L.A. Noire - największe rozczarowanie roku
Jakie gry „w stylu GTA” mógłby zrobić jeszcze Rockstar?
Dopiero teraz GTA V będzie grą kompletną! O serii na przestrzeni lat i rewolucyjnym trybie FPP.
W co gracie w weekend? #387: Red Dead Redemption 2
Najlepsze momenty w Red Dead Redemption 2
Wrażenia z gry Red Dead Redemption 2 - perfekcyjny otwarty świat i wadliwa rozgrywka
Ukończyłem GTA: Chinatown Wars po dobrych kilku tygodniach zabawy na wysokim poziomie. Rockstar znowu udało się stworzyć świetny tytuł, który idealnie korzysta z możliwości platformy i trafia w gusta jej posiadaczy.
Trudno na pierwszy rzut oka się do czegoś przyczepić. Za niewygórowaną cenę dostajemy produkcję na długie godziny, która jest dopracowana pod względem audiowizualnym i fabularnym. Oczywiście, to nie jest tytuł idealny. Kamera potrafi sporadycznie zwariować, system celowania nieraz zachowuje się dziwnie, AI jest chyba specjalnie tak słabe, a misje po pewnym czasie zaczynają opierać się na tych samych schematach. Systemowo może nie jest to rewelacyjna produkcja, ale daleki jestem od krytykowania niewielkich wad.
Pośród czytelników serwisów o grach, w tym i społeczności Gameplaya, z pewnością znajdzie się niejedna osoba, która myślała/myśli o pracy w studiu tworzącym gry. Od pewnego czasu dużo mówi się o tym, jak dochodowa stała się branża gier w porównaniu np. do przemysłu filmowego czy muzycznego. Tak jak gwałtowny rozwój chińskiej gospodarki w relatywnie krótkim czasie odbył się kosztem obywateli - pracujących po +10 godzin na dobę - tak i bogactwo wydawców gier często okazuje się efektem wyzysku na pracownikach, robiących więcej za mniej.
Serwis IGN opublikował właśnie bardzo długi artykuł omawiający trudne, momentami koszmarne sytuacje, w jakich postawieni byli członkowie Team Bondi, twórcy nowego hitu L.A. Noire. Łamanie praw pracowniczych, praca po 15 godzin na dobę, przedmiotowe traktowanie, wykluczanie z listy twórców, pobory nieadekwatne do wysiłku, a większość z tych rzeczy potwierdza sam kierownik studia i główny projektant gry. Sprawę bada IGDA - Międzynarodowe Stowarzyszenie Wydawców Gier.
L.A. Noire jesienią na PC. Jesienią. Hmmm. Za parę miesięcy. Zaraz, ale to chyba oznacza, że konwersja (brzydkie słowo, ale konieczne w tym przypadku) jest już właściwie na ukończeniu. Czyli, że prace nad wersją pecetową trwają od dawna? Oj Rockstarze. Warto było grać w kulki?
Wygląda na to, że nie tylko mi przeszkadza fakt, że takie tytuły, jak L.A. Noire, a wcześniej Red Dead Redemption nie trafiają na komputery osobiste. Do rozmowy na ten temat udało mi się namówić premiera Donalda Tuska. Zatem bez większych zapowiedzi zapraszam na wywiad.
Nowy przebój Rockstara już prawie na półkach sklepowych, a tymczasem wydawca pozwala nam posłuchać muzyki dedykowanej grze. Oficjalna strona L.A.Noire otrzymała sekcję, w której znajdziemy sporo informacji o soundtracku, a także posłuchamy za darmo łącznie 8 kompozycji. Embeddowane utwory, garść szczegółów oraz okładki - w rozwinięciu wpisu.
Twórcą muzyki jest Andrew Hale, kompozytor i klawiszowiec grający w zespole popularnej wokalistki Sade i jazz-funkowej formacji Sweetback. Główne źródło inspiracji stanowiła w tym przypadku muzyka z filmów z lat 40. ub. wieku, a całość zarejestrowano w słynnych studiach Abbey Road - korzystając z tych samych technik produkcji, które stosowali tam wcześniej tacy giganci, jak The Beatles czy Pink Floyd.
L.A.Noire zabierze nas w miejsca których w grach nie odwiedzamy za często. Premiera gry już w maju, a my w końcu możemy zobaczyć filmik przedstawiający rozgrywkę. To co pokazał Rockstar pochodzi z wersji na PS3 - jakie robi wrażenie, zobaczcie sami.
Ponad półtora roku temu gracze oszaleli ze szczęścia – Rockstar dumnie zapowiedział trzecią odsłonę przygód jednego z najpopularniejszych komputerowych glin. Przez kolejne miesiące twórcy mamili nas nowymi artworkami, nowymi informacjami, a fani serii łapczywie i pełnymi garściami chwytali wszelkie skrawki informacji – właściwie to brakowało tylko konkretów. I wygląda, że jeszcze trochę sobie na nie poczekamy.
Reprezentantów gatunku westernów w grach można policzyć na palcach jednej ręki. Może troszkę przesadzam, ale tytułów godnych zapamiętania na pewno wcale nie było więcej. Do głowy przychodzą mi właściwie tylko Outlaws, Red Dead Revolver, Gun i Call of Juarez. Dlatego też wczesne zapowiedzi Red Dead Redemption chyba w ogóle nie zwróciły mojej uwagi. Dopiero tuż przed premierą poczułem się jak uderzony obuchem w głowę oglądając ostatnie zwiastuny. Rockstar North obiecał mi w nich wielki świat, pełny niebezpieczeństw, interesujących postaci, strzelanin, bandytów, pogoni i polowań. Co z reguły jest rzadkością w przypadku innych tytułów, obietnic tych dotrzymał. I to z nawiązką.
W końcu udało mi się ukończyć Red Dead Redemption – zdecydowanego „czarnego konia 2010”. Tytuł ten jeszcze na początku tego roku był jedynie nikomu nic nie mówiącą pozycją na liście gier od wieków produkowanych przez Rockstara, by po swojej premierze dosłownie zamieść na rynku i rozkochać w sobie kilka milionów ludzi na świecie. Co złożyło się na tak spektakularny sukces.
Choć wielu uważa, że Undead Nightmare - kontrowersyjne DLC do Red Dead Redemption - zupełnie nie pasuje do koncepcji przygód Johna Marstona, osobiście twierdzę, że jest zupełnie inaczej. Pomysł przemawia do mnie jak najbardziej, a jego realizacja z każdym tygodniem prezentuje się coraz efektowniej. Dzisiaj wiemy już, kiedy zombiaki zainfekują Dziki Zachód. Dodatek zadebiutuje 26 października w ofercie Xbox Live i 27 października w ofercie europejskiego PlayStation Network.