Polski cyberpunk 2 - recenzja gry Ruiner - fsm - 27 listopada 2017

Polski cyberpunk 2 - recenzja gry Ruiner

fsm ocenia: Ruiner
85

Gdy gra Ruiner była zapowiadana zwróciłem uwagę na jej fajny styl wizualny i to w zasadzie tyle. Nie jestem wielkim fanem twin-stick shooterów i coraz mniej lubię gry trudne, wymagające wielokrotnego powtarzania danych sekwencji. Tymczasem w Ruinera w końcu zagrałem i po 6 godzinach oraz tysiącach trupów stwierdzam - jej, cóż za przyjemna niespodzianka!

Ruiner to gra komputerowa w formie czystej, choć przy tym bardzo brutalnej. Chodzi się, zabija się, zdobywa się punkty i jest się ocenianym co jakiś czas. Wszystko jest liniowe do bólu i jedyna zachęta, by przejść całość raz jeszcze, to próba pobicia własnego rekordu. I tyle. I to działa. I to jak!

Przewrotnie zacznę jednak od rzeczy, które można poprawić. Skoro gra bazuje na statystykach w rodzaju 150 trupów i 3 zgony w czasie trwającego 10 minut poziomu, byłoby fajnie móc te dane podejrzeć w jakimś menu. Tego brakuje. Cały Ruiner mógłby też być dłuższy i jeszcze bardziej zróżnicowany, a stosunkowo często występujące dialogi powinny być nagrane. To jednak jest bez wątpienia wina budżetu i czasu, więc może w części drugiej...? Co, Reikon Games? W końcu taka gra zasługuje na rozgłos i jeszcze lepszą kontynuację!

Bo Ruiner, mili państwo, robi robotę. Historia bezimiennego gościa z ekranowym hełmem na twarzy, który przebija się przez zastępy siepaczy gdzieś w/pod futurystycznym miastem Rengkok, jest nieźle napisana i oferuje bardzo fajny finał. To dużo więcej, niż można się spodziewać po wymagającej zręcznościówce o zabijaniu. Jest przy tym trochę śmiesznie, jest miejsce na złamanie czwartej ściany i dosyć mocno zaznaczone nawiązanie do Amerykańskich Bogów (mówienie do zabijaki per "piesku" kojarzy mi się tylko z tym). Super!

Ale najbardziej super wygląda rzecz najważniejsza - to, jak w Ruinera się gra i jak on przy tym wygląda oraz brzmi. Dziką furię zabijactwa wyzwala się przy użyciu broni białej lub palnej. Tej pierwszej jest kilka rodzajów, tej drugiej jest ogromna ilość rodzajów. Na tyle ogromna, że dobry FPS by się nie powstydził takiego arsenału. Szalony taniec przemocy wymaga wprawy, ale jest piekielnie satysfakcjonujący, a możliwość rozbudowywania drzewka umiejętności sprawia, że Ruiner zamienia się w grę taktyczną. Odbijanie kul, paraliżowanie wrogów, hakowanie wrogów, spowolnienie czasu czy absolutnie niezbędny zryw tworzą obraz gry dużo bardziej złożonej, niż to się mogło wydawać. Bomba!

Ruiner jest przy tym nieprzyzwoicie wręcz stylowy - twórcy wykorzystali moc Unreal Engine i dołożyli 300% koloru czerwonego, a całość prezentuje się bardzo, bardzo ładnie. Wszystko działa ultra-płynnie i - w moim przypadku - bezbłędnie. Stylowośc przedstawia się też w warstwie muzycznej. Kanciasty, elektroniczny, groźny soundtrack wykorzystujący m.in. muzykę Zamilskiej i Sidewalks and Skeletons towarzyszy mi również poza grą. Petarda!

Dzięki, panowie i panie twórcy, za Ruinera. Bawiłem się przednio. Życzę dobrzej sprzedaży i zrobienia nowej, jeszcze lepszej i dłuższej gry.

PS Przyznam się. Grałem na najniższym poziomie trudności, co nie przekodziło mi czerpać całej masy frajdy. Hardkorzy pewnie będą zadowoleni nawet bardziej.

fsm
27 listopada 2017 - 12:21