Wilcze podsumowanie 2016 roku - Czarny Wilk - 31 grudnia 2016

Wilcze podsumowanie 2016 roku

Licząc jeden napisany, ale wciąż czekający na debiut na łamach serwisu tekst, w ciągu ostatniego roku udało mi się przygotować 50 artykułów dla serwisu Gameplay.pl i 20 dla Gry-Online.pl. W sumie wychodzi tego 70, czyli średnio raczyłem Was swoimi przemyśleniami, recenzjami i wycinkami popkulturowej historii częściej niż raz na tydzień. Całkiem zacny wynik.

Jeśli chodzi o popkulturę ostatnich 365 dni, to przede wszystkim zauważam kontynuację jednego trendu – seriale telewizyjne i internetowe kontynuują dominację jakościową nad wszystkimi innymi gałęziami rozrywki. Branżę gier komputerowych trawi pełno wyraźnych patologii, o polityce Marvela i DC względem komiksów standardowo można powiedzieć więcej złego niż dobrego, a Hollywood nadal pozostaje wylęgarnią filmów bezpiecznych, klepanych od szablonu filmów superhero, remake’ów i sequeli, które się na pewno sprzedadzą. Za to wśród seriali znowu dostaliśmy olbrzymią liczbę fenomenalnych hitów, które nie dość że scenariuszowo stanowią najwyższą półkę, to na dodatek w tym roku udowodniły, że również pod względem efektów specjalnych potrafią nie ustępować blockbusterom z dużego ekranu.

Gry

Niestety, w tym roku nie doczekałem niespodziewanego hitu pokroju Life is Strange – gry, wobec której nie miałem żadnych oczekiwań, nawet niespecjalnie się nią interesowałem, a która po zagraniu wywołała we mnie gigantyczny rollercoaster emocji, zostawiła ze szczęką na podłodze i w moim sercu zagnieździła się dużo skuteczniej niż wyczekiwane przez lata hity – MGSV i Wiedźmin 3. Jedyną naprawdę pozytywną niespodzianką było Worms WMD, które okazało się najlepszą odsłoną serii od lat, ale to jednak nie ta liga, by można było mówić o GOTY. Stąd moja prywatna gra roku to tym razem oczywisty do bólu pewniak – Uncharted 4, które było fantastycznym zwieńczeniem fantastycznej serii, łączącym świetną rozgrywkę z bardzo przyjemną fabułą i doskonale nakreślonymi postaciami, z którymi zwyczajnie jestem zżyty i uwielbiam śledzić ich losy.

Zazwyczaj nałogowo klepię screenshoty z gier po to, żeby mieć potem z czego wybierać do recenzji. W przypadku Uncharted 4 robiłem to dla siebie, bo co rusz pojawiały się widoczki, których nie mogłem nie uwiecznić.

Filmy

W tym roku ostatecznie nastąpił u mnie przesyt filmami superbohaterskimi – jestem wieloletnim fanem przygód trykociarzy, ale ileż można. Zwłaszcza, że nie był to zbyt spektakularny rok – DC znowu udowodniło, że ich uniwersum jest zszywane na szybko, bez większego planu, przez co Batman vs Superman okazał się średniakiem, a Suicide Squad spektakularnie zmarnował swój potencjał. Marvel tymczasem jak osiadł na laurach, tak siedzi tam dalej – Doctor Strange może i wizualnie zachwycał, ale fabularnie to była kalka pierwszego Iron Mana, w której słowo „technologia” zastąpiono „magią”. Chyba tylko Wojna Domowa zostawiła mnie w pełni zadowolonym, ale nawet tutaj odczuwałem już zmęczenie materiału. Stąd zwycięzcą zostaje być może oceniany przeze mnie jeszcze zbyt entuzjastycznie, bo oglądałem go raptem kilka dni temu, Łotr Jeden. Film rozkręcał się długo, na dodatek w pierwszej połowie wyraźnie widać było szwy powstałe przez zmiany scenariusza i dokrętki na ostatnią chwilę, ale za to jak już się rozkręcił, to był cudowny. To były Gwiezdne Wojny dla sierot po Expanded Universe – poboczna, kameralna historia, z odcieniami szarości, bohaterskimi zwykłymi żołnierzami, oraz Mocą, która faktycznie zdawała się przepotężną siłą spajającą uniwersum, a nie zabawką do unoszenia przedmiotów siłą woli. Film wolny od wszystkich wad Przebudzenia Mocy, jednocześnie pełen zalet rozszerzonego uniwersum.

Spadaj Kylo, Rei, Finn, Hex i reszta domowego przedszkola, zróbcie miejsce na dorosłych!

Komiksy

Polski rynek nareszcie rozwinął się na tyle, że już nawet nie myślę o kupowaniu pozycji zagranicznych, nienadążając za kupowaniem i czytaniem tego, co dostajemy u nas. Zdecydowanie najbardziej ucieszyło mnie wydawanie przez Egmont całej epopei Jonathana Hickmana rozgrywającej się na łamach kilkudziesięciu komiksów z serii Avengers oraz New Avengers. Zwłaszcza ta druga jest tym, co wilki lubią najbardziej – pełną tajemnic, intryg i emocji historią o zagrożeniu, którego nie da się pokonać oraz upadku bohaterów, którzy stając mu naprzeciw kolejno przekraczają kolejne granice moralności w imię wyższego dobra.

Przy tempie, w jakim rośnie nasz rodzimy rynek komiksowy, niedługo to Marvel będzie kupował licencje na wydawanie od nas, a nie na odwrót.

Seriale

Tak jak napisałem na początku, to był kolejny wspaniały rok dla fanów seriali. Tak wspaniały, że ciężko mi się zdecydować, co było w nim najlepsze. Czy finałowe odcinki szóstego sezonu Gry o Tron, które udowodniły, że na ekranach telewizorów możemy zobaczyć bardziej imponujące widowisko fantasy niż w kinach? Czy Artyści, którzy sprawili, że w końcu uwierzyłem w to, że i w naszym kraju można zrobić coś na miarę Breaking Bad? Może Westworld, przy którym więcej frajdy od samego oglądania stanowiło snucie różnych teorii pomiędzy kolejnymi odcinkami i następnie oglądanie, jak część z nich upadała, a inne się sprawdzały? Albo Black Mirror, którego trzeci sezon okazał się równie dobry co poprzednie – co jest najlepszą rekomendacją, jaką można by mu dać? No nie potrafię się zdecydować i wybrać jednego. Największym serialowym zwycięzcą byli widzowie, którzy kolejny rok z rzędu dostali niewiarygodnie dużo dobrego.

 

Jon Snow to najgorszy strateg militarny w historii Westeros, ale za to umie robić stylowe last standy.

A czego życzyłbym sobie i Wam w przyszłym roku? Chyba tego, byśmy wszyscy byli dużymi dzieciakami, które nadal potrafią się jarać zapowiedzią kontynuacji ukochanej gry, zwiastunem „epickiego” filmu fantasy czy informacją o kontynuacji fantastycznego serialu. Oby dobrego wychodziło tyle, że nasza kupka wstydu nigdy nie zmaleje!

Czarny Wilk
31 grudnia 2016 - 12:03