Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Było o płytach w 2013, będzie o grach w 2013 (ale to w wersji ogólnej, gameplayowej, jak rok temu), to teraz jest czas na filmy w 2013 roku. Podsumowanie najlepszych kinowych premier jest dla mnie zawsze najciekawsze, bo filmów w roku oglądam więcej, niż poznaję nowych albumów i zdecydowanie więcej, niż udaje mi się przejść nowych gier. Rok temu wygrał tryptyk: Dom w głębi lasu / Wstyd / Kochankowie z Księżyca, w tym roku też będzie zwycięska trójca. Ale zanim przekonacie się, jakie dobre filmy mi się najbardziej podobały (co jednocześnie będzie oznaczać, że i ja jestem dobry), poczytajcie o innych zacnych tytułach z mijającego roku.
Poniższe filmy to ułożony chronologicznie zestaw wartych uwagi propozycji, które powinniście nadrobić, jeśli jeszcze nie mieliście ku temu okazji.
Koniec roku! Podsumowanie! Kto by się spodziewał? Na pierwszy ogień idzie moja lista najlepszych albumów 2013 roku, którą sumienne staram się dostarczać każdego gameplayowego grudnia. Nie stałem się nagle fanem dyskotekowych rytmów, czarnych rapów czy innego rodzajów przebojów rodem z rozgłośni z dużą ilością "x" w nazwie, więc znowu mój "top" najczęściej obracać się będzie wokół ryku gitar, łomotu perkusji i sampli z piekła rodem.
Dużo dobrej muzyki zaatakowało moje uszy w tym roku, choć nie potrafię z ręką na sercu wskazać jednego albumu, który zasłużył na tytuł płyty roku. Z tego też powodu idę na lekką łatwiznę i najpierw napiszę kilka akapitów o różnego rodzaju wartych odsłuchania muzycznych dokonaniach (ze specjalnym małym kącikiem dla muzyki polskiej), a potem dotrę do trzech produkcji, które doceniłem najbardziej i które dostarczyły mi najwięcej frajdy.
Klątwa na dom tego, kto po raz kolejny nie wpuścił do naszych kin nowego filmu Edgara Wrighta - na szczęście są kumple z Blu-rayami z Amazona. The World's End to ostatnia część tzw. trójsmakowej trylogii Cornetto, na którą składają się jeszcze Shaun of the Dead (Wysyp żywych trupów) i Hot Fuzz (Ostre psy). Poprzednie produkcje Wrighta całkiem wysoko podniosły poprzeczkę, jeśli chodzi o niezwykły miks miłości do kina gatunkowego i trafiającego do mnie poczucia humoru. Na The World's End ostrzyłem sobie oczy w zasadzie od pierwszej ujawnionej informacji. I jak wyszło?
Need for Speed: The Run to jedna z trzech (obok Undercover i World) najgorzej ocenianych części wyścigowej serii, które pojawiły się na przestrzeni ostatniej dekady. Od premiery gry minęły już dwa lata i The Run pewnie już nikogo nie interesuje, mogę więc spokojnie napisać recenzję w sposób nieco inny, niż zwykło się to czynić. Bo, mili państwo, The Run to naprawdę fajna gra. Ale z drugiej strony - nie do końca. Frajdy miałem dużo, choć była ona krótka, a najważniejszy wniosek wyciągnięty po przejściu wszystkiego, co mnie interesowało, jest taki: The Run miał szansę być najciekawszym i najlepszym Need for Speedem od czasu Most Wanted z 2005 roku. Miał...
Sprawa wygląda tak: po przeczytaniu kilku recenzji i wypowiedzi masy lamentujących graczy, wiedziałem dokładnie, w co sie pakuję kupując The Run. I dostałem niemal dokładnie to, co sobie wyobrażałem. Gdybym kupił "to" niedługo po premierze za okolice 120 zł, bym się pewnie zdenerwował. Tymczasem 20 złotych z małym hakiem to rewelacyjna cena, jak za takiej klasy produkt (co oczywiście też mówi coś o jego ogólnej jakości).
Kazik śpiewał swego czasu, że wszyscy artyści to prostytutki. Dodając do tej boleśnie trafnej lirycznej diagnozy dwa świeże przekłady z przepastnych wód internetu, można z powodzeniem stwierdzić, że artyści to także złodzieje. A jacy artyści, zapytacie? Numer 1: wątpliwego talentu pani zwąca się Lil' Kim (skradziona rzecz: zdjęcie autorstwa kogoś innego, przedstawiające kogoś innego) oraz numer 2: mniej wątpliwego talentu pan znany jako Spike Lee (skradziona rzecz: projekty plakatów). Jeśli chcecie poczytać o tym, jak to zamożni ludzie mają co nieco za uszami, a przy tym okazują się być bardzo niesympatyczni, zapraszam dalej.