Po tak znakomitym zwiastunie jaki miał Dead Island, żadna gra nie ma prawa mieć łatwego życia przed premierą. Nakręcony hype i oczekiwania, a także świeże podejście do tematu walki z zombie dały znać o sobie w liczbach sprzedanych egzemplarzy. Moje pierwsze starcie z tytułem Techlandu rozpoczęło się od ujrzenia soczystej sieki, a po przewinięciu napisów końcowych licznik na Steamie stanął na 20 godzinach z kawałkiem. Dead Island wessało mnie na amen. Jednak wraz z postępem gra pokazuje swoje nieco mniej atrakcyjne oblicze, co w sumie może zostać nadrobione w Dead Island 2 - zakończenie historii otwiera Techlandowi szerokie pole do popisu i jestem niezmiernie ciekaw, czy polska ekipa skorzysta z popularnej zasady "bigger, faster & better".
Wyspa Banoi to raj dla turystów z każdego zakątka świata. Piękne plaże, ekskluzywne ośrodki wczasowe, doskonałe warunki pogodowe, malownicze plenery, profesjonalna obsługa i...tajemniczy wirus, który zmienia dotychczasowy ład w piekło. W takiej gehennie budzi się gracz, który nagle zdaje sobie sprawę, że sąsiedzi z pokoju obok zamienili się w krwiożercze istoty. Problemy nawarstwiają się z każdą minutą i jak się okazuje - wszyscy dookoła chcą skosztować twojej głowy, ręki, nerki lub wątroby. Na szczęście znajdujesz kilku ocalałych wczasowiczów, którzy podobnie jak Ty szukają drogi ucieczki z zalanych krwią ulic Banoi. Pytanie brzmi - komu możesz ufać, a komu nie?
Obok gier ludzi takich jak Suda51 w Japonii wychodzi wiele niskobudżetowych, dziwacznych gier w podobnych klimatach. Często crapów, ale czasami perełek. Niezbyt słynna seria z kowbojkami-samurajami sieczącymi zombiaki będzie powracała na Xboxa 360 i o dziwo… chyba ma więcej wspólnego z grami Sudy niż z totalnym crapem. Choć pewnie mi się wydaje.
Charczą, włóczą nogami, mrożą krew w żyłach chorymi, zniekształconymi dźwiękami, charakterystycznymi jękami. Będąc najczęściej efektami nieudanych eksperymentów naukowych/wojskowych czy zakończonej sukcesem nekromancji – lubią siać strach. Terroryzują w grupie. Ich eksterminacja różnymi środkami masowego mordu nigdy nie przestaje cieszyć. Są najprawdopodobniej najbardziej wdzięcznymi przeciwnikami w grach. Starą dobrą strzelbę aż świerzbi, by wypluć w stronę ich głów ścianę zachwyconego śrutu. Mózg za mózg. Świt, zmierzch, plaga, nieważne. Zombie nie umierają nigdy…
Wszystko wskazuje na to, że wrocławskie studio Techland odkuło się na niepowodzeniu Call of Juarez: The Cartel. Debiutujące jutro na rynkach światowych (a w Polsce w najbliższy piątek) Dead Island zostało ciepło przyjęte przez większość serwisów branżowych. Bazujący na najnowszej wersji silnika Chrome produkt ma jednak wady, które w recenzjach zgodnie wypunktowano. A dotyczą one oprawy graficznej, która od czasu do czasu cierpi na problemy z doczytywaniem tekstur. Sama gra broni się jednak otwartym światem i rozgrywką.
Powłóczące nogami stwory od dłuższego czasu działają mi na nerwy. Winą za to obarczam twórców gier, którzy chętnie wciskają zombie wszędzie gdzie się da, ale efekty ich starań na ogół pozostawiają sporo do życzenia. Na szczęście zarzut ten nie dotyczy Atom Zombie Smasher. Kolejna niezależna produkcja ze zdechlakami w roli głównej zaskakuje oryginalnością i choć trudno nazwać ją objawieniem, to jednak można przy niej spędzić miło kilka wieczorów.
Największą zaletą tej gry jest oryginalny pomysł. Zamiast typowej zręcznościowej sieczki, autorzy stworzyli prostą strategię, której nadrzędnym celem jest przeprowadzenie skutecznej ewakuacji mieszkańców, bezbronnych wobec ataku żywych trupów. Uratowanie określonej liczby osób z oblężonych miast jest podstawowym warunkiem zwycięstwa w niemal każdej misji. Drugim jest likwidacja zombiaków – jeśli uda nam się wybić wszystkich przeciwników, etap również zostanie zaliczony i to niezależnie od liczby wywiezionych śmigłowcem ludzi. Po prawdzie jest to lepsze rozwiązanie, bo wyczyszczony z nieumarłej hordy region przynosi stałe dochody w postaci punktów zwycięstwa, a te z kolei stanowią podstawę do wygranej w całej kampanii. Nadążacie?
Jesteście znudzeni dzisiejszymi szaroburymi grami? Suda 51, znany między innymi z No More Heroes i Shadows of the Damned, doskonale Was rozumie. Poniżej możecie zobaczyć trailer jego najnowszej produkcji. Ostrzegam, zawiera dużo koloru różowego, plastikowego seksapilu i zombiaków.
Motyw wykorzystywania wrogów jako postaci do gry jest przedni. Odważne próby w rodzaju Left 4 Dead, Gears of War lub Dead Space 2 chyba ostatecznie przekonały twórców, że taka opcja jest odbierana przez konsumentów tylko pozytywnie. Czemu więc mający potężną bibliotekę monstrów i ciekawe uniwersum Capcom tak długo każe nam czekać na podobny projekt?
Druga połowa zeszłego tygodnia w światku gier wideo upłynęła zdecydowanie pod znakiem Dead Island. Zapomnianej już nieco produkcji wrocławskiego Techlandu, przypomnianej dzięki fenomenalnemu trailerowi i opublikowanym dzień później zapowiedziom. Trailer moim zdaniem stanowi małe dzieło sztuki, doskonale zrealizowany, przejmujący, okraszony subtelną ale idealnie pasującą muzyką, zapowiada Dead Island jako horror. Jednak ludzie którzy po oglądnięciu go spodziewali się w grze klimatu ciężkiego jak trzydniowe zatwardzenie chyba nadal nie zrozumieli tego, co stoi w zapowiedziach. Dead Island horrorem, grą grozy potrafiącą wystraszyć dorosłego człowieka nie jest.
Już w najbliższy wtorek na rynku zadebiutuje nowy soundtrack z gry Call of Duty: Black Ops. Trwający ponad 45 minut album zostanie wypełniony kompozycjami, które można usłyszeć podczas eksterminacji żywych trupów w trybie Zombies.
Posiadacze kont Xbox LIVE w wersji Gold mogą w tym tygodniu uzupełnić katalog gier i dodatków związanych z rozprzestrzeniającą się plagą zombie. Dzięki przecenie wyposażymy awatara w maskę nieumarłego, kupimy grę Zombie Apocalypse za pół ceny i dostaniemy DLC do Left 4 Dead taniej niż zwykle. Listę produktów objętych promocją znajdziecie w rozwinięciu.