Kto obserwuje mój fanpage na Facebooku zapewne ma już powoli dość Path of Shadows. To już trzeci raz w ciągu kilku dni kiedy piszę o grze niewielkiej hiszpańskiej ekipy. A to zobaczyłem zwiastun i się zachwyciłem, a to zrobiłem wywiad z twórcami, a to w końcu wypuszczono grywalną wersję i przecież nie byłbym sobą, gdybym nie zrecenzował.
Nastały dobre czasy dla pecetowców lubujących się w mordoklepkach. Po latach, przez które byli skazani na Guilty Geara i kombinowanie z emulatorami, gatunek zalicza solidny comeback na komputery osobiste. Capcom sportował kilka wariacji na temat czwartego Ulicznego Wojownika oraz swój crossover z Tekkenem, Netherrealm najpierw przeniosło fenomenalnego nowego Mortala, by na dniach dorzucić InJustice, a Steama podbija od dwóch miesięcy King of Fighters. W lekkim cieniu tych gigantów znajduje się Skullgirls, niezależna produkcja zbierająca zaskakująco dobre oceny. Przynajmniej moim zdaniem zaskakująco dobre – bo kilka godzin spędzonych z „Czachodziołchami” pozwoliło mi wyrobić sobie zdanie, że to po prostu średniak jest.
Perspektywa spędzenia kilku godzin przy programach takich jak Excel, Word czy Access raczej mało kogo napawa szczególnym entuzjazmem. Najczęściej jest ona bezpośrednio związana ze szkolnym zadaniem domowym albo kolejnym rutynowym dniem w pracy. Programiści pracujący nad kolejnymi iteracjami najsłynniejszego pakietu oprogramowania biurowego świata wielokrotnie umieszczali jednak w swoich aplikacjach głęboko ukryte sekrety, które wtajemniczonym pozwalały urozmaicić monotonie pracy. Na przykład przy symulatorze lotu skrywanym przez Excela. Albo przy pinballu możliwym do aktywowania w Wordzie. Microsoft Office ma długą tradycję zaskakujących easter eggów.
Studio Telltale Games bardzo lubię z dwóch powodów. Pierwszy jest dość oczywisty, związany z faktem, że to zdolne ludzie są. I dobre gry robią. Drugi powód to miłość, jaką najwyraźniej wspólnie darzymy pokera. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że już po raz trzeci pozwalają mi rozegrać kilka partyjek Texas hold’em ze zgrają cokolwiek nietypowych postaci? Miłość, ot co!
Gra o Tron to jeden z największych popkulturowych fenomenów ostatnich lat. Choć podstawę tej popularności stanowi serial produkcji HBO, również powstałe na wiele lat wcześniej książki z cyklu Pieśń Lodu i Ognia George’a R.R. Martina, na których kanwie powstał, cieszyły się niemałą popularnością, po sukcesie produkcji telewizyjnej zresztą znacząco zwielokrotnioną. O ile pierwsze sezony starały się dosyć wiernie odwzorować znane z kart powieści wydarzenia, tak z kolejnymi odcinkami dochodziło do coraz większych rozbieżności, jednych chwalonych, innych mocno krytykowanych. Poniżej znajdziecie dziesięć największych różnic, na jakie zdecydowali się odpowiedzialni za telewizyjną superprodukcję D.B. Weiss i David Benioff. Na liście pominięte zostały zmiany związane z nieobecnością pewnych znanych z książek wątków, na których ujrzenie na ekranie wciąż jeszcze istnieje spora szansa – takich jak historia Lady Stoneheart, Gryfa czy też Wysp Żelaznych.
Gry komputerowe nieustannie ewoluują. Jeden wyjątkowo udany mechanizm rozgrywki zostaje ochoczo kopiowany przez innych twórców, z czasem stając się powszechnym standardem. Apteczki odnawiające punkty życia zostały wyparte przez samoregenerujące się zdrowie. System chowania za osłonami przez jakiś czas był punktem obowiązkowym niemal każdej gry akcji z kamerą osadzoną za plecami bohatera. Za sprawą postępu rodzą się zupełnie nowe gatunki i podgatunki gier. Jednakże, ma to swoją cenę. Wiele starych rodzajów gier wideo nie potrafi dostosować się do zmian. Albo wręcz przeciwnie, ulegają one tak dużej ewolucji, że przestają przypominać to, czym pierwotnie były. Tak jak na przykład szalenie popularne w erze salonów gier chodzone bijatyki, zwane również beat’em upami lub rzadziej brawlerami.
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. The Phantom Pain stanowić będzie zakończenie losów Big Bossa, by jednak w pełni zrozumieć fabularne niuanse gry, należy znać również wydarzenia związane z Solid Snake’iem. I to na ich przybliżeniu chciałbym się skupić w pierwszej połowie tego dwuczęściowego artykułu.
Wybuchowy początek kontrowersyjnego runu Morrisona w X-Men oraz tajna wojna Nicka Fury’ego o tym w dzisiejszym numerze. Oraz bonusowa galeria.
