Gdy Tyler Cross wstaje z martwych potrzebuje gotówki. Jego siedemdziesiąt tysięcy zielonych ulokowano w intratnej inwestycji. Szybka transakcja, wielki zysk, co może się nie udać? Wszystko. Życie uczy, że łatwe pieniądze nie istnieją. Tyler wie o tym dość dobrze, by wziąć sprawy w swoje ręce.
RECENZJA DOTYCZY TRZECIEGO TOMU, O PIERWSZYM PISAŁEM TU:
TYLER CROSS #1: BLACK ROCK – PARKER SPOTYKA TARANTINO
„Miami” to najnowsza odsłona niezwykłej serii o zimnokrwistym zabójcy. Serii, która zdumiewa właściwie każdym aspektem, pod którym by jej nie analizować. Co szczególnie istotne, trzyma poziom. Każdy kolejny album pokazuje, że sukces pierwszego w najmniejszym stopniu nie był dziełem przypadku.
Na fenomen Tylera składa się kilka aspektów. Po pierwsze historia ta nie zna tabu, cenzury ni świętości. Jest brutalna, krwawa i wulgarna, ale nigdy przesadnie, tandetnie czy na pokaz. Każda kropla krwi, przekleństwo czy gwałt ma swoje fabularne uzasadnienie.
Po drugie cartoonowa kreska Bruna Thielleuxa tworzy świadomy dysonans między treścią, a formą. Oczekujemy „Samuraja Jacka”, a dostajemy „Człowieka z Blizną”. Gangsterski thriller dla ludzi o mocnych nerwach.
Po trzecie i być może najważniejsze Fabien Nury w każdym tomie prezentuje złożoną, niezwykle dopracowaną fabułę. Przedstawia ją przy tym tak płynnie i przejrzyście, że zrozumiało by ją małe dziecko. O ile ktoś chciałby zrobić mu podobną krzywdę.
To tylko kilka punktów z długiej listy zalet, na którą składa się także subtelny humor, dystans, klimat, wspaniała (!) paleta barw. Najnowszy tom zawiera też wspaniały dodatek w postaci galerii fanartów autorstwa rodzimych twórców.
Tyler Cross to obok serii o Usagim Yojimbo jeden z najlepiej zrobionych komiksów, jakie kiedykolwiek czytałem. To "must have" dla czytelników i wzór dla twórców. Autorzy niezwykle wysoko postawili poprzeczkę, a mi pozostaje trzymać kciuki, by utrzymali poziom. Jak do tej pory, idzie świetnie!
Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik