Po co nam nowe generacje konsol? - K. Skuza - 10 kwietnia 2012

Po co nam nowe generacje konsol?

Liczba plotek narasta wprost proporcjonalnie do ilości niepoważnych rozwiązań, „innowacji”, czy pseudo-rewolucji mających rzekomo znaleźć zastosowanie w następnej generacji konsol. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że najwyraźniej Wielkie Korporacje nie mają dobrych, a na pewno nie odkrywczych pomysłów urozmaicenia świata gier wideo. Naprawdę tak bardzo wyczekujecie lepszych procesorów, kart graficznych, kości pamięci i dashboardów w nowych konsolach? Po co nam to?

Rozszerzona rzeczywistość (Augmented Reality) – niezależnie, czy gramy na iPadzie, PS Vicie, czy PS3, nie czarujmy się, AR to wciąż jedynie ciekawostka, z której można wykrzesać co najwyżej sympatyczną mini-grę, pokazówkę dla znajomych, aniżeli pełnoprawny produkt. Zresztą nawet gdyby powstała produkcja, której rozgrywka (powiedzmy, kampania) zapewniałaby co najmniej 5 godzin, chyba nikomu nie chciałoby się tak długo biegać z kieszonsolką po domu (lub sterczeć jak wazon przed stacjonarną konsolą). AR to rozwiązanie, które z pewnością znajdzie (tj. już znalazło) zastosowanie w grach przeznaczonych dla młodszych graczy i aplikacjach na smartfony, nie wróżę jej jednak większego, globalnego sukcesu.

Kontrolery ruchowe a’la Wii Remote, PS Move – im precyzyjniejsze urządzenie, tym większa frajda płynie z rozgrywki. Mario (Galaxy, Kart), Zelda, Killzone i wszelkie gry sportowe na konsolę Nintendo i Sony to naprawdę imponujące zestawy, przy których zarówno „niedzielniaki” jak i zatwardziali, pr0fesjonalni gracze będą się dobrze bawić (sami, z AI, lub rodzinką). Problem w tym, że po kilkunastu minutach (po godzinie-dwóch stwierdzam zgon/nokaut) machanie rękami lub trzymanie kontrolerów nieruchomo w powietrzu zaczyna męczyć, przez co na dłuższą metę lepiej sprawdzają się gry familijne i mini-gry, niż pełnoprawne, wymagające małpiej zręczności i refleksu Jedi produkcje. Nie spoglądam na świat przez różowe okulary, dlatego nie wróżę świetlanej przyszłości tym technologiom, ale nie dlatego, że są niedoskonałe, tylko dlatego, że brakuje na rynku poważnych produkcji, które angażowałaby gracza na tyle, że kompletnie zapominałby o tym, że w ręku dzierży kawałek plastiku (a nie miecz, jak mu się zdawało). Może polska Datura coś zmieni? A może to tylko wyjątek potwierdzający regułę? Poza tym, nie ukrywajmy, ludzie są przytłaczająco leniwi, dlatego często albo machają wszystkimi członkami ciała naraz, byleby przejść grę na „odwal się”, albo porzucają ją w kącie szafy po kilku etapach. Jednocześnie chciałbym w tym miejscu podkreślić, że eksperyment Nintendo, jakim był/jest Wii, to szalenie ryzykowna i genialna koncepcja, która przetarła standardowe szlaki postrzegania i przeżywania gier wideo. Cieszę się, że japońscy inżynierowie podążają własną ścieżką, na rynku konsol stacjonarnych i przenośnych.

Kinect 2 – najśmieszniejsze plotki dotyczą następcy Kinekta. Dlaczego? Bo ponoć Xbox 360 nie dałby sobie sprzętowo rady z udźwignięciem zaawansowanej technologii następcy kontrolera ruchu. Nie wierzę. Pewnie, Kinect ma swoje wady i opóźnienia, ale już teraz działa naprawdę nieźle i świetnie radzi sobie z identyfikacją gracza, jego rąk, nóg i głowy, wszystkie ruchy gracza odwzorowywane na ekranie to kawał dobrej roboty. Każdy kto bawił się przy pomocy Kinekta przyzna, że to dobra technologia, czasami szwankująca, ciut niedopracowana, ale już teraz daje ogromną frajdę i satysfakcję podczas gry. Jeśli nie można jej już teraz ulepszyć za pomocą drobnych modyfikacji czy sterowników, to okej, niech powstanie Kinect 2. Ale nie wciskajcie mi kitu, drodzy marketingowcy, że obecna generacja X-Klocka nie udźwignie tego ciężaru. Przyjmując, że tak rzeczywiście jest – to nie można stworzyć małego pudełka (np. podstawki pod sensor ruchu, tylko trochę większej niż obecna), w którym umieścimy dwurdzeniowy procesor (albo i cztero, jeśli jest taka potrzeba), trochę pamięci RAM, i niech to „serce” Kinecta pracuje dla niego, a konsola niech robi swoje. Jest coś takiego, co zwie się Apple TV – jest małe, tanie, eleganckie i ma dobre „bebechy”. Nie można by czegoś takiego dorzucić do nowego Kinekta? Po co od razu konstruować nową konsolę? Jak to po co… dla pieniędzy!

