10 lipca 1973 roku w Pradze rozpędzona ciężarówka wjeżdża w tłum ludzi, czekających na przystanku tramwajowym. Za kierownicą siedzi dwudziestodwuletnia, drobna dziewczyna – spokojna, opanowana. Na miejscu giną trzy osoby, w ciągu kilku następnych miesięcy, w wyniku poniesionych obrażeń, umrze jeszcze pięć. Nieszczęśliwy wypadek? Zasłabnięcie? Utrata kontroli nad pojazdem? Wpływ alkoholu lub narkotyków? Nie. To była zemsta na społeczeństwie.
Roman Cílek odświeża w swoim reportażu historię Olgi Hepnarovej, dziewczyny, która jako ostatnia kobieta w historii Czechosłowacji została skazana na karę śmierci. W Ja, Olga Hepnarová stara się rzetelnie odtworzyć życie dziewczyny w sposób neutralny – ani jej nie usprawiedliwiając, ani nie osądzając. Kreśli jednak skomplikowany rys, który podejrzewam w każdym czytelniku wzbudzi zgoła inne emocje.
Hollywood przyzwyczaiło nas do pewnego typu opowieści o miłości. Piękna ona, piękny on, a siłą popychającą ich ku sobie - przeznaczenie! I mimo przeciwności losu, mimo że zawsze coś im staje na drodze, ich miłość bezwarunkowo wygrywa. A wszystko podane w estetycznej, uniwersalnie pięknej konwencji. A gdyby tak... odrzeć miłość ze wszystkich dotychczasowych schematów i zostawić ją surową i gorzką? Tego próbował dokonać Judd Apatow w serialu Love. Jak wyszło?
Patrick deWitt wzbudził moją sympatię kilka tygodni temu, gdy sięgnęłam po Braci Sisters. Ucieszyło mnie, że w sprzedaży ma się pojawić kolejna jego powieść o wdzięcznym tytule – Podmajordomus Minor (major-minor <3). Tym razem kanadyjski pisarz zabiera nas w fikcyjne miejsce, które można określić alternatywną Europą z XIX wieku. A jak dobrze wiemy ze szkoły – to czas romantyzmu, bohaterów miotanych silnymi skrajnymi emocjami, obrazów Caspara Davida Friedricha (do których mam szczególną słabość). Tę malowniczą podstawę deWitt wykorzystał bardzo przewrotnie i jeśli sądzicie, że Podmajordomus Minor to kolejne Cierpienia młodego Wertera – nic bardziej mylnego!
Projekt: Prawda Mariusza Szczygła to książka, której wyczekiwałam i która stała się automatycznie ważna. Przeczytałam ją na początku maja i długo zbierałam się w sobie, by zacząć ten tekst. Pomyślałam, że doskonałym pomysłem będzie przejrzeć ją raz jeszcze, zanim napiszę te kilka zdań. Nie zorientowawszy się, zaczęłam ją czytać od nowa. Od początku. Zatrzymałam się dopiero, gdy głos uwiązł mi w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Bowiem Projekt: Prawda porusza dogłębnie.
Kupiłam książkę, sądząc po okładce. Grafika Dana Stilesa przyciągnęła wzrok, ale i opis na okładce wraz z fragmentami recenzji napawały nadzieją. Padły tam bowiem nawiązania do filmowej twórczości Coenów, porównania do liryzmu Dylana, a i miejsce dla Don Kichota się znalazło. Choć Dziki Zachód, panowie na koniach, pojedynki w południe i bijatyki w saloonach nie leżą w kręgu moich zainteresowań (choć jakby dłużej się zastanowić nad tą kwestią – znalazłoby się kilka wyjątków), wsiadłam do konia i pogalopowałam przez strony Braci Sisters, autorstwa Patricka deWitta.
Po raz pierwszy sięgnęłam po książkę Śmierć pięknych saren 10 lat temu i głęboko zapadła mi w serce. Po dziesięciu latach ktoś wyciągnął ten tytuł ponownie na światło dzienne. Pamiętam ciepło i uśmiech, jaki wzbudzała we mnie twórczość Oty Pavela, więc postanowiłam odświeżyć wspomnienia. Bowiem jest to książka, do której można wracać i wracać. Czytać w całości, na wyrywki i mam wrażenie, że nigdy nie straci blasku. Co w Śmierci pięknych saren jest takiego wyjątkowego? Optymizm i pogoda ducha.
Moje pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen nie należało do zbyt udanych (jeśli chcecie sobie przypomnieć, odsyłam do recenzji Grzesznika). Jednak za namową ciekawego opisu na okładce, postanowiłam dać szansę kolejnej książce autorki – Grawitacja. Ta historia nie łączy się z cyklem o detektyw Jane Rizzoli i patolog Maurze Isles, więc może dlatego wywołała we mnie zupełnie inne wrażenie. A może dlatego, że akcja tej powieści rozgrywa się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej? Jeśli dotrwacie do końca tego tekstu obiecuję, że dowiecie się również, co wspólnego posiada Grawitacja Tess Gerritsen z filmową Grawitacją.
Książka Karela Michala ma cudowną okładkę. Pamiętam, że dosyć długo zerkała na mnie z półki w domu rodzinnym. A ja zerkałam na nią, aż w końcu zadecydowałam – przeczytam Straszydła na co dzień. Książkę, która uwiodła mnie okładką z rysunkiem Tomáša Přidala. Jak się okazało – wewnątrz było ich więcej! Ku mojej uciesze szybko stało się oczywistym, że opowiadania Karela Michala są równie fantastyczne, co ilustracje. I chwała za to.
Klaudyna: Dallas'63 Stephena Kinga przeczytałam w zeszłym roku. Choć "przeczytałam" to za mało dynamiczne słowo - bardziej pożarłam. Pamiętam, że na bardzo długo została mi w głowie. Dlatego nie powinno dziwić, że na serial 11.22.63, który bazuje na powieści Kinga, czekałam z niecierpliwością. Stephen King, bardzo dobra książka - to dwa doskonałe składniki wyjściowe. Gdy doda się do nich jeszcze Jamesa Franco, zaczyna się robić naprawdę fantastycznie. Podejrzewam, że kolejnym atutem jest J.J. Abrams. Czy to mogło się nie udać?
FSM: Ten jeden akapit aż kipi od pozytywnych emocji. Chyba Ci się podobało? No weź nie trzymaj czytelników w niepewności :)
K: Tak od razu? Oczywiście, że mi się podobało!
Jim Jarmusch umieścił wampirycznych bohaterów filmu Tylko kochankowie przeżyją w Detroit. I wydaje się, że to jedyne słuszne z amerykańskich miast, w którym wampiry mogłyby rzeczywiście zaistnieć. Opustoszałe domy ciągnące się ulicami, miasto chylące się ku upadkowi stanowią świetny krajobraz dla filmu. W obrazie Jarmuscha jestem zakochana i chyba z tego względu postanowiłam dowiedzieć się o Detroit nieco więcej. Charlie LeDuff, autor książki Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, na okładce określany jest jako kontrowersyjny dziennikarz. Kontrowersyjny czy nie, trzeba przyznać, że napisał bardzo dobry reportaż.