Wielu ludzi uważa zespół Criterion Games za mistrzów w swoim fachu, swoistych specjalistów w tworzeniu zręcznościowych ścigałek. Czy słusznie? I tak, i nie. Żeby nie było, sam lubię ich gry, ale od pewnego czasu zdołałem zaobserwować znaczny spadek formy tego brytyjskiego studia, dlatego też postanowiłem podsumować ich ostatnie, niezbyt chlubne dokonania.
PRZED ROKIEM 2008
Criterion stworzyl sporo gier, z czego ich największym dokonaniem okazała się seria Burnout oraz ciepło przyjęta, dość przełomowa strzelanina z perspektywy pierwszej osoby o mało oryginalnym tytule Black. Trzeba przyznać, że twórcom na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nie brakowało ani finezji, ani tym bardziej odwagi, dzięki czemu zdołałi wybić się spośród innych producentów na tyle, że zdołali zwrócić swoją uwagę wielkim korporacjom, dokładniej Electronic Arts. Początek współpracy nie zapowiadał katastrofy, która nadciągnęła parę lat po "ślubie", ale o tym napiszę w dalszej części tego felietonu.
ROK 2008 - Burnout Paradise
Piąta część, oczywiście biorąc pod uwagę duże odsłony serii Burnout wprowadziła pewne nowości. Pierwszą z nich jest otwarte miasto, które wzbudza pełno kontrowersji, o których wspomnę nieco później. Drugą jest nachalne połączenie trybów single i multiplayer. Chociaż w gwoli ścisłości samo wykonanie, prekursora promowanego dziś Autologu wcale nie było takie złe. Co tyczy się jednak otwartej mapy. Przede wszystkim to, że jest zróżnicowana, zapadająca w pamięci i ogólnie dobrze wykorzystana. Możemy zatem w dowolnej chwili wykonywać szalone wyskoki, rozbijać bilboardy, czy odnajdywać skróty. Jednak za tym wszystkim stoi druga strona medalu. Głównie rozchodzi się tutaj o same wyścigi. Brak barierek powoduje, że zamiast skupiać się na rywalizacji, skupiamy się tak naprawdę trasie, zerkajać co parę sekund na mapę, by wybrać jak najlepszą dla nas drogę.
Kolejną wadą jest poprowadzenie głównego wątku, bo o ile multi bawi nas niezmiernie swoimi, przemyślanymi wyzwaniami, o tyle singiel został zrobiony na odwal się. Nie czepiam się w tym wypadku braku fabuły, bo nie oto tutaj chodzi, ale o samą karierę. W trakcie zabawy zdobywam coraz to lepsszą reputację, aby ją zdobyć musimy wykować odpowiednią ilość zmagań. Niby wszystko ok, ale problem pojawia się wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że każde zdobycie rankingu (a jest ich bodajże 5), powoduje, że nasze dotychczasowe dokonania są zerowane, przez co musimy podchodzić do nich kilkukrotnie, co jest nie tylko nużące, ale i bardzo dla nas frustrujące. Tak naprawdę dobrze wspominam pierwsze 15% ukończenia, bo później tylko męczyłem ten tytuł i cudem osiągnałem 100%. Jednak byłem tą pozycją tak zmęczony i zanudzony na śmierć, że zwyczajnie wcale się z tego powodu nie ucieszyłem.
ROK 2010 - Need for Speed: Hot Pursuit
Na szczęście w przypadku trzeciej części podserii Hot Pursuit postanowiono zrezygnować z tak chorych wymysłów. Mimo tego sama rozgrywka okazała się na dłuższą metę męcząca. Z tego względu, że program cztery tryby na krzyż. Jazda na czas i wyścigi w przypadku pirata drogowego, oraz nieco inna jazda na czas i pościg w przypadku stróża prawa. Trochę mało, prawda? Na domiar złego sztuczna inteligencja została oparta na skryptach w taki sposób, że nasi rywale siedzą nam cały czas na ogonie. Także zaczynamy powątpiewać w nasze umiejętności, bo w żaden sposób nie możemy za bardzo oddalić się od swych przeciwników. Analogicznie jest z tymi przed nami, którzy dopóki nie zostaną przez nas wyprzedzeni, prowadzą swoje auta w taki sposób, aby nam to jak najlepiej umożliwić. Gdzie tu rywalizacja? Szkoda też, że same tereny nie zostały wykorzystane, bo w ten sposób nie mamy, poza samymi wyzwaniami co robić.
