Wipeout jest jedną z serii gier, które na pierwszy rzut oka trudno podejrzewać o ciekawe tło fabularne. Osoba nie znająca tej serii może pomyśleć, że to czysto zręcznościowe wyścigi futurystycznych bolidów, w których liczy się tylko walka na torze z czasem i przeciwnikami. To jednak właśnie tutaj narodziła się jedna z growych legend, wyścigowy zespół FEISAR. Dzisiaj to jeden z symboli PlayStation.
Gdy na horyzoncie rysuje się FIFA 13, Pro Evolution Soccer 2013, NBA 2k13 i inne "13", Codemasters skupia się na teraźniejszości. Trzecia część F1, z więc 2012, jest zdecydowanie najlepszą wydaną dotychczas częścią wirtualnej Formuły 1. Mistrzowie Kodu najwyraźniej biorą sobie do serca wszystkie uwagi graczy i starają się spełnić ich oczekiwania. Oczywiście spełnienie oczekiwań i marzeń to dwie zupełnie odmienne rzeczy, ale najważniejsze, że jest dobrze. Tylko dlaczego polska wersja językowa jest tak skopana, że bardziej pasowałaby mi wersja mandaryńska? Tego wszystkiego dowiecie się z recenzji.
W F1 wrze. Do końca sezonu pozostały dwa wyścigi, a pierwsze miejsce w klasyfikacji kierowców i tytuł mistrza świata to wciąż sprawa otwarta. O zwycięstwo walczą już tylko dwaj kierowcy - obecnie liderujący Sebastian Vettel i tracący do niego 10 punktów Fernando Alonso. Do zdobycia pozostało 50 punktów. Wszystko się może zdarzyć. Który z nich sięgnie po trzeci w karierze tytuł mistrza świata - Vettel czy Alonso?
Narzekać na ułatwienia, uproszczenia i brak wyzwania w nowych grach można na każdym kroku. Nie wszyscy twórcy chcą jednak prowadzić graczy za rączkę i wprowadzać ich bezboleśnie w stworzony przez siebie świat. Czasami dostaje się do rąk potężną maszynę i bez większego doświadczenia wyjeżdża się na tor, aby pędzić z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę. Bez wspomagań, nowoczesnych systemów i linii pokazującej właściwy tor jazdy. Ale za to z piętnastką oponentów, którzy chętnie zamienią nas w dymiącą kupę złomu.
Wielu ludzi uważa zespół Criterion Games za mistrzów w swoim fachu, swoistych specjalistów w tworzeniu zręcznościowych ścigałek. Czy słusznie? I tak, i nie. Żeby nie było, sam lubię ich gry, ale od pewnego czasu zdołałem zaobserwować znaczny spadek formy tego brytyjskiego studia, dlatego też postanowiłem podsumować ich ostatnie, niezbyt chlubne dokonania.
Zręcznościowe wyścigi są naprawdę sobą, gdy szybko się nudzą przy mocniejszym ogrywaniu? Można odnieść takie wrażenie, gdy spędzi się kilkanaście godzin z Burnout: Dominator na PSP. To świetny tytuł w trudne dni, gdy wokół piętrzą się problemy, a człowiek szuka nawet najprostszych metod na relaks. W dziele EA łatwo taką chwilę oddechu znaleźć, choć na małym ekraniku handhelda dzieje się bardzo dużo. Problem w tym, że gra nie nadaje się na dłuższe posiedzenia.
Po pierwszych kilkudziesięciu minutach na twarzy gracza bawiącego się Dominatorem maluje się tylko zachwyt. Możliwość przejechania całego okrążenia na turbo, z zawrotną prędkością, pompuje adrenalinę i sprawia, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Powrót do opcji nieskończonego ładowania paska „boost”, dzięki ryzykownej jeździe, jest strzałem w dziesiątkę, a przy okazji otwiera twórcom furtkę na podniesienie poziomu trudności. W końcu, aby być najlepszym trzeba opanować taką jazdę na granicy do perfekcji.
Odcinanie kuponów poprzez wydawanie kolejnych, niemal nie różniących się od siebie odsłon, nie jest mile widziane przez graczy i dobrze oceniane przez recenzentów. Co jednak ma zrobić taki twórca, jak Criterion, który w przypadku Burnouta wymyślił już chyba wszystko? Zabić dochodową serię gier, czy szukać różnych możliwości i brakujących elementów, które mogłyby się pojawić przy nowej produkcji?
Kolejne wydane na PlayStation 2 odsłony serii Burnout utrzymywały niemal niezmiennie wysoki poziom i zapewniały godziny zabawy na najwyższym poziomie. Mając w pamięci czas spędzony przy odsłonach na dużej konsoli Sony z niecierpliwością czekałem na pierwszego takedowna z edycją na PSP.
I wtedy pojawił się Dominator. Druga i ostatnia gra z serii wydana na Portable, przez ojców-twórców nie uważana nawet za tytuł z głównego nurtu, a jedynie spin-off. To mogło wywołać pewne obawy.
W czasie, gdy większość kibiców ekscytuje się finałem Ligii Mistrzów, ja z niecierpliwością oczekiwałem na ten weekend z całkiem innego powodu. Dzisiaj (a właściwie wczoraj) o 16:00 rozpoczął się jubileuszowy, 24-godzinny wyścig na kultowym torze Nürburgring Nordschleife, w którym wystartowało aż 170 zespołów. Dla większości miłośników sportów motorowych pierwsze skojarzenie z trwającymi całą dobę zawodami stanowi z pewnością Le Mans. Moim zdaniem zdecydowanie ciekawiej prezentuje się jednak położone w Niemczech Zielone Piekło. Jeśli nigdy do tej pory nie interesowaliście się tą dyscypliną sportu, to właśnie macie ku temu bardzo dobrą okazję, dzięki oficjalnej transmisji na żywo. Wszystkich zaintrygowanych tą tematyką zapraszam do dalszej lektury…
Ś.P. Colin McRae przewraca się w grobie. Nie dość, że cała seria DiRT (która od trzeciej części nie jest już sygnowana nazwiskiem tego wielkiego kierowcy rajdowego) zeszła na hamburgery to na dodatek w produkcji, a raczej w tłoczni, jest już totalnie odjechana odnoga pseudo-dziedzica najlepszej, moim zdaniem, gry rajdowej w historii. Dlaczego dziedzic nie jest pełnoprawny? Ponieważ mamy do czynienia z sytuacją, w której majestatyczny, poważny, elegancki i wąsaty ojciec spogląda na swojego śmigającego na desce syna z pofarbowanymi na zielono włosami. I wiecie co? Demo nawet mnie bierze!