Borderlands 3 - Kosmetyki czynią cuda!
W co gracie w weekend? #290: Borderlands 2 – Przepis na najlepszy looter shooter na rynku
Battleborn – recenzja nowej gry twórców Borderlands
Recenzja gry Borderlands: The Pre-Sequel! - niby na księżycu, a dalej mocno przyciąga
Homeworld Remastered Collection - pierwsze wrażenia
Furious 4 bez Brothers in Arms - Nowe wieści oraz film z rozgrywki
Kiedy na łamach Gry-Online pojawiła się recenzja Borderlands 2 z niemal maksymalną notą w wysokości 9,5 punktu, ucieszyłem się, że pieniądze przeznaczone na zakup gry nie zostaną wyrzucone w przysłowiowe błoto. Mój zapał ostygł, gdy w komentarzach pod tekstem pojawiły się pytania o porównanie pierwszej części z drugą. Odpowiedź autora artykułu mówiła jasno: jeśli ktoś wynudził się przy jedynce, to dwójka prędzej czy później zrobi z nim to samo. Na szczęście dla mnie gra okazuje się łaskawsza, ponieważ pograłem kilka godzin i cały czas chcę więcej.
Borderlands zawitało w świecie elektronicznej rozrywki pod koniec 2009 roku, ofiarowując graczom niezliczoną liczbę godzin drużynowej przygody. Całość została utrzymana w komiksowej konwencji, dzięki czemu gra zyskała na oryginalności. Po ogromnym sukcesie, nie tylko finansowym Gearbox Software, czyli studio odpowiedzialne za stworzenie tego tytułu, postanowiło wydać rozbudowane rozszerzenia, które również cieszyły się spora popularnością. Dziś, w trzy lata od premiery jedynki na światowym rynku zawitać ma kontynuacja, będąca swoistym rozwinięciem swego protoplasty.
W Borderlands 2, w stosunku do części pierwszej, wszystkiego ma być więcej i lepiej. Po ostatnim trailerze zdecydowanie stwierdzamy, że zapowiedzi twórców to nie czcze gadanie i możemy się spodziewać, że dostaniemy kawał solidnej gry, która nie powtórzy błędów poprzednika (przede wszystkim monotonii). Borderlands to przecież bardzo udany tytuł, który cieszy się sporą popularnością - nie każda nowa marka może się tym pochwalić w świecie zdominowanym przez sequele i reaktywacje serii. Gearbox wie co było słabą stroną jedynki, wie co zrobić, żeby te błędy wyeliminować i nie może tego zepsuć. Klasy postaci są dowodem na to, że pomysłów im nie brakuje.
Niemal wszyscy kojarzą mnie z wszechobecną krytyką. Jednak tym razem będzie zgoła inaczej. Stanę po drugiej stronie barykady i postaram się wybronić pokrzywdzonego moim zdaniem Duke'a. Wiele osób nie pozostawiło po nowych przygodach Księcia suchej nitki. Czy słusznie? Moim zdaniem nie, aczkolwiek rozumiem powody niezadowolenia.
Duke Nukem Forever jest grą żadną. Pisząc „żadną” mam na myśli to, że jej sens, pomysłowość i wykonanie jest do dupy. I to tak centralnie w okolicach dwunastnicy. Gearbox Software robiło co mogło, aby ten gniot jakoś się prezentował. Wyszło jak wyszło, Duke miał kilkusekundowe przebłyski ale w gruncie rzeczy nigdy nie sprostał nawet podstawowym wymaganiom. Za to DLC – i tu pełne zaskoczenie – to już inna para kaloszy. The Doctor Who Cloned Me stworzone przez studio Triptych Games (ekipa była odpowiedzialna za ratowanie całego projektu po spuszczeniu go w kiblu przez Broussarda) pokazuje czym podstawowa wersja mogła być, gdyby ktoś przysiedział przy niej nieco dłużej. Nie no dobra, jaja sobie robię. Powiedzmy, że ten dodatek nie naprawia podstawowych błędów, ale za to przywdziewa nowe ciuszki i ewidentnie dystansuje się od przygód Księcia z Forever.
