Bywa tak, że zagraliście w coś, co Was urzekło z tej czy innej przyczyny i miło sobie takie coś wspominacie. Ale oczywiście, jak na złość, gra taka ma już swoje lata, a jej oryginalni twórcy albo dawno zwinęli interes lub sprzedaż była za niska i taki tytuł żyje tylko w umysłach sentymentalnych graczy. Np. w moim. Chcę się podzielić z Wami listą tytułów, które zapadły mi w pamięci i których sequele lub remake'i chętnie bym ujrzał na współczesnych maszynach.
Oczywiście mam świadomość, że tego typu zabiegi rzadko kiedy bywają udane (BTW mimo wszystko liczę mocno na reinkarnację Carmageddon) i że pewnych gier tykać już nie wolno. Z tego też powodu wybrałem gry mniej popularne i takie, które miały tylko jedną część. Wszystkie natomiast mają to COŚ. Kolejność alfabetyczna, mogą się trafić spoilery.
W drugim odcinku swojego cyklu wideo po raz kolejny zabiorę Was w sentymentalną podróż wehikułem czasu. Tym razem pod lupę trafia absolutny klasyk gatunku gier platformowych, czyli pierwsza pozycja ze znakomitej serii „Prince of Persia” – kolejna z wielkich produkcji mojego „gamingowego” dzieciństwa. Przy okazji przekonałem się, że lata grania na padzie w nowe, przeważnie bardzo proste produkcje, drastycznie obniżyła moje umiejętności grania w zręcznościówki przy pomocy klawiatury. Poprawiłem natomiast nieco jakość nagranego głosu, podmieniając gąbkę w mikrofonie. W następnym odcinku zamierzam pójść o krok dalej i spróbować wykorzystać zewnętrzną kartę dźwiękową pod USB, z którą zakłócenia powinny być dużo mniejsze, co po procesie odszumiania powinno zaowocować przyjemniejszym wokalem.
W poniedziałek mieliście okazję przeczytać moje łzawe wyznania dotyczące gier, których z różnych względów nie udało mi się ukończyć. Czas zatem na porośniętą włosami, męską, kanciastą opowieść o tytułach, które uznałem za wystarczająco wypasione, by przejść je więcej niż jeden raz. I podobnie jak poprzednio - jestem absolutnie pewien, że wielu z Was ma swoje ukochane gry, które katowaliście do nieprzytomności. Dajcie znać.
Moja lista tym razem będzie alfabetyczna. Zapraszam!
Należycie do ludzi, którzy za wszelką cenę muszą ukończyć każdą rozpoczętą grę? A może cierpliwość jest u was towarem deficytowym i Wasze półki uginają się pod naporem pudełek z produkcjami, w których napisy końcowe to nieodgadniona tajemnica? Jakkolwiek by nie było, jestem pewien, że raz czy dwa zdarzyło się Wam z chęcią rozpocząć rozgrywkę, by potem z tego czy innego powodu ją przedwcześnie zakończyć. I najczęściej wcale nie dlatego, że "bo to zła gra była".
Poszperałem w zakurzonych zakamarkach swojej pamięci i ułożyłem krótką listę zacnych gier, których nie udało mi się ukończyć. Zapraszam - kolejność z grubsza przypadkowa.
Popularna seria The Settlers jest ściśle kojarzona z blaszakami i trudno się temu dziwić, wszak kolejne odsłony tego cyklu tworzone są dziś wyłącznie z myślą o platformie PC. Kiedy jednak sięgniemy pamięcią do pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i przyjrzymy się debiutanckiemu odcinkowi Osadników, to okaże się, że nie zawsze tak było. Gra pierwotnie została opracowana z myślą o komputerach Commodore Amiga, a dopiero kilkanaście miesięcy później studio Massive Entertainment przygotowało konwersję. Długie oczekiwanie opłaciło się, bo pecetowy port okazał się piekielnie udanym klonem pierwowzoru.
Celem rozgrywki w The Settlers jest podbój średniowiecznej krainy poprzez pokonanie wszystkich konkurentów – tych ostatnich może być maksymalnie trzech. Choć gra militarnych kwestii nie traktuje z należytą powagą, a w samych starciach jest dużo przypadku, to w ostatecznym rozrachunku właśnie one pełnią tu kluczową rolę. Końcowy wynik jest uzależniony od tego, jak sprawnie radzimy sobie z ekspansją terytorialną, a tej bez likwidowania wrogich placówek przeprowadzić nie sposób. Nie zmienia to oczywiście faktu, że przemyślany rozwój osady jest fundamentem późniejszego sukcesu – nie da się bowiem powołać skutecznej w boju armii i poprowadzić jej do zwycięstwa bez odpowiedniego zaplecza gospodarczego.
I znowu nostalgicznie - pierwszy Mortal Kombat, gra rewolucyjna i rewelacyjna, wyposażona w zdigitalizowancyh aktorów, którzy skakali, kopali i wyrywali kręgosłupy. Wszyscy to znają. Tymczasem okazuje się, że mogą teraz poznać także kulisy produkcji - od kilku ładnych miesięcy w odmętach YouTube'a spoczywa 9 części oryginalnych nagrań prezentujących nagrywanie ruchów do pierwszej części MK. Warto spojrzeć, jak to się robiło wiele lat temu.
Lat temu dużo. Mieszkanie kolegi. Magiczna plastikowa skrzynka podłączona do telewizora. Gra na kasecie. Magnetofon. Wstrzymanie oddechu... Ustawianie głowicy! Raz trwało to pół minuty, a raz przejeżdżające drogą samochody wywoływały drgania, które bezpośrednio przenosiły się na biurko i uniemożliwiały skuteczną manipulację maleńkim śrubokręcikiem. Dramat. Ale jak już odpaliło... Wow! Znacie to, prawda? Zapewne nowe wcielenie słynnej marki Commodore nie zapewni podobnych emocji, ale bez wątpienia wygląd obudowy rozgrzeje serce niejednego gracza. C64 wraca!
Ileż to godzin spędziło się na automatach (mało kto miał wtedy konsolę Segi) zwiedzając ulice miasta ogarniętego przestępczością. Ileż głów się rozwaliło, iluż odcisków nabawiło, nostalgia na całego. Streets of Rage dorobiło się w sumie trzech odsłon a dziś, dzięki grupie niezależnych autorów, możemy je wszystkie przetestować w jednym wielkim remake'u.
W ostatnich latach produkcje z cyklu tower defense stały się niezwykle popularne i trafiły na niemal wszystkie platformy z grami. Użytkownicy Xbox LIVE mogą poszczycić się jedną z najciekawszych adaptacji gatunku - Defense Grid: The Awakening – przygotowaną przez studio Hidden Path Entertainment w 2008 roku.
Wojna jest tematem bardzo wielu gier i tylko nieliczne z nich wyróżniają się na tle konkurencji. Jedną z najoryginalniejszych wizji konfliktu zbrojnego przedstawiło studio Signal w Toy Soldiers. Produkcja przenosi graczy na makiety pól bitew i pozwala kontrolować dziesiątki jednostek. Chociaż tytułowi żołnierza są zabawkami, to gra spodoba się nie tylko dzieciom.