Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Ach, potęga marketingu! Kosztujący zaledwie 6 milionów dolarów film Brightburn bazuje na wyśmienitym pomyśle, który został wyciśnięty do ostatniej kropli podczas kampanii reklamowej. "Hej, widzowie, to będzie film o tym, co by było, gdyby młody Superman okazał się zły!" A widzowie na to: "O, to bardzo fajny pomysł, interesująca odmiana wśród powodzi wysokobudżetowych filmów o herosach". Takie zagranie jest bardzo słuszne, bo w przeciwnym razie Brightburn najpewniej zdobyłby dużo mniejszą widownię (tymczasem twórcy mają na koncie sukces - 18 milionów $ po premierowym weekendzie). Jednocześnie jest to największy problem dla tej produkcji, bo obiecuje więcej, niż faktycznie dostajemy.
Tytuł tego wpisu jest tak prostolinijny, jak jego bohater. I gdybym pokusił się o napisanie recenzji tuż po premierze płyty, po może dwóch przesłuchaniach całości, wydźwięk byłby inny. Mniej pozytywny. Pozbawiony tytułu, posiadający minimalistyczną okładkę siódmy album grupy Rammstein, zaczyna przemawiać do słuchacza dopiero po dłuższym obcowaniu. Tak zresztą dzieje się z wieloma płytami, ale dopiero teraz czułem się gotowy, by o "białym albumie" Niemców napisać na blogu. A zatem - los!
10 lat, które minęło od premiery Liebe Ist Für Alle Da, zdaje się być niesłyszalne w muzyce zawartej na nowym krążku. Wątek został podjęty w miejscu, gdzie panowie przerwali zabawę poprzednim razem. I jednocześnie doświadczenie, jakie zdobyli po drodze (zespół Emigrate, solowy projekt Lindemann), bardzo mocno wpływa na to, jakim albumem jest płyta numer 7.
W 2014 pojawił się film John Wick i z niespecjalnie obiecującej sensacyjnej produkcji z Keanu Reevesem stał się jedną z najmilszych niespodzianek, jakie gatunek "zabili go i uciekł": otrzymał od lat. Część druga powstała według złotej zasady tworzenia sequeli - więcej, głośniej i - na szczęście - wcale nie gorzej. Dzisiaj John Wick jest już instytucją, filmową marką o wielkiej rozpoznawalności, zarabiającą miliony dolarów. Cieszy więc niezmiernie fakt, że twórcy nadal wiedzą, jak dostarczyć widzom kawał mięsistego kina akcji, mimo ogromnej presji. Trzeci rozdział historii Johna Wicka to sukces!
Chińska kinematografia poza swoją ojczyzną to głównie historyczne produkcje pełne rozmachu, z okazjonalną dawką fantastyki. Czasem dramat albo kino walki. Ale w zasadzie nie słyszało się o wysokobudżetowym sci-fi "made in China", stąd tak dużym rozgłosem może pochwalić się film Wędrująca Ziemia. Zdecydowanie pomógł w tym również fakt, że produkcja ta jest absolutnym kasowym sukcesem, któremu na lokalnym rynku nie dał rady nawet tytan w postaci Avengers: Koniec gry - Chińczycy zapewnili producentom 700 milionów dolarów przychodu z biletów. Netflix zwęszył niezły interes i postanowił zaoferować wszystkim innym krajom dostęp do Wędrującej Ziemi na swojej platformie.
Film niespecjalnie doświadczonego Franta Gwo jest adaptacją opowiadania znanego również w Polsce Liu Cixina pod tym samym tytułem. Oryginału nie znam, zaś o samym filmie wiedziałem tylko tyle, że jest to bardzo efektowna chińska wersja Armageddon i spróbowałem adekwatnie nastawić się do domowego seansu.
Tu miała pojawić się recenzja solidnego brytyjskiego post-punku (czyli na nasze: rocka granego przez niegdysiejszego punka) tworzonego przez Franka Cartera, ale plan został zmieniony, bo zupełnie przypadkiem na mym radarze pojawił się zespół Silver Snakes. Ten wywodzący się z Los Angeles kwartet (na scenie jest ich czterech, ale tak naprawdę SS to dziecko jednego faceta, Alexa Estrady) właśnie wydał swój czwarty album zatytułowany Death and the Moon, a ja momentalnie utonąłem w jego industrialnej głębi i postanowiłem się tym przeżyciem podzielić.
Silver Snakes zaczynali jako miły rockowy zespół, by na kolejnych dwóch płytach nabrać ciężaru i rozszerzyć swój muzyczny arsenał. Ale dopiero EPka z 2017, na której jest fajny cover utworu Come Undone, zrobiła się elektroniczna, kanciasta, syntetyczna i jednocześnie niepozbawiona swoistego garażowego pazura. W końcu przyszedł czas na nowy longplej, który ciężkimi buciorami włazi do bajora stworzonego przez Nine Inch Nails, a potem pogłębionego przez grupy Filter i Stabbing Westward, z dodatkiem współczesnego Gary'ego Numana. Wielce pozytywna niespodzianka!
Trwająca przez ostatnie lata moda na klimaty retro sprawiła, że umieszczanie czasu akcji swojego filmu czy serialu w latach 80-tych wydaje się być pójściem na łatwiznę. To odpowiednik piksel artu w grach - często taki styl ma tuszować niedostatki budżetowe albo małe doświadczenie twórcy. Na pierwszy rzut oka film Lato'84, który niedawno pojawił się w ofercie HBO Go, wydaje się właśnie taką oczywistą, pozbawioną oryginalności papką - wymieszano tu Goonies, Stranger Things, Halloween i masę innych znanych produkcji.
Co prawda Lato '84 zdecydowanie nie jest produkcją bez wad, ale na szczęście daleko jej od bycia bezduszną kalkulacją na zdobycie jak najszerszej widowni. Dzieło ekipy podpisującej się RKSS (to trójka filmowców z Kanady, którzy wcześniej zrobili inny retro-film Turbo Kid) ma na tyle dużo serca i uroku, że ogląda się je z przyjemnością.