Recenzja Terminator 2029 -1984
Recenzja Terminator. Płonąca ziemia
Recenzja komiksu Aliens vs Predator vs Terminator
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Czekając na Kapitan Marvel - 8 silnych babek w kinie
Terminator 6 zignoruje wydarzenia z ostatnich trzech filmów z serii
Slitherine od jakiegoś czasu bardzo pozytywnie zaskakuje mnie oferowanymi tytułami. Producent i wydawca specjalizujący się w grach strategicznych od lat tworzył i dostarczał nam ciekawe tytuły. Jednak od jakiegoś czasu tamta ekipa stawia też na kultowe marki. Miałem okazję pisać już o Warhammer 40K czy Starship Troopers, które doczekały się solidnych gier od Slitherine. Nie tak dawno na rynku pojawiła się gra na bazie uwielbianego przez fanów science fiction Stargate. Teraz to ekipy kultowych marek ze świata fantastyki dołącza najsłynniejszy Elektroniczny morderca. Czy gra Terminator: Dark Fate - Defiance okaże się kolejnym świetnym tytułem od Slitherine?
Terminator to marka legenda, przez wiele osób uznawana za jedno z najlepszych dzieł z gatunku sci-fi. Tym większym zainteresowaniem powinien cieszyć się album Terminator 2029 -1984, który pojawił się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Scream Comics.
Terminator. Płonąca ziemia to komiksowa pozycja, która pierwotnie ukazała się w częściach na początku lat 90. Rodzimy czytelnik musiał więc uzbroić się w dużą dozę cierpliwości, ale nareszcie otrzymuje on swoją szansę sprawdzenia tej historii (w wydaniu kompletnym).
Obcy, Predator i Terminator – ulubieńcy milionów ludzi na całym świecie. Pomysł stworzenia serii łączących trzy różne światy miał więc ogromny potencjał do tego, aby stać się mega hitem. Oryginalna seria wydana została przez Dark Horse Comics w połowie 2000 roku. Jeśli więc ponad dwadzieścia lat później tytuł Aliens vs Predator vs Terminator nie zostaje wymieniany jednym tchem w gronie komiksów wszechczasów, to można być prawie pewnym, że coś poszło nie tak.
Mroczne Przeznaczenie to z pozoru kino akcji w sam raz na jesienny wieczór. Jest w nim dużo strzelania w klimacie science fiction, są pościgi, jest nawet trochę krwi i przesłania dla politycznych przeciwników Donalda Trumpa. Problem w tym, że film ten nosi przedrostek “Terminator” i sam lansowany jest na realną kontynuację 2 genialnych odsłon, które zmieniły w swoim czasie kino. Jak w obecnej rzeczywistości odnajduje się obraz w reżyserii Tima Millera?
Gdyby odsunąć od niego na chwilę hasło “Terminator” i nie łączyć go z dylogią Jamesa Camerona (podpisującego się pod Mrocznym Przeznaczeniem jako producent) otrzymujemy typowego akcyjniaka na jeden raz, z podstarzałym ale wciąż jarym Arnoldem i kilkoma dynamicznymi scenami rozwałki. Nic tylko usiąść i oglądać oraz zadawać jak najmniej pytań “czy to ma sens?”.
Potraktujcie ten tekst jako niezobowiązującą listę typu "top", bo tym w gruncie rzeczy jest. Subiektywnym zestawieniem ośmiu kobiecych postaci, które pokazały kinomanom, że silna babka nie jest zjawiskiem niezwykłym. 8 marca, w Dzień Kobiet, do kin zawita Carol Danvers, czyli słynna Kapitan Marvel. Będzie to pierwszy film w MCU poświęcony w pełni kobiecej bohaterce. Twórcy spod znaku DC zaoferowali widzom udane przygody Wonder Woman już prawie 2 lata temu. Wtedy pojawiło się dużo tekstów, że heroina grana przez Gal Gadot to pierwsza taka twardzielka w wysokobudżetowym kinie - oczywiście wtedy była to nieprawda i teraz też jest. Więc zerknijmy, kto - obok Diany - zasługuje na tytuł silnej babki w kinie.
Gal Gadot - Wonder Woman
Zacznę więc od cudownej kobiety, która w ciele izraelskiej aktorki pojawiła się na kinowych ekranach w 2016 roku, jako jedna z lepszych części filmu Batman v Superman. Rok później jej solowy film postawił sprawę jasno - uniwersum kinowe DC działa dobrze, gdy koncertuje się na przygodach jednego herosa. W tym wypadku heroiny. Nieco naiwnej, zdecydowanie zbyt optymistycznej, ale przy tym potężnej i sprawiedliwej. Wonder Woman to całkiem niezły przykład silnej babki.
Nie przestają docierać do nas kolejne wieści o szóstym już Terminatorze - i jednocześnie trzecim, nad którym pieczę sprawuje James Cameron. Nieco ponad tydzień temu dowiedzieliśmy się, że w obsadzie obok Arnolda Schwarzeneggera ponownie pojawi się Linda Hamilton, wcześniej poznaliśmy nazwisko reżysera obrazu, teraz zaś Cameron zdradził, w jaki sposób fabuła potraktuje wydarzenia z trzeciej, czwartej i piątej odsłony cyklu.
Jeśli mieliście kiedyś (nie)przyjemność zaplątać się w zakątki internetu opanowane przez tak zwane nazifeministki (i nazifeministów, bo nie brak również mężczyzn hołdujących ich opiniom), czytając ich mógł ukazać się Wam obraz świata, w którym Hollywood zostało opanowane przez wiernych patriarchatowi szowinistów i rola kobiet we wszystkich filmach sprowadzona została do obiektu seksualnego, damy w opałach i/lub narzędzia mającego zapewnić motywację głównemu, obowiązkowo męskiemu bohaterowi. Tymczasem, jak każda skrajność, jest to opinia ekstremalnie przesadzona, w rzeczywistości bowiem w filmach nie brakuje zarówno interesujących i wiarygodnych kreacji kobiecych, jak i twardzielek mających charakterologiczne cojones nie mniejsze niż Schwarzenegger i Stallone razem wzięci. Jak zdradza tytuł tego tekstu, tematem dzisiejszej „lekcji” będzie ta druga kategoria. Zapraszam do przeglądu największych żeńskich „badassów” kina akcji.
Bohater znajduje się w zamkniętym pokoju, do którego dobierają się hordy wrogów. Znikąd pomocy, nie ma też żadnych dróg ucieczki. Zawiasy do drzwi zaczynają w końcu puszczać. Sekundy dzielą uwielbianą przez nas postać od chmary żądnych krwi morderców. W końcu się przedostają. Ciąg dalszy nastąpi w kolejnym sezonie... tyle, że wcale nie następuje, gdyż serial został skasowany.
Nowy produkt terminatoropodobny kojarzy mi się ze słowem, które zaczyna się na G, a kończy literką O. Twórcy położyli na talerzu pierwszego "Terminatora" i od niego rozpoczęli posiłek. Dosypali sporo drugiej części i przyprawili własnymi zepsutymi pomysłami. Na koniec spędzili całą noc w toalecie. To co po sobie tam pozostawili to właśnie "Terminator: Genisys". Nawet nie spłukali wody.