Historia jak to w przypadku Duke'a jest iście pretekstowa. Szalony doktor Proton (co za powrót po latach!) porywa bohatera i postanawia go sklonować tworząc tym samym potężną armię przypakowanych żołnierzy. Żadna kopia nie może się jednak równać z oryginałem, co też postanawia udowodnić nasz protagonista. Mięśniak z tlenioną fryzurą rozpoczyna wpierw walkę o przeżycie, a następnie urządza krwawą vendettę. Bo Książę może być tylko jeden.
Rozszerzenia fabularne do gier, które zostały uznane grami roku i zdobyły od groma prestiżowych nagród i wyróżnień, nigdy nie miały łatwo. Nie ma co do tego wątpliwości, że oczekiwania graczy względem wspomnianych dodatków zawsze były, są i będą naprawdę wygórowane. A biedni programiści zmuszeni są wtedy dwoić się i troić, by zadowolić potencjalnych klientów. Praca niewdzięczna, bo jak coś pójdzie nie tak, to na pechowym studiu deweloperskim psy będą wieszane i basta. Można się domyślać, że w przypadku dodatków do Half-Life mogło być podobnie, jednak Valve wykonało pewien unik i wykonaniem Opposing Force oraz Blue Shift zajęło się zewnętrzne studio Gearbox Software. W moim mniemaniu był to strzał w dziesiątkę. Lepiej po prostu być nie mogło. Trafiło na zespół programistów, którzy potraktowali całą sprawę bardzo poważnie i zaoferowali bardzo świeże podejście do tematu. Historia opowiedziana z perspektywy żołnierza HECU oraz pracownika wewnętrznej ochrony była z góry skazana na sukces. Może niedokładnie wyszło tak, jak sobie życzyli programiści, ale mogą być ze swojej pracy naprawdę dumni. No, ale po kolei…
Ta smutna, trochę wzruszająca i przy okazji satysfakcjonująca historia pochodzi z serwisu Destructoid. Miesiąc temu 22-letni Michael John Mamaril przegrał walkę z rakiem. Carlo - przyjaciel, postanowił uczcić pamięć zmarłego, który był wielkim fanem Borderlands, poprzez wysłanie wyjątkowej prośby do twórców gry. Ludzie z Gearbox oczywiście się zgodzili oraz dorzucili od siebie coś więcej. Na czym polegała prośba? Carlo chciał, aby Claptrap wygłosił mowę pochwalną na część Michaela. Tej możecie posłuchać pod tym linkiem.
Na czym polega "bonus"? Michael zostanie uwieczniony po wsze czasy w cyfrowej formie jako NPC w Borderlands 2. Piękny gest ze strony deweloperów, którzy po raz kolejny (pamiętacie niezwykłe oświadczyny?) pokazują, jak bardzo cenią sobie fanów i dokładają starań, by pielęgnować wzajemne relacje. Nie pozostaje nic innego, jak przyklasnąć inicjatywie.
Seria Half-Life powinna być znana każdemu miłośnikowi elektronicznej rozrywki. Nie da się ukryć, że obie odsłony serii opowiadające o przygodach Gordona Freemana były kamieniami milowymi w swoim gatunku. Jedynka cechowała się prostymi łamigłówkami, o których nikt nie śnił w żadnym dotychczasowym fps’ie. Dwójka zaś zwaliła z nóg zaawansowaną fizyką, która do dziś należy do ścisłej czołówki i to po 7 latach od premiery! Zastanawiacie się zapewne po co o tym piszę? Stwierdziłem, że warto poświęcić trochę czasu na omówienie całej serii, szczególnie gdy sam ją uwielbiam. Aby uniknąć ściany tekstu zdecydowałem się podzielić owe podsumowanie na cztery części. W ostatniej napomknę co nieco nadchodzącej kontynuacji.
Borderlands było jedną z najmilszych niespodzianek 2009 roku. Nie dziwi zatem to, że znajdująca się obecnie w produkcji kontynuacja budzi spore zainteresowanie. Na sieci pojawił się właśnie kilkunastominutowy materiał video z tej gry, więc wszyscy wyczekujący jej premiery mogą wreszcie zaspokoić swoją ciekawość.
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że Aliens: Colonial Marines to projekt o niezwykłym potencjale. Gearbox tworzy grę, co ma szanse stać się czymś prawdziwie wyjątkowym. Najnowszy zwiastun pokazuje, że studio jest na najlepszej drodze, aby tej szansy nie zmarnować.