Wii U – choć od lat (byłem niegdyś dumnym posiadaczem SNESa) kibicuję Nintendo przy każdym kolejnym posunięciu, na każdym drobnym kroku, to tym razem jestem bardziej sceptyczny niż kiedykolwiek. Wii U to dla mnie 3DS. Dlaczego? Zmniejszcie sobie ekran telewizora do max 10 cali, później połączcie zawiasami/taśmą klejącą z nowym kontrolerem Wii U. I co? I 3DS jak malowany, tylko z jedną gałką analogową więcej i dwoma triggerami gratis. Dorzućmy do tego ładniejszą grafikę, stare kontrolery-piloty i otrzymujemy najnowszy wynalazek Nintendo. Fajne? Nie wiem, mam nadzieję, że tak, ale obawiam się, że to się nie sprawdzi, nie przyjmie. Gracze dość jednoznacznie podzielili się na tych, którzy leżą/siedzą przed TV/monitorem i tłuką potwory; oraz na tych, którzy chodzą/jeżdżą ze swoją konsolką i robią podobne rzeczy, ale na mniejszym ekranie. Reszta okazjonalnie, podczas imprez, śpiewa i tańczy ze swoimi detektorami ruchu i mikrofonami przed TV. Trudno będzie połączyć „innowacje” handheldów z dużym ekranem telewizora. Nie wiadomo, czy wyodrębni się nowa grupa graczy, czy poprzedni użytkownicy Wii pozostaną wierni Nintendo, i czy zerkanie raz na kontroler, raz na TV będzie wygodne dla zaangażowanych użytkowników.

Grafika – z jednej strony dość sensowny argument na powstanie nowej generacji konsol, z drugiej najgłupszy. Z coraz lepszą grafiką w grach jest jak z poszukiwaniem utraconego czasu, albo wspominaniem starych, „lepszych” czasów. Nigdy nie odzyskamy straconych lat, a to, co było, wydaje się być lepsze od teraźniejszości tylko dlatego, że zapisało się w naszej pamięci miłymi wspomnieniami i kilkoma złotymi literami. Z grafiką podobnie – im bliżej jesteśmy „fotorealizmowi” wizualnemu, tym bardziej kręcimy nosem i marudzimy, że to „jeszcze nie to”. A jak już grafika w grach zbliży się do rzeczywistości, wtedy strzelimy sobie w stopę, bo urok gier polega właśnie na tym, że pomimo odmiennych kształtów od tych realnych, wirtualne światy potrafią pochłonąć nas jeszcze bardziej. Na tyle, że niejednokrotnie zapominamy udać się do toalety, jak na geeków przystało. Gdy grafika w grach pokryje się z rzeczywistością, poczujemy się jak idioci oglądający Big Brothera i narzekający na brak czasu. Po co oglądasz czyjeś życie, skoro nie radzisz sobie z własnym? Albo, jeśli Twoje jest nudniejsze od tych „kreacji” z TV/PC, to tym bardziej weź się w garść, bo w życiu nie możesz liczyć na save’y. OK, wybaczcie dywagacje. Powracając do tematu – patrzę sobie na najnowszą Forzę, na Gearsów, na serię Uncharted, Wieśka 2 i inne cuda audiowizualne, myślę sobie: „a po co mi lepsza grafika?”. Mnie się ta podoba, nawet krajobrazy z Mass Effect 3 dają radę, także na konsoli. Mnie wystarczy rozdzielczość HD Ready, czy Full HD, nie jestem może przesadnie wymagający, ale nie popadam też w skrajności: nie dostaję palpitacji serca, dostrzegając piksele na wirtualnym asfalcie. Zresztą, pomyślmy… Przy Limbo, Angry Birds, Enslaved, pierwszym Wiedźminie – nie bawiłem się świetnie z uwagi na grafikę. Oprawę artystyczną owszem, ale to co innego (to jakby zarzucić P. Picasso, że jego obrazy są brzydkie, bo odstają od rzeczywistości [przecież właśnie o to chodzi!]). Grałem w remake’i Majesty i Broken Sword 2 na iPadzie, i wiecie co? Wcale nie podkręcono tam grafiki (Majesty ma w zasadzie nawet gorszą niż pierwotnie na PC), a bawiłem się do-sko-na-le! Dlaczego? Bo mechanika, klimat, historia, poczucie humoru postaci – to wszystko składa się na hit. Nie grafika. Wiecie ile powstało gniotów na silniku Unreal Engine 3? Mnóstwo! Grafika daje radę, może się podobać, ale gdy cała reszta kuleje, szkoda czasu na grę, tylko po to, by porozglądać się po barwnych krainach i ew. odblokować jakieś osiągnięcie. Nieważne, czy to cRPG, gra sportowa, strategia – uwierzcie, naprawdę nie potrzebujemy już lepszej grafiki. Owszem, jestem zwolennikiem postępu, rozwoju etc. Ale jeśli w nowej generacji konsol mamy ujrzeć (a zapewne tak będzie) tylko lepszą grafikę, żadnych nowych, ciekawych, oryginalnych rozwiązań, to nie kupię nowego sprzętu. Notabene, deweloperzy powinni nauczyć się OPTYMALIZOWAĆ KOD swoich produkcji, bo często gra multiplatformowa najlepiej działa na Xboksie, najgorzej na PS3, a na pececie tak sobie. Jak to jest, że powoli powstają już lepsze graficznie gry na iPada i nie zacinają się ani trochę? Z obecnej generacji konsol  można by wycisnąć jeszcze trochę soku. A jeśli płyty DVD stanowią problem, bo są zbyt małym nośnikiem danych, to nie widzę problemu w wymianie odtwarzacza DVD w X-Klocku na Blu-Ray, lub dokupieniu go jako zewnętrznego napędu.

A co Wy myślicie o nowej, następnej generacji konsol? Czekacie na nie z niecierpliwością?

K. Skuza
10 kwietnia 2012 - 09:48