Netflix straszy seksem - recenzja filmu Cam - fsm - 29 listopada 2018

Netflix straszy seksem - recenzja filmu Cam

Cam to jedna z najnowszych pozycji w ofercie Netfliksa, która kusi widzów niegrzeczną tematyką i obietnicą wywołania skrajnych emocji. Z jednej strony mamy pikantny świat camgirls, gdzie nagość jest sprzedawana bez oporów, a z drugiej strony w grę wchodzi niemalże lynchowska historia o kradzieży tożsamości. Fajnie? Fajnie. Ale w sumie tylko tyle...

Jaki Netflix jest, sami dobrze wiecie - nadal ilość przeważa nad jakością. W przypadku filmu Cam wielkich oczekiwań nie miałem, choć po festiwalowych pokazach pojawiło się nieco pozytywnych opinii, więc liczyłem przynajmniej na niezłą zabawę. Tak też się stało, choć bez tej względnie kontrowersyjnej otoczki raczej nikt by o Cam nie mówił. Ale do rzeczy.

Alice "w cywilu" jest cicha i raczej nieśmiała. Alice jako Lola to pewna siebie, seksowna dziewczyna, która owija sobie wokół palca różnych SłodkichTatuśków69 i dobrze na tym wychodzi. Jej ambicją jest dotarcie na możliwie najwyższe miejsce listy wszystkich kamerkowych dziewcząt, a pomóc jej mają najwierniejsi fani. Wszystko idzie dobrze, aż do momentu, gdy Alice odkrywa, że jej konto zostało przejęte przez sobowtórkę, która radzi sobie jeszcze lepiej niż ona sama. Kim jest druga Lola i co chce osiągnąć?

Cam całkiem dobrze radzi sobie z pogłębianiem tajemnicy, fajne jest jej wyjaśnienie, ale zdecydowanie wolałbym, gdyby twórcy poszli dalej w obranym przez siebie kierunku. Trochę za dużo tu niedopowiedzeń, bym mógł uznać film za naprawdę dobry. Ostatnie 20 minut filmu miało ogromny potencjał, ale ten nie został w pełni wykorzystany. Szkoda. No ale przynajmniej nadgorliwi widzowie mogą tworzyć analizy o tym, że film przedstawia zarówno motyw silnej kobiety, zagrożenia płynące ze sprzedawania własnej prywatności czy pułapkę internetowej sławy i inne takie... I to wszystko prawda, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby Cam okazał się filmem trochę dosadniejszym.

Scenariusz filmu został napisany przez dziewczynę, która kiedyś pracowała jako camgirl, więc na raczy się zna. Pod tym względem jest to fajne przedstawienie kulisów tej nieco grzeczniejszej odnogi pornobiznesu. Nie bez znaczenia jest też talent odtwórczyni głównej roli - Madeline Brewer to prawdziwa kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boi, nagości i krwi też nie. Oklaski się należą bez wahania, szczególnie że przekonująco sportretowała wszystkie3 wersje swojej bohaterki. Obsada wspierająca również dała radę - ze wskazaniem na Michaela Dempseya w roli Barneya. Technicznie wszystko jest ok, dźwiękowo również - nie ma za co ganić, nie ma za co chwalić.

Cam to debiut reżyserski i scenariuszowy, i jako taki zasługuje na wysoką ocenę. Oczywiście debiuty nie istnieją w próżni, więc entuzjazm trzeba nieco utemperować. Cam przypomina nieco dłuższy, bardziej rozbudowany odcinek Czarnego lustra, który mógłby być trochę lepszy, ale dzięki nietypowej tematyce zostanie zauważony. Debiutantom chyba niczego więcej nie potrzeba. 6/10

fsm
29 listopada 2018 - 09:54