Na plus zaliczam za to świetny klimat, piękne tereny i dobry soundtrack, czyli dokładnie te same aspekty, znajdujące się również w Burnout Paradise. Niestety model jazdy woła o pomstę do nieba, a sama kariera również nie zachęca do jej ukończenia. Fizyka jazdy przypomina mi tę ze ścigałek dostępnych na automatach z lat 80, zaś singleplayer został jak zwykle potraktowany po macoszemu. Twórcy uparcie wciskają nam system Autologu, który łączy dokonania w singlu z multi. Po co to? Według producenta ma to zachęcić nas do rywalizacji między sobą, ale w praktyce nie zwracamy na to absolutnie żadnej uwagi. Z początku byłem także przeciwny dziwnym systemom towarzyszącym naszym i cudzym pojazdom, ale po jakimś czasie stwierdziłem, że wcale nie są takie złe. Impulsy, kolczatki oraz inne zabaweczki w dość niezły sposób urozmaicają nam nieco nudną rozgrywkę. Nie rozumiem za to systemu nitro w fabrycznych, licencjonowanych superautach, ale na to też zdołałem przymknąć oko.
ROK 2011 - Burnout: Crash!
Nie ma to jak żerować na znanej marce oferując fanom serii amatorską i bardzo śmierdzącą kupkę, która powinna ukazać się co najwyżej za darmo. Zresztą wystarczy popatrzeć jak wygląda ta profanacja serii, by zrozumieć co mam na myśli. Zero grywalności połączone z totalnymi debilizmami i brakiem jakiejkolwiek satysfakcji płynącej z tego crapa, powoduje, że ma się ochotę wywalić twórców na zbity pysk, zaś korporacji Electronic Arts, życzyć totalnego bankructwa.
ROK 2012 - Need for Speed: Most Wanted
Hot Pursuit wyszedł Criterionowi całkiem nieźle, aczkolwiek nadal sporo brakuje mu do miana bardzo dobrej produkcji. Tytuł ten oferuje zbyt dużo wad, które powinny zostać wyeliminowane w tworzonym przez nich Most Wanted. Niestety, wygląda na to, że dostaniemy kolejnego klona Burnout Paradise. Na domiar złego posiadającego w sobie każdą jego wadę. Pojawią się zatem długie, bezsensowne cutscenki pojawiające się przy każdej, możliwej kolizji, AI oparte na skryptach, model jazdy wzięty z automatów lat 80, brak barierek i nudna kampania singleplayer stworzona tylko i wyłącznie dla picu, która w połączeniu z nudnym jak flaki olejem Autologiem, który ma nas zachęcić do rywalizacji, a tak naprawdę tylko nas do tego zniechęca. Tak naprawdę podoba mi się tutaj tylko miasto, które jak zwykle sprawia dobre wrażenie. W gruncie rzeczy tyle. Brak czarnej listy, tuningu, slow motion, interakcyjnych elementów otoczenia, wyzwań z policją, prawdziwej sztucznej inteligencji, postaci, fabuły powodują, że tworzonym przez Criteriona Most Wanted tak naprawdę w ogóle nim nie jest. Prawdziwym duchowym spadkobiercą okazuje się zatem kiepski Undercover, sequelem mieszany Carbon.
Czym w takim razie jest nowe Most Wanted? Tylko i wyłącznie skokiem na kasę, dokładnie takim samym jak Burnout: Crash! Gry te wykorzystują znane nazwy, nie mając z nimi tak naprawdę nic wspólnego. Nowe dziecko Criteriona jest tak naprawdę Burnoutem, dlatego powinno otrzymać nazwę Paradise II. W końcu spadające z nieba radiowozy nijak nie pasują do serii Need for Speed. Istna profanacja i bezczeszczenia dobrego imienia znakomitej podserii. Najwyraźniej EA i Criterion mają nas, graczy za totalnych idiotów, bezmózgowców, zombie i innych umysłowych odchyleńców. To jest tak, jakby człowiek poszedł do salonu samochodowego i chciał kupić Fiata 126p ze znaczkiem i w cenie Mercedesa, albo Poloneza w cenie i z logiem BMW, bo oba modele posiadają tylni napęd. To jest jawna kpina z graczy i ich inteligencji! Criterion w ogóle nie uczy, albo nie chce uczyć się na swoich błędach, albo EA nie pozwala im na stworzenie finezyjnej, przełomowej i dobrze wykonanej produkcji. Najpewniej to drugie. Wolą co roku wypuszczać niedorobione tasiemce, bo wiedzą, że gracze i tak to kupią. Przykre. Więcej na temat tego pseudo NFS'a napisałem w artykule "Need for Speed: Most Wanted // Złudny powrót do korzeni", do którego gorąco zapraszam.
Polub Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci one do gustu. Z góry dziękuję za klik.