W tym roku mocno zmieniła się natura mojej współpracy z GOL-em – teraz działam głównie za kulisami i mierzę się z nowymi wyzwaniami, co mocno odbiło się na liczbie pisanych przeze mnie tekstów. Mocno ubolewam, że jedną z ofiar tej zmiany stał się przegląd bijatyk, projekt, który dawał mi sporo satysfakcji, nawet jeśli statystyki i odbiór bezlitośnie wskazywały, że w dzisiejszych czasach takie rzeczy to sztuka dla sztuki. Cóż, stare musi ustępować nowemu, a czas surferów internetowych przeminął – zamiast rozpamiętywać przeszłość wolę skupić się na przyszłości. A w tej mam nadzieję, że jeszcze uda mi się wygospodarować czas na więcej pisania. Chęci i pomysłów wciąż nie brakuje, gorzej z czasem.
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. O historii tego ostatniego mogliście przeczytać w pierwszej części tego artykułu, teraz zaś skupię się na losach jego ojca, Big Bossa, którego ostatni nieznany nam rozdział życia poznamy już niedługo w The Phantom Pain.
Już za kilka dni na kinowych ekranach zadebiutuje film Logan: Wolverine. Zagraniczne recenzje nie pozostawiają wątpliwości – otrzymamy nie tylko najlepszy solowy film o najpopularniejszym mutancie świata (co, biorąc pod uwagę poprzednie dwa, sztuką wielką nie jest), ale też po prostu solidne kino rozrywkowe. Wolverine nie będzie jednak jedyną gwiazdą tego przedstawienia – u jego boku zadebiutuje Laura Kinney, tajemnicza dziewczynka posiadająca takie same moce jak Logan.
Jest to postać przez mniej obeznanych czytelników często określana pogardliwie mianem „żeńskiego klona Wolverine’a”. Ci, którzy poznali się z X-23, bo taki pseudonim nosi ta postać, wiedzą jednak, że w rzeczywistości jest to świetnie nakreślona postać, której opowieści są jednymi z najlepszych w portfolio Marvela i która przez lata udowodniła, że jest czymś znacznie więcej niż kobiecą kalką Rosomaka.
Miłośników popkultury od zawsze fascynowały jednostki złe. To Darth Vader, a nie Luke, jest ikoną Gwiezdnych Wojen. Umysł Hannibala Lectera mimo upływu lat nadal przyciąga do siebie miłośników dreszczowców. Ojciec Chrzestny, choć opowiada o kryminalistach, pozostaje jednym z najbardziej docenionych dzieł kinematografii. Również w przypadku gier komputerowych nie trudno o antagonistów darzonych kultem – Sephiroth z Final Fantasy VII, GlaDOS z Portala czy Vaas z Far Cry 3. Rzadko jednak sami możemy się wcielić w postać o jednoznacznie negatywnych motywacjach – niemal zawsze odgrywamy rolę najsprawiedliwszych bohaterów, od biedy zdarzy się rola antybohatera. Wyjątki jednak się zdarzają i można wśród nich znaleźć prawdziwe perełki, które powinny zadowolić gusta każdego, kto od ratowania świata preferuje patrzenie jak tenże płonie.
Beyond szału nie zrobiło, niektórzy uważają je wręcz za największe rozczarowanie roku. Tym niemniej, do nielicznych zalet produkcji z pewnością należało odwzorowanie aktorów wcielających się w główne role, Willema Dafoe oraz Ellen Page. Ich wirtualne odpowiedniki wypadają bardzo realistycznie. Ciężko więc dziwić się, że po tym, jak kilka dni temu sieć obiegły zdjęcia przedstawiające nagą wersję głównej bohaterki, Jodie, wywołało to sporo szumu. W samej grze znalazła się scena prysznicowa, ale zrealizowana została w taki sposób, że najciekawsze pozostawiono wyobraźni graczy. Tymczasem na odpowiednio zmodyfikowanych konsolach udało się odpalić grę w specjalnym trybie, w którym udało się obejść te „ograniczenie” i zobaczyć Jodie w całej okazałości. Nie trzeba było długo czekać na reakcję.
Seria Tropico znana jest przede wszystkim z dwóch rzeczy – z bycia wyjątkowo rozbudowanym symulatorem dyktatora rządzącego bananową republiką oraz ze sporej dawki (bardzo) czarnego humoru. Ten ostatni w piątej odsłonie cyklu odznacza się między innymi ekranami ładowania wypełnionymi często absurdalnymi i makabrycznymi, niewiarygodnymi (choć ponoć prawdziwymi) ciekawostkami o najróżniejszych przywódcach krajów trzeciego świata. Poniżej znajdziecie najbardziej interesujące z nich. Przy tworzeniu zestawienia pomocny był ten artykuł.
Microsoft wyraźnie bierze przykład z pierwszych działań marketingowych Sony związanych z PS3 i zalicza coraz to nowe wtopy. Tym razem na jaw wyszło, że gry prezentowane na targach odpalane były na komputerach dość mocno odbiegających technicznie od tego, co ma siedzieć w nowym Xboksie.