Netflix bez oporów realizuje plan oferowania w każdy weekend (i nie tylko) zacnych filmowych premier z dopiskiem "original movie". Tydzień temu na platformę wleciała kosmiczna śmieciarka rodem z Korei Południowej obiecując kolorową, efektowną zabawę, która z powodzeniem odnalazłaby się na kinowym ekranie. Space Sweepers to film niezwykle rzetelny, spójny, dający frajdę. Mała uczta dla widzów głodnych prostych opowieści sci-fi.
Koreańskim filmowcom za 20 milionów dolarów udało się stworzyć obraz wyglądający na dużo droższy i może dlatego po stronie scenariusza zabrakło nieco mocy na stworzenie czegoś naprawdę wyjątkowego. Na szczęście Space Sweepers wszystko to, co robi, robi dobrze, a niedociągnięcia nie przeszkadzają w zabawie.
Świat przyszłości wkracza w swoją ostateczną decydującą fazę. Ludzkość stoi na krawędzi prawdziwej zagłady, którą sama na siebie ściągnęła. Czy w takich nowych realiach uda się Yiu uratować swojego brata i przeżyć potyczkę z najgroźniejszym z możliwych przeciwników?
Debbie wydaje się ostatnią czystą w mieście technologicznych ćpunów. Wyjątku nie stanowi jej chłopak, uzależniony po same uszy współczesny glina. Gdy dziewczyna dowiaduje się o odgrodzonym od świata polem EMP Tokyo, staje się ono jej nową obsesją. Po ostatnim zleceniu dla szalonego dyktatora, oaza marzeń zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Wtedy to para otrzymuje kolejną dyspozycję. Mają zniszczyć barierę EMP, co umożliwi wchłonięcie Tokyo w obręb systemu.
Powiada się, że nie można oceniać dzieła po okładce, są jednak takie pozycje, których oprawa jasno dane do zrozumienia, że ten konkretny tytuł powinien znaleźć się w naszym posiadaniu. Dokładnie tak jest w przypadku wydanego przez Studio Lain komiksu YIU #1, który rozbudzi w wielu czytelnikach ogromną miłość do graficznych powieści frankońskich.
Album Simak autorstwa Jerry'ego Frissena z rysunkami Jean-Michela Ponzio, to jedna ze stosunkowo niedawno wydanych nowości wydawnictwa Scream Comics, którą powinni zainteresować się miłośnicy graficznych powieści science fiction. Scenarzysta już wielokrotnie udowadniał, że potrafi pisać naprawdę intrygujące historie. Czy tak też jest i tym razem?
Prequela przygód zwariowanej grupki przyjaciół z Akihabary wyczekiwałem z wielkim utęsknieniem. Jedynkę do dziś uznaję za grę z najlepiej napisaną historią traktującą o podróżach w czasie.
Strasznie zżyłem się z bohaterami Laboratorium Gadżetów Przyszłości, dlatego nie mogłem oglądać Okarina, który poddał się i dał umrzeć miłości swojego życia, Kurisu. Z szalonego naukowca stał się martwy za życia i chyba tylko spotkaniu z Maho, specjalizującej się w dziedzinie sztucznej inteligencji, zawdzięcza to, ze nie postradał jeszcze zmysłów. Okazało się bowiem, że loli naukowiec pracowała wspólnie z utraconą miłością jego życia. Wraz z szefem zaproponowali mu przetestowanie autonomicznego systemu komputerowego, który oparto no wspomnienia Makise Kurisu o nazwie Amadeus. Jest to ukłon twórców w stronę genialnego austriackiego kompozytora.
Wielki cykl jednotomówek wydawnictwa Waneko powiększył się niedawno o kolejny tytuł – HAL. Tytuł jest mangową adaptacją całkiem dobrze przyjętego filmu anime, który wraz z recenzowanym komiksem, pojawił się na rynku w 2013 roku. Rodzimy czytelnik musiał więc troszkę odczekać, aby móc porównać wersję papierową z oryginałem. Jak z perspektywy czasu prezentuje się sam pomysł fabularny? Można napisać, że całkiem dobrze, jednak na pewno nie jest to pozycja dla każdego.
Boska Amaterasu, mityczne smoki, wielkie i niebezpieczne machiny wojenne, latające statki i wyniszczająca globalna wojna. Wszystko to podane w otoczce alternatywnej historii, w której to szansa na odrodzenie Rzeczypospolitej upatrywana jest przez Piłsudskiego w niepokonanym Imperium Wschodzącego Słońca.
Wśród rzeczy, które są dobre na tym świecie, można wymienić m.in. gry komputerowe, horrory, fantastykę naukową i dostanie czegoś za darmo. We Went Back spełnia wszystkie te warunki, sprawdziłem więc, o co chodzi.
Gra jest darmowym horrorem mocno inspirowanym słynnym P.T.. Wszystko dzieje się na terenie bazy księżycowej, posiada fajną atmosferę, zagadkę, potwora i ładną grafikę. Do tego trwa krócej niż odcinek serialu, więc trudno kręcić nosem. Małe studio Dead Thread Games wybrało taki sposób na zadebiutowanie i mogę im tylko przyklasnąć.
Miłośnicy space weteranów radujcie się! Oto na rodzimym rynku pojawiła się seria komiksowa, która zdecydowanie powinna znaleźć się w sferze waszych zainteresowań. OKP Dolores to nowa kosmiczna odyseja, która powinna wam zapewnić sporą dawkę rozrywki i relaksu, która zdecydowanie przyda się w obecnych nerwowych czasach niepokoju.