KILLHOUSE - Elektroniczny System Wspierania Gier (ESWG)
Battlefield 1942 Frostbite 3 Edition, czyli TOP 3 moich wymarzonych remaków
W co gracie w weekend? #298: Muv-Luv, Yakuza 0, Bad Company 2, Tales of Vesperia, Halo 3 i Digital Devil Saga 2
Battle(field) Royale - czyli o jeden most za daleko
W co gracie w weekend? #251
W co gracie w weekend? #250
Po kilku miesiącach od premiery, po opadnięciu wszelkich emocji, po okrzepnięciu na rynku… po stanieniu o kilkadziesiąt złotych uznałem, że pora sprawdzić jak się ma moja niegdyś ulubiona marka.
Dotarłem do takiego etapu w swojej growej karierze, że gry przechodzę raz. Jeden, jedyny raz. Wyjątkiem są gry najkrótsze/najlepsze, bo nimi trzeba się nacieszyć. W tę fazę wszedłem razem z obecną generacją konsol, bo poprzednio miałem w zwyczaju wyciskać z gier co tylko się da. Pierwsze przejście na normalu, by cieszyć się fabułą bez zacięć. Później wgryzanie się w mechanikę, by zaliczyć całość na najwyższym poziomie trudności. A i motywacja do przejścia gry trzeci raz też była, bo czekają przecież acziki/znajdźki. Osiągnięcia były dla mnie kiedyś motywacją, by posiedzieć dłużej nad grą, która przecież nie kosztowała tak mało.
Ale to wszystko i tak nic w porównaniu do jeszcze wcześniejszego etapu jaki przechodziłem. Czasy mojego grania na PC, gdy nową grę widziało się raz na dwa/trzy miesiące, więc grało się w nią długie godziny. Mam tu kilka przypadków z tego okresu.
Seria Battlefield może się pochwalić sporą różnorodnością przedstawianych realiów, dzięki czemu różni gracze preferują różne odsłony. 1942 to klasyka, Vietnam wiele osób wspomina z sympatią, dwójka była przełomem, Bad Company to super silnik, dalej było szlifowanie formy, albo upadek wszelkich battlefieldowych obyczajów, zależnie kogo spytać. Na tej linii kolejnych odsłon brakuje jednak jednego ogniwa, które nie było specjalnie przełomowe, ale jednak pod względem “bycia ciekawą grą” przebijało połowę produkcji spod tego szyldu.
Gra nazywała się Battlefield 2: Modern Combat.
Na początku roku wymieniałem Battlefield Hardline, jako jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier. Niedawne testy drugiej wersji beta przyniosły jednak głównie wątpliwości i rozczarowania. Twórcy przesunęli specjalnie premierę, dopracowują grę od dłuższego czasu, ale to, co do tej pory udostępniono nam w trybie wieloosobowym - nie jest tak dobre jak klasyczny Battlefield i brak tam trochę klimatu „cops-criminals”. Co „nie gra” w grze Battlefield Hardline?
Premiera najnowszej odsłony popularnej serii strzelanek Battlefield – od zawsze kojarzonej z taką czy inną wojną – obędzie się już 19 marca. Z tej okazji pozwolono zainteresowanym graczom po raz drugi wziąć udział w otwartych beta-testach Battlefield: Hardline, bo o tym konkretnie tytule mowa. W rzeczonej produkcji polem bitwy stają się amerykańskie miasta i odludzia, a stronami konfliktu siły policji oraz członkowie zorganizowanych grup przestępczych. Nie da się ukryć, że podobna tematyka w ostatnich latach została poważnie zaniedbana w branży gier, więc, z uwagi na tęsknotę do faszerowania ołowiem bandziorów, beta Hardline przyciągnęła mnie przed monitor na dobrych kilkanaście godzin. W niniejszym tekście podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Gracz, im starszy, tym coraz częściej zaczyna wspominać 'stare dobre czasy', kiedy to odwiedzało się kolegów - szczęściarzy z pecetami, u których przesiadywało się godzinami i wspólnie zagrywało w często kultowe dziś produkcje. Problem pojawia się w sytuacji, gdy obraz naszej wyobraźni styka się z tym, jak rzeczywiście dana gra wygląda (a najczęściej wygląda tak, że mimo najprzyjemniejszych nawet wspomnień, potrafi nas od siebie odrzucić). Tutaj z pomocą przychodzą nam remaki, które sprawiają, że gra wygląda dokładnie tak, jak ją zapamiętaliśmy. Jakich remaków mi brakuje?
Mawiają, że były kiedyś czasy, kiedy w FPS-ach najważniejszy był tryb singleplayer, a gracze nie mieli do dyspozycji całej masy sprzętu, pojazdów i ogromnych połaci terenu do upolowania wroga. Battlefield to zmienił. Wydawałoby się, że seria Battlefield z sentymentem może mieć niewiele wspólnego - to przecież sieciowa strzelanka bez fabuły, bohaterów i charakterystycznych lokacji. A jednak, Battlefield może wywoływać bardzo ciepłe wspomnienia.
Battlefield to seria, którą można w tym momencie zaliczyć do raczej rozbudowanych. Co prawda rdzeń zawsze pozostaje ten sam (starcia wielu graczy na rozległych mapach z masą pojazdów jeżdżących, latających i pływających), ale swoista otoczka regularnie zmienia się - mieliśmy już drugą wojnę światową (1942 i 1943), Wietnam (aż dwie odsłony BF-a z podtytułem Vietnam), współczesny (2, 3, 4) i futurystyczny (2142) konflikt zbrojny, a na horyzoncie zarysowuje się nam już Hardline, czyli starcia policji z przestępcami. Jednak jedną z najbardziej charakterystycznych, a zarazem lubianych przez graczy, odnóg serii jest Bad Company, które doczekało się dwóch części. Wydaje się, że to właśnie Bad Company 3 może ponownie ustawić serię na właściwym torze (umówmy się, że "czwórka" pojawiła się ciut za szybko, a Hardline to, delikatnie mówiąc, skok na kasę). Dlaczego gracze tak bardzo lubią Bad Company? Czy naprawdę to właśnie w Niegrzecznej Kompanii cała nadzieja?
Ciągnięcie danej serii w nieskończoność to obecnie jeden z najpopularniejszych marketingowych zabiegów na rynku. Dobre marki podparte oczywiście jeszcze lepszą reklamą ani myślą schodzić ze sceny. Pewne pozytywy istnieją, ale zdecydowanie więcej jest krytycznych, negatywnych stron tej polityki, nad którymi chcę się dziś skupić, bowiem „Growe Tasiemce” żywią się bez końca i rozmnażają w niewyobrażalnym tempie.
Przy ocenianiu tego, co robią ci wielcy światowego rynku gier, ciężko jest być obiektywnym. Mam oczywiście świadomość tego, że jako klient, a zarazem także gracz, zrobiłbym coś zupełnie innego niż developer, ale jednocześnie też innymi kategoriami kierowałbym się jako firma wydająca popularne tytuły. Tylko czy w pewnym miejscu nie ma granicy dobrego smaku, której nie powinno się przekraczać? Nikt z klientów nie lubi popularnego w tych czasach „odcinania kuponów” od czegoś, co w pierwszym podejściu sprzedało się bardzo dobrze. Wielu przy tym twierdzi, że EA ma to opanowane do perfekcji. Jak więc z nowym dzieckiem - Battlefield Hardline - jest?