być nabity w przysłowiową butelkę i robimy wszystko by nie dopuścić do przepłacania za wszelkiego typu produkty, począwszy od żarcia, a na sprzęcie elektronicznym i samochodach skończywszy. Widać to na każdym rogu, temu też zawdzięczamy powstanie takich serwisów jak Ceneo, Allegro czy ebay. Ale zadziwiające jest to jak łatwo ulegamy (i to w kontekście światowym) marketingowemu i PR-owemu bełkotowi jakim raczą nas przeróżne firmy. W tym przypadku skupię się szczególnie na wszelakich producentach telewizorów i ogólnie sprzętu z pięknym znaczkiem 1080p.
Przyjemność z zakupu kosztującego kilka lub nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych telewizora 3D może być bardzo krótka. U części osób obraz wyświetlany w trójwymiarze wywołuje podrażnienie oczu, ból głowy, nudności a nawet zaburzenia poczucia równowagi. Rzecz jasna większość sprzedawców o nie informuje o tym swoich klientów, podobnie jak większość użytkowników nie zwraca uwagi na ostrzeżenia w instrukcji obsługi. Na szczęście okuliści uspokajają. Oglądanie filmu czy granie grę 3D nie powinno powodować trwałych uszkodzeń narządu wzroku.