Wrażenia z bety Survarium – darmowego postapokaliptycznego FPSa
Killzone: Mercenary - Wrażenia z testów wersji beta
Gamedec, czyli Kicstarter, RPG i Cyberpunk
Krótka piłka- Beta Desperados III
Testy beta The Division 2 - pięć powodów, by wrócić (lub nie) w szeregi agentów SHD
O mojej skomplikowanej relacji z Onrush
Niezliczone są przypadki tytułów F2P, które tak jak The Mighty Quest For Epic Loot zachęcały mnie trailerami i ciekawymi pomysłami, okazywały się na tyle nie grywalne, że znikały z mojego dysku przed ukończeniem prologu. Przygotowany na podobny scenariusz zostałem mile zaskoczony, kiedy po kilku godzinach z tytułem wciąż chciało mi się grać.
Moją przygodę z War Thunder można opisać jednym zdaniem: wpadłem na chwilę, zostałem na dłużej. Nie wiem, czy na stałe, ale z pewnością stoczę jeszcze niejedną bitwę, siedząc za sterami wirtualnej maszyny. Panowie z Gaijin Entertainment po prostu trafili ze swoją najnowszą produkcją w dziesiątkę.
From Software postanowiło wczoraj sprawdzić serwery Dark Souls II, wypuszczając przy okazji dla graczy betę (a raczej tylko na PS3 i tylko dla posiadaczy PS Plus), która mogła być uruchomiona tylko od godziny 8 do 11. Dziwne posunięcie, jednak cofnięcie czasu pozwoliło mi się wyspać i wstałem tylko z jedną myślą w głowie – zdążyć na czas i radośnie poumierać sobie w świetnej grze. Oczywiście nie obyło się na początku bez problemów technicznych, ale były one marginalne. Po tych trzech godzinkach zabawy wiem tylko tyle, że pierwszy kwartał 2014 roku minie mi pod znakiem Mrocznych Dusz.
Faza otwartych beta testów Battlefielda 4 dobiegła końca 15 października. Było to swojego rodzaju demko i ostateczny argument za lub przeciw, czy aby warto tę produkcję nabyć. barth89 opisał wam już swoje pierwsze wrażenia, które były dość obszerne. Ja postanowiłem nieco ochłonąć i z zimną krwią podejść do pisania artykułu. Niestety, mój PC miał już problemy z BF3, także bałem się uruchamiać betę Czwartego Pola Walki. Nie pozostało mi nic innego jak puścić w obieg moje PS3. Pograłem kilka godzin i już na wstępie powiem, że było troszkę biednie.
Za około miesiąc na łamach Gry-OnLine pojawi się pełnoprawna recenzja Deadfall Adventures, ale póki co przyszedł czas na krótki, niezobowiązujący test próbnej wersji dostarczonej w dobrej wierze przez sympatycznych panów deweloperów z The Farm 51. Kto jest zainteresowany jakością tej produkcji? Kto chce wiedzieć, czy wnuk słynnego Allana Quatermaina ma start do Indiany Jonesa? Komu opisać, jak się w tego Deadfalla grało? Wszystkim? Świetnie, zapraszam zatem do tekstu.
Deadfall Adventures, w którego miałem okazję zagrać, to 4 poziomy z kampanii - dwa początkowe i dwa z nieco późniejszego etapu przygody (choć zupełnie świadomie odpuściłem sobie końcówkę, nie chcąc sobie psuć zabawy przy okazji pisania właściwe recenzji). W skórze niejakiego Jamesa Lee Quatermaina miałem okazję zwiedzić trochę pustynnych okolic Egiptu i zaliczyłem szybki wypad do gwatemalskiej dżungli, a wszystko w imię poszukiwania skarbów i towarzyszenia niezłej lasce (a jak!). I muszę przyznać, że prezentuje się to całkiem solidnie, choć nie obyło się bez zgrzytów.
Mam to szczęście, że załapałem się do ograniczonej bety czwartego Battlefielda, więc najnowszego FPS-a DICE ogrywam już od kilku dni. Battlefield 4, przez wielu graczy oskarżany o wtórność, na pierwszy rzut oka mógłby zostać przyozdobiony numerkiem "3.5", ale przy pierwszym zetknięciu z produkcją Szwedów moja reakcja była taka: "łał! Battlefield 4 jest o wiele lepszy od 3!". Czy po kilku godzinach gry w betę zmieniłem zdanie?
Killzone: Mercenary to chyba pierwszy, od naprawdę długiego czasu, ekskluzywny tytuł na PlayStation Vita, który nie tylko świetnie się zapowiada, ale i również nie wymaga od odbiorcy, nazwijmy to, specyficznego gustu. Osobiście taką metkę przykleiłbym jeszcze premierowej Złotej Otchłani, bo zarówno WipEout, Gravity Rush, Dragon’s Crown czy Soul Sacrifice to tytuły na tyle nietypowe (pod względem mechaniki, klimatu bądź oprawy graficznej), że raczej ciężko jest z czystym sumieniem wepchnąć je w dłoń standardowego Kowalskiego i powiedzieć „graj chłopie, na bank ci się spodoba!”. Mercenary trafi zaś do każdego, bo jest po prostu grą o strzelających do siebie najemnikach - pieruńsko dobrą grą, trzeba dodać.
Ludzie, którzy oglądali żałosną konferencję Ubisoftu z tegorocznego E3 (jedna wysoka, czarna pani i pełno sucharów), na pewno kojarzą The Mighty Quest for Epic Loot. Pojawił się wówczas zabawny trailer, przypominający stylistycznie i merytorycznie te od filmów Pixara, albo choćby takie od Team Fortress 2. Sama gra zapowiadała się ciekawie i krótko po targach rozpoczęto zamknięte beta-testy, do których udało mi się załapać na parę dni. Niestety przez obecny system segregacji e-mailów na gmail, nie zauważyłem mojego zaproszenia, także czas zabawy diametralnie się skrócił. W sumie to nawet dobrze, bo dłużej z tym tytułem bym nie wytrzymał.
O grze The Mighty Quest For Epic Loot pierwszy raz usłyszałem na targach E3. Ubisoft zaskoczył mnie niejednokrotnie. Mighty Quest nie zrobiło na mnie dużego wrażenia pod kątem gameplaya czy grafiki. To trailer sprawił, że z uśmiechem na twarzy i z czystej ciekawości zacząłem drążyć temat tej gry. Wpisałem się na listę uczestników zamkniętej bety i oto jest… dostęp do gry.
Na pierwszy rzut oka zwykły hack and slash z przyjazną grafiką ale już po pierwszych piętnastu minutach widać, że gra ma na siebie świetny pomysł, a co za tym idzie – olbrzymi potencjał.
ShootMania: Storm już od jakiegoś czasu bytuje jako otwarta beta w wszechogarniającym Internecie. Każdy może dołączyć do testowania dzieła Nadeo – studia znanego przede wszystkim z serii gier wyścigowych TrackMania. Jak świeży tytuł wykorzystuje koncepcje zaprezentowane w poprzednich produkcjach tego dewelopera dowiecie się z krótkiej notki opiniującej kilkanaście godzin sieciowych potyczek.