Jak wam minął listopad? Dużo czytaliście? Wiem, pogoda daje w kość i trzeba przygotować się na zimę. Grabienie liści, zamiatanie kostki, przygotowywanie drewna na zimę i ogólne porządki koło domu mogą być zajmujące, chyba że się mieszka w bloku, to wtedy ma się więcej czasu na czytanie. W sumie nie do końca, bo może by odświeżyć trochę ściany, zrobić mały remont i wolne dni, upływają nam na machaniu pędzlem i wierceniu, zamiast na odpoczywaniu, graniu i czytaniu. Nikt nie ma lekko, więc nie dajcie się życiu i przeczytajcie coś. Poniżej kilka tytułów, które udało mi się skończyć w tym mocno jesiennym listopadzie. Inny Regał #30 czas zacząć.
W październiku skończyłem przygodę z książkami o Sherlocku Holmsie, a tuż na początku listopada sięgnąłem po Zaginiony Świat Athura Conan Doylea. Sama książka nie jest długa, ma jakieś 250 stron i jest bardzo… przygodowa. I choć ma już ponad sto lat, bardzo fajnie mi się ją czytało. Cała książka opowiada losy profesora Challengera, który wyrusza do ameryki południowej w celu zbadania krainy, której nie ma na żadnej mapie. Będą dinozaury i masa przygód. Cała książka jest napisana w formie sprawozdania niejakiego pana Edwarda Malone, który zostaje wysłany, by wszystko spisać dla Gazety Codziennej. Patrzymy na wielką wyprawę oczami prostego dziennikarza i po przeczytaniu książek o Sherlocku widzę, że Doyle czuł się komfortowo w takiej formie przedstawiania opowieści. Lecz jeśli ktoś starszy oglądał serial, który leciał kilkanaście lat temu, a dopiero teraz czyta książkę, to rozczaruje się. Nie ma tutaj pół nagich blond kobiet, które w każdej chwili mogą skopać tyłek naszym bohaterom. Jest za to lord John Roxton i jego doświadczenie w polowaniu na wszelki gatunek zwierza. No i na koniec zostaje nam profesor Summerlee, który ma potwierdzić prawdę lub pogrążyć Challengera nazywając go kłamcą. Oprócz dinozaurów różnej maści, nasi bohaterowie spotkają na swojej drodze ludzi pierwotnych i nie raz będą musieli walczyć o życie. Zaginiony Świat ogólnie polecam, nie jest to zbyt wymagająca lektura i bardzo znośnie napisana. Lecz jeśli ktoś szuka intelektualnej lektury na pokrzepienie umysłu, to lepiej będzie poszukać gdzieś indziej. Zaginiony Świat to prosta przygoda napisana sto lat temu. Nie wymagajcie zbyt wiele.
Przygoda z Jonahem Hexem skończona. Ostatnie dwa tomu wydane przez Egmont ukończone i poziom historii jest nadal, utrzymamy na wysokim poziomie. Świetnie się przy tym bawiłem i jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony z tego, że zapoznałem się z tymi komiksami. Brutalne pełne przemocy i krwi, są gratką dla osób, które wolą bardziej niegrzecznych historii o westernie, niż te, które są cenzurowane i nie pokazują w pełni, co też fikcyjne postacie kryją w sobie, gdy zapada głęboka ciemność na ziemiach ameryki XIX wieku.
Ucieszyłem się bardzo, gdyż w ostatnim dziesiątym tomie, znalazła się zapowiedz kolejnego komiksu z serii o podtytule „Pochowajcie mnie w piekle”, którego już nie mogę się doczekać. Nic nie będę pisał o fabułach opowiadań zawartych w tych albumach, gdyż są tak dziwne i szalone, że najlepiej zobaczyć to na własne oczy. A zwroty akcji są naprawdę niespodziewane i zaskakujące.
Zostańmy jeszcze na chwile przy Jonahu, bo oto ostatni trzeci tom All Star Western o pt. Czarny Diament. W tym tomie nasz szalony kowboj zmierzy się z Hydem. Co ciekawe zostanie wynajęty przez dr Jekylla i tutaj akcja się tak rozwija, jak to miało miejsce w poprzednich dwóch tomach. Wrócą starzy przyjaciele, których zdążyliśmy już wcześniej poznać. Genialne i naprawdę fantastyczne połączenie klasycznych postaci literatury z brudnym światem DC Comics. Kolejny raz brawa dla scenarzystów. Można się bać, że z takiego połączenia nic nie wyjdzie. Tutaj konfrontacja jest na wysokim poziomie. Uwielbiam takie kolaboracje. Tak na marginesie, muszę w końcu sięgnąć po książkę Dr Jekylla i pana Hyde'a. Mam ją na półce i nie jest ona grubą historią. Wszyscy scenarzyści sięgają po tę tragiczną postać literatury klasycznej, a ja nie znam pierwotnej historii. Wstyd wiem. Dodam jeszcze, że druga część albumu ASW#3, to opowieść o Indianinie TomaHawku, ale ona nie jest już tak pasjonująca, jak przygody Hexa. Wiem, że jest to wrzutka wydawnicza, jak w poprzednich tomach, by poznać początki pobocznych postaci, ale jakoś historia trochę słaba. Za to rysunki niczym wyjęte z ram oświeconych obrazów. Phil Winslade wykonał genialną pracę nie tylko nad rysunkami, ale również nad kolorami. To trzeba zobaczyć.
Kolejnym komiksem, jaki udało mi się w listopadzie przeczytać, jest Amazing Spider-man: album 4 Nocna Zmiana. Jest to kontynuacja The Superior Spider-man, gdzie ciało Petera Parkera przejęła świadomość Dr Octopusa, oraz Spiderversum, gdzie masa przeróżnych człowieków-pająków musi powstrzymać zagrożenie, które wybiega poza ich światy. W Nocnej Zmianie mamy zakończenie kilku wątków, ale sam komis jest po prostu słaby w porównaniu do reszty. Dochodzi do tego jeszcze lekkie wypełnienie Annual #1, czyli coś w rodzaju teamupu Spidera z innymi bohaterami Marvela, które nie zawsze są tak rewelacyjne, jak singlowe opowieści. Do tego dochodzi Black Cat, która wyrusza w drogę pełną przemocy i oszustwa, taki rampage, który sprowadzi wielkie kłopoty na naszego bohatera. Cały album traktuje, jako zakończenie wcześniejszych spraw i domknięcie tematów z wcześniej wymienionych albumów, a także przygotowanie do następnego crossovera i wstępu Spider-man do nowych Tajnych Wojen. Plan na grudzień zakłada przeczytanie Tajnych Wojen, a później może pójdziemy dalej z całymi przygodami Spidera w nowym świecie po apokalipsie. Egmont cały czas podgania z przygodami wszystkich bohaterów, że trudno nadążyć za wszystkim.
Dobrze teraz powróćmy na chwile do mojego starego znajomego. Conan 26 tom pt. Mistrz, to jedyna książka, którą udało mi się przeczytać w tym miesiącu z krajów hyboryjskich. John Maddox Roberts stworzył naprawdę rewelacyjną historię. Wciągając w tak wiele wątków naszego bohatera, że w pewnym momencie naprawdę, byłem o krok od pogubienia się. Historia zaczyna się bardzo prosto