MMO zyskuje ostatnio na popularności. Twórcy zauważyli, że w samym gatunku siedzi ogromny potencjał. Oczywiście nie jest to potencjał na stwozenie uniwersalnego, growego doświadczenia. Gatunek ten bowiem odpowiednio wykorzystany, potrafi przynieść porządne pieniądze. Naprawdę, naprawdę wielkie pieniądze, bo w końcu kilka najlepiej zarabiających gier na świecie to MMO. A jakby nie patrzeć, przy produkcji gier na końcu zawsze liczy się kasa, bo gdzieś tam bokiem ucieka pasja do tworzenia. Ale nie o tym mi dziś mówić.
Prince of Persia należy do kultowych i naprawdę wiekowych serii. Jej początki sięgają 1989 roku, a przez te wszystkie lata marka przeżywała wzloty i upadki. Piaski Czasu - oryginalnie nazwane The Sands of Time - należą do tej pierwszej kategorii, podczas gdy pierwsza i niestety niedorobiona odsłona w 3D z Księcem Persji na czele, zaliczyła totalne dno. Z owego dna Książę został uratowany, a to wszystko dzięki firmie Ubisoft, która miała świetny pomysł na trylogię. Oczywiście niniejsza produkcja została stworzona przy pomocy twórcy pierwowzoru - Jordana Mechnera, co uczyniło ją jedną z najlepszych platformówek w dziejach elektronicznej rozrywki.
Każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia związane z grami. Przeważnie dotyczą one starszych gier, w które graliśmy ładnych kilka(naście) lat temu. W większości przypadków z tymi grami wiążemy miłe dla nas chwile i wspomnienia. Wtosięgrało to cykl felietonów, który przywodzi starsze produkcje, pojedyncze misje czy momenty, które przeszły do historii elektronicznej rozrywki. Wtosięgrało to sentymentalny powrót do przeszłości i gier, które lata świetności mają już za sobą, ale o których wciąż pamiętamy. Tym razem przeniesiemy się do słoneczno-różowego Vice City, by powspominać jak to podczas zachodu słońca wkurzało się przechodniów i policję. Jeśli słuchać Haddaway - What Is Love i Toto - Africa, to tylko w GTA: Vice City!
Master Reboot to jedna z tych gier, która obiecuje bardzo wiele, a ostatecznie jest jedynie ciekawostką. Jednak ta ciekawostka jest na tyle frapująca, że mimo pewnych braków potrafi przyciągnąć na te kilka godzin gry.
Nostalgia to uczucie, z którym gracze są niezwykle dobrze zaznajomieni. Wielokrotnie każdy z nas spotykał się ze stwierdzeniem: „kiedyś gry były lepsze, teraz tylko liczy się grafika (tu wklej dalszą część podobnego narzekania)”. Faktycznie, coś w tym jest. Człowiek zawsze koloryzuje wspomnienia i nadaje im monumentalny charakter, przez co przeszłe doświadczenia wydają się lepsze. Na taki stan rzeczy działa wiele różnych czynników, o jakich nie chce mi się tu mówić. Nie z lenistwa, tylko dlatego, że na gameplay.pl pojawiło się kilka innych artykułów o nostalgii (o choćby tutaj). Może też dorzucę do tego kiedyś swoje trzy grosze, ale to innym razem, bo teraz zaczynam odbiegać mocno od tematu. Ogólnie miło jest sobie popatrzeć na dawne czasy. Ja postarałem się sięgnąć w głąb mej pamięci, by przypomnieć sobie pierwsze gry wideo, które umilały mój czas, gdy jeszcze ledwo potrafiłem trzymać pada. Albo jak to mawiałem dawniej – joysticka.
Gdy trzynaście lat temu debiutował Windows XP, niewielu raczej wierzyło w to, że ten system nie tylko okaże się dobrą inwestycją i kawałkiem porządnego softu, ale i przebije popularnością oraz funkcjonalnością tak ceniony i popularny wówczas OS Microsoftu z numerkiem 98. Wczoraj, 8 kwietnia 2014 roku, gigant z Redmond oficjalnie zapowiedział zakończenie wsparcia technicznego dla swojego flagowego niegdyś produktu, na którym opierała się zdecydowana większość komputerów. Choć wcale nie oznacza to, że nagle musimy wyrzucać XP-eka z dysku, to nie da się jednak ukryć, że właśnie kończy się bardzo ważny i pełen sukcesów okres w historii najpopularniejszego systemu operacyjnego.
Lista gier, których brak w siódmej generacji bije po oczach i powoduje szczery smutek w sercach graczy.
Klocki. Fantastyczna sprawa. Zabawka, która potrzebuje inwencji twórczej młodego człowieka, aby była jeszcze lepsza i ciekawsza. To również coś, dzięki czemu kształciłem swoją wyobraźnię. Zabawa klockami w większym gronie miała niesamowity aspekt socjalizacyjny. Szczęście, że mam starszego brata i mogłem od niego odziedziczyć duże pudło klocków, które było wypełnione nimi po brzegi. Mimo tego zawsze mało mi było zestawów. Kto nie wzdychał, przeglądając świąteczny katalog, nie wie co stracił.
Zawiedziony Gracz wyciąga z napędu płytę i odkłada ją na pokaźny stos oznaczony „nigdy więcej”. To kolejna już starusieńka gra, którą chciał uruchomić z sentymentu, niestety przeskok technologiczny pomiędzy tym, co podobało mu się 10, 15 i więcej lat temu okazał się zbyt wielki. Grafika kanciasta, a piksele w niej tak wielkie, że można nimi usypać tor żużlowy, niegdyś świetny gameplay okazuje się słaby lub zupełnie niegrywalny. Pewnie, Gracz zarzeka się, że są tytuły, które się nie starzeją, wraca do nich co jakiś czas. Ale co z resztą? Gracz, nie chcąc ryzykować następnych, w wypadku uruchomienia wielbionego dawniej tytułu nieuniknionych zawodów stwierdza, że wspomnienia zostawi nienaruszone.
Wcale nie żałuję. Jest mi wręcz przykro, że ze świetnie zapowiadającego się stopniowego rozwoju serii, co zwiastował pierwszy Modern Warfare, całość stała się zwykłym kompostem. Pf! Kompost przecież fermentuje i zmienia właściwości, a we wspomnianej serii jakiegokolwiek progresu brak.