Twórcy Penumbry powracają - Amnesia to gra na zmodyfikowanym silniku tej serii, używająca porównywalnego zestawu mechanik. I ciężko napisać krótką notkę o tej grze, bo nie jest ani szczególnie dobra, ani zatrważająco zła. A postanowiłem sobie, że nie będę tutaj pisać recek, tego już w Internecie produkuje się dostatecznie dużo. Poza tym, recenzowanie jest większym stresem niż przyjemnością, a ja mam inne wyobrażenie o swoim czasie wolnym. Ale dosyć o mnie. Amnesia: The Dark Descent. Przeszedłem i opowiem, co widziałem.
Jak może wiecie, choruję sobie. Nic strasznego, uciążliwość objawów jest do przełknięcia w obliczu tak cennej odrobiny czasu dla siebie. No ale właśnie, ów czas gdzieś mi przechodzi za plecami, a ja spędzam całe godziny na prowadzeniu wojny japońsko-perskiej. Albo podboju Aten. Albo handlu z Amerykanami. Cywilizacja wróciła i znowu wciągnęła mnie jak najbardziej uzależniający środek chemiczny znany ludzkości. Zarost zarasta, Batasia się irytuje, Halo: Reach rzucone w kąt, naczynia brudne, ciało nieumyte, Amnesia przerwana w połowie, nie ma świata i nie ma mnie dla świata, to działa po tylu latach.
Tokyo Game Show już za nami, a komu mało unikalnej w skali świata kultury gier wideo KKW - niech czyta dalej. Opowiem o książce, która jest najkompletniejszym i najbardziej satysfakcjonującym zbiorem informacji o życiu graczy na niezwykłej planecie, jaką jest Japonia.
Wiele jest związków frazeologicznych ze słowem emergent w projektowaniu gier wideo. I każdy oznacza coś fajnego – coś, do czego każdy projektant aspiruje.
W dużym skrócie chodzi o samoczynne pojawianie się w grach pewnych elementów, jak to się mówi „na przecięciu systemów rozgrywki”. Samoczynne, to znaczy bez ingerencji projektanta, bez skryptów, bez umieszczenia w grze wielkiego napisu „podejdź tutaj i coś się stanie”. Chodzi o rzeczy odkryte przez użytkowników, a wręcz przez nich wymyślone, dopowiedziane. Istnieje też coś takiego, jak „objawiona” narracja*, czyli emergent narrative.
*słowo narrative jest dość niejednoznaczne w tłumaczeniu, umówmy się na taką wersję
Wymiatanie na wysokim poziomie trudności. Niewiele gier na to pozwala, prawda? Oczywiście, każda praktycznie gra ma dziś do wyboru obowiązkowe easy-medium-hard, te troszeczkę bardziej ogarnięte kognitywistycznie rzucają nam nawet medium-hard-extreme (żeby nie było wstydu grania na easy). Nie w tym rzecz jednak. Potraktujcie to jako zajawkę shmupowego tygodnia, który planuję niedługo urządzić na tvgry.pl jako taki mały projekcik poboczny - zastanówcie się, które gry opanowane na najwyższym poziomie trudności są *piękne*? Tak piękne, że możemy oglądać na Youtube powtórki nagrane przez mistrzów, że wstrzymujemy oddech przed nieposkromioną maszyną i śmiałkiem, który bez kompleksów ją rozpracowuje? Cały czas mówię tu o trybie dla pojedynczego gracza: multik to coś innego.
Oto czas wielkiej prokrastynacji. Moment, w którym muszę zrobić coś całkiem konkretnego (dokończyć licencjat), a zajmuję się czymkolwiek innym. W walce o brak konkretu zwróciłem się w stronę sterty niedokończonych książek, która z tygodnia na tydzien rośnie sobie koło mojego łóżka. Czyli "Galeria dla dorosłych" Feliksa W. Kresa, którą na swoim blogu polecał g40st. I jeden cytat, który mocno wkuł mi się w wyobraźnię.
Nikt nie kupuje gry komputerowej po to, żeby poznać losy dziecięcia Baala. (...) jeśli już, to będzie je tworzył bądź współtworzył, prowadząc swojego bohatera.
Niedawno zorientowałem się, że obchody "dziesięciolecia działalności", heh, spóźniłem o ponad pół roku. Niemniej, ta epifania rzuciła mnie na wody wspomnień i grzebania po pogrążonych w ciemnej piwnicy pudłach ze starymi gazetami. Kurz, półmrok, szczury dropujące złoto. Na tropie własnych śladów - mniej lub bardziej chwalebnych. No i trafiłem na pewien numer Resetu, którego okładka do dziś przywołuje dreszczyk wspomnień. Dziś będzie autotematycznie. O tym, jak jedna linijka tekstu utkwiła mi w pamięci na całe życie.
Poszedłem sobie wczoraj do Media Marktu na rytualny obchód ciekawostek z półek polskiego retailu. Było ciekawie jak zawsze, a czynniki przyczyniające się do niskiej sprzedaży gier w Polsce można długo wymieniać przy każdej typu wizycie w tego typu sklepie. I nie, nie będę się pastwić nad niewinnymi w gruncie rzeczy sprzedawcami ani niczym takim. Dziś oberwie się kierownikom działów i prowadzonej przez nich polityce cenowej.