Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Recenzja filmu Wonder Woman - chapeau bas, DC
Hooverphonic with Orchestra - nowe aranżacje lepsze od oryginałów
13 Reasons Why - dramat nastolatki w 13 aktach
Nocny Recepcjonista - sześcioodcinkowa perełka
Po czasie - recenzja edycji rozszerzonej Batman v Superman
Od niedawna twórcy gier komputerowych pochodzący z Polski stawali się coraz bardziej popularni. W 2007 roku, po wielu wzlotach i upadkach składających się na masę zmian, na świat przyszła gra pod tytułem Wiedźmin, współdzieląca świat i postacie z książką autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Zebrała bardzo dobre noty i pokazała wszystkim, że środkowa Europa również potrafi tworzyć gry na skalę światową. Jej druga część (przez jednych uznawana za lepszą, przez innych za gorszą) powtórzyła sukces, a zakończenie trylogii zapowiada się fenomenalnie. Czymże jednak byłby Wiedźmin w wersji obrazowej, gdyby nie świetna muzyka nawiązująca do słowiańskich klimatów oraz tradycyjnych instrumentów?
Gry z interesująca historią możemy podzielić na takie, w których wszystko staje się jasne wprost proporcjonalnie do przegranych godzin oraz takie, w których wszystkiego musimy dowiadywać się sami. I jedne i drugie są pełne uroku, lecz kiedy człowiek ma dość prowadzenia za rączkę, z pewnością sięgnie po tytuł z drugiej kategorii. Taki jak na przykład Dark Souls. Niestety, ze względu na moje słabe nerwy i casualowość oraz problem z lewym analogiem w padzie (ach, te wymówki!) nie napiszę recenzji Dark Souls przez jeszcze długi czas – podzielę się za to moimi wrażeniami z gry Contrast, która mimo swojej ogólnej prostoty, zawiera w sobie pewną magię, przyciąga i również nie mówi nam wszystkiego wprost.
Muzyka żyje i ewoluuje. Zapoczątkowana pewnie tysiące lat temu, w formie prostych melodyjek nuconych przez jaskiniowców, przeszła wiele transformacji, zanim stała się tym, czym znamy ją dzisiaj.
Wśród tych wszystkich epickich bitew, które przychodzi graczom toczyć w wyimaginowanych światach, nieraz na znaczeniu traci fabuła. Jest to o tyle bolesne, że gra przechodzi wtedy z interaktywnej książki w interaktywne, „odmóżdżające” filmy. A jednak wśród tych wszystkich action-RPG’ów, skrupulatnie starających się łączyć świetną historię oraz interesujący system walki, trafiają się klejnoty błyszczące znacznie jaśniej niż rasowe legendy gatunku. Mowa tutaj oczywiście o wymagającym i enigmatycznym Dark Souls, w którym towarzyszy nam fragment duszy Motoi Sakuraby, japońskiego kompozytora muzyki do gier wideo.
Pierwsze starcie z Alexisonfire nie należało do zbyt udanych: przywitał mnie kanadyjski, posthardcore’owy krzyk i agresywne gitary które, w moim odczuciu, nie należały do najprzyjemniejszych brzmień. Coś jednak kazało mi się zatrzymać na dłużej przy tym zmyślnie nazwanym zespole, odsłuchać kilku piosenek mimo przeżywanej udręki i odnaleźć pewne perełki nie tylko w postaci piosenek, ale również i wokalistów. To coś, co zmuszało mnie do słuchania tego zespołu, to nikt inny jak Dallas Green, głos wspomagający Alexisonfire, a aktualnie założyciel zespołu City and Colour.
Od zawsze uwielbiałem chodzić do kina. Niesamowity klimat towarzyszący długo wyczekiwanym premierom filmowym, ogromny ekran i fenomenalne udźwiękowienie, smak popcornu nieadekwatny do jego ceny i piętnaście minut i nowych, i widzianych setki razy zwiastunów. Czego można chcieć więcej?
Przez muzyczną scenę przewinęło się wiele wartościowych gwiazd. Nieważne, kto jakiej muzyki słucha – niedocenianie i lekceważenie wpływu, który niektóre pojedyncze jednostki miały na w zasadzie wszystkich wykonawców, jest przejawem ograniczenia i przysłowiowej krótkowzroczności. Każdy ma prawo do nielubienia np. The Beatles, lecz to nie oznacza, że ten zespół jest słaby i absolutnie nic nie wniósł do muzycznego świata. Komuś może przeszkadzać zachowanie Freddy’ego Mercury, ale nie można powiedzieć, że beznadziejnie śpiewał. Mimo morza kontrowersji wokół Michaela Jacksona błędne jest stwierdzenie, że bez niego muzyka pop byłaby tym samym. Nie, nie byłaby, gdyż, nie tylko moim zdaniem, Michael Jackson ruszył ten gatunek do przodu wcale się do niego nie ograniczając.
Zostawiliśmy za sobą przerażenie wywoływane przez Deriviere’a i wyszliśmy z krainy baśni Pulkkinena, aby w końcu udać się do świata bardzo dobrze znanego praktycznie wszystkim. Jeden z najbardziej cenionych erpegów, cieszący się niegasnącą popularnością w Europie (a szczególnie w krajach słowiańskich), jest wyposażony w równie piękną i czarodziejską muzykę, na zawsze pozostałą w pamięci graczy. Panie i panowie, dziś chciałbym przedstawić kompozytora o imieniu Kai Rosenkranz – Niemca, który stworzył ścieżkę dźwiękową do uwielbianych Gothiców oraz pierwszej części mniej cenionej sagi Risen. Ale zacznijmy od początku.
Po wydostaniu się z mrocznych czeluści mrożącej krew w żyłach muzyki pana Deriviere, nadszedł czas na pewien kontrast w postaci baśniowej atmosfery i bajecznego klimatu. Muzyka w grach przecież nie musi trzymać nas cały czas w napięciu i motywować do działania. Nieraz wystarczy, żeby była tłem naszych starań – przyjemnym i nieszkodliwym, ale jednak potrzebnym.
W każdym filmie, tak jak i w każdej grze towarzyszy nam muzyka – nic nowego. W dzisiejszych czasach jednak z pomocy profesjonalnych kompozytorów korzystają również twórcy reklam oraz montażyści zajmujący się trailerami. A co, jeśli artyści zajmujący się wysokobudżetową ścieżką dźwiękową nie mają czasu na komponowanie dodatkowych, krótkich i jednorazowych utworów? Wtedy do akcji wkraczają ludzie zajmujący się szeroko pojętym gatunkiem pod nazwą Trailer music.
Nieraz artyści spędzają naprawdę dużo czasu, aby ostatecznie dopieścić dany utwór i wypuścić coś, co wyjątkowo spodoba się ludziom. W wielu przypadkach wywołuje to falę kreatywności wśród słuchaczy, którzy nie próżnują i nagrywają swoje wersje danego utworu. Różnorodność jest mile widziana, ale co jeśli cover okazuje się lepszy od oryginału?