5 argumentów... za tym, że NBA Live 14 będzie niewypałem (o ile wyjdzie)
Recenzja gry Tales from the Borderlands
Doom jako nieokiełznany shooter - recenzja
Płatne DLC do nieukończonej gry? Niemożliwe? A jednak!
Reedycje gier na nowych platformach to dobre zjawisko
Konsola Xbox One z motywem Gry o Tron
Rozczarowanie, niedowierzanie, zniechęcenie. Tak w skrócie można określić odczucia, które pogłębiały się z każdą kolejną minutą konferencji Microsoftu. Prześmiewcze memy pojawiające tuż po zakończeniu imprezy oraz rosnące słupki wartości akcji Sony chyba najlepiej opisują, że coś poszło ewidentnie nie tak.
Nadszedł wielki dzień wielkiego zamieszania w wielkim namiocie. Xbox Reveal ciałem się stało i wiemy już jak wygląda propozycja Microsoftu na najbliższe lata – ich plan walki z Sony jest pozornie prosty: robimy dużo gier i proponujemy masę opcji umożliwiających oglądanie telewizji w sposób jaki nie był do tej pory możliwy, wszystko to zamykamy w sprzęcie, który korzysta ze świetnego sensora (nowa generacja Kinecta).
Jak to jednak zwykle bywa, z każdej konferencji można wynieść kilka pozytywnych i negatywnych wniosków – i tak stało się i tym razem:
Moja fanbojsko-playslave’owa natura, jeszcze w momencie trwania osławionego PlayStation Meeting, nie pozwalała mi jarać się nadchodzącym wydarzeniem. Ze szczerej chęci i równie szczerego serca starałem się ze wszystkich nerdowych sił, jednak wykrzesanie równie wielkiego entuzjazmu dla prezentacji świeżego Xboksa zdawało się być achievementem wręcz niemożliwym do zdobycia. Niemniej jednak, impreza Xbox Reveal jest już za nami, i chociaż do samego Redmond w stanie Waszyngton nie było mi jakoś po drodze, jak i większość zainteresowanych tym wydarzeniem graczy rozsiadłem się 21 maja przed ekranem domowego peceta i wlepiłem swe gały w transmisję na żywo. Jakie wrażenia?
Microsoft Points to wirtualna waluta, dzięki której możemy dokonywać zakupów w Xbox Live Marketplace, czyli na platformie dystrybucji cyfrowej Microsoftu. Punkty są ściśle powiązane z profilem użytkownika na konsoli Xbox 360 i możemy wydawać je na pełne wersje gier, gry arcade, dodatki DLC, a nawet akcesoria dla naszego avatara.
Jedna z największych firm branży IT kojarzyła się nam do niedawna (tu mam na myśli jeszcze poprzedni wiek) głównie z oprogramowaniem, a konkretniej – Windowsem. Ale ostatnimi laty gigant z Redmond, jak przyjęło się ową firmę zwać, nie tylko stworzył jedną z najpopularniejszych konsol stacjonarnych ale i odważnie wchodzi na inne rynki, gdzie, zdawałoby się, miejsca dla niego nie ma. Idealnym przykładem jest tu rynek tabletów, gdzie Microsoft poradził sobie naprawdę kiepsko, choć swoimi porażkami się nie zraża i zapowiada kolejne „rewolucje”. Nie to jest jednak najistotniejsze; sednem tematu jest forma, jaką przybrał Microsoft: minimalizm, ujednolicenie na wszystkich platformach oraz grupa, na której w przeciwieństwie do innych wciąż nie została nasycona: chodzi rzecz jasna o casuali i laików wszelakich.
Czasem obserwuję walki na forach, w których fani grania (tak po prostu) są ranieni przez pozbawione serca zero-jedynkowe umysły tym, że wsteczna kompatybilność jest nikomu nie potrzebna bo „kto kupuje nową konsolę żeby grać w stare gry?”. Prawda jest taka, że nie robi tego nikt, jednak jest to opcja, która po prostu się sprawdza i rozgrzewa serce każdego kto co jakiś czas lubi nadrobić swoje zaległości.
Niezmiernie cieszę się, że nadchodzi nowe Playstation 4. Bardzo ciekawy pad, który z każdym zdjęciem wydaje się być coraz poręczniejszy, a obietnice jakie składają przedstawiciele Playstation- realne. Nowa konsola Sony prezentuje się dobrze, wnioski zostały wyciągnięte... jednak ta grafika. Coś mi tu nie gra. No tak, przecież to jest High Endowy PC... i wygląda jak gry na PC. Ładnie, nie porywająco. Nie zerwało czapki z głów. Zastanówmy się nad tym stanem rzeczy. Bez technicznych analiz, bez zawracania kijem Wisły. Wyciągamy karty na stół.
Oczywiście odwołuję się do konferencji, która odbyła się 20 lutego. Bardzo konkretna, bez zbędnego marketingowego pitolenia, mało casualowych popierdówek z Move'em. Zaprezentowano pare tytułów, które miały wywołać u nas opad szczęki... ok, nie miały, ja natomiast na takie tytuły liczyłem. Mam z tyłu głowy szok jaki przeżyłem przy gameplay'ach Metal Gear Solid 2, przecieranie ślipi przy kawałku rozgrywki z Killzone 2, który prezentował moc PS3.
Rok 2012 pożegnano juz wieloma podsumowaniami. Pozostały po nim wspomnienia oraz zaległości, które większość z nas będzie jeszcze nadrabiać przez kilka miesięcy. Minione 12 miesięcy były dość interesującym czasem, który zaowocował umocnieniem się pewnych trendów jak chociażby gier F2P, ale obyło się bez miażdżących sensacji. Co czeka nas w roku 2013? Czy zostaniemy zaskoczeni w kwestii konsol stacjonarnych kolejnej generacji?
Kolejna generacja konsol zbliża się wielkimi krokami. Słyszymy to już od strony Sony, jak i Microsoftu od dwóch, trzech lat. Nintendo ma wszystko w nosie, podąża swoimi ścieżkami, i o dziwo wychodzi na tym na dobre. Na ile Wii U powtórzy sukces Wii , jeszcze nie wiadomo. Niestety zarówno kolejne Playstation, jak i Xbox, nie zostały jeszcze zapowiedzianie. Czy to źle?
Liczba plotek narasta wprost proporcjonalnie do ilości niepoważnych rozwiązań, „innowacji”, czy pseudo-rewolucji mających rzekomo znaleźć zastosowanie w następnej generacji konsol. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że najwyraźniej Wielkie Korporacje nie mają dobrych, a na pewno nie odkrywczych pomysłów urozmaicenia świata gier wideo. Naprawdę tak bardzo wyczekujecie lepszych procesorów, kart graficznych, kości pamięci i dashboardów w nowych konsolach? Po co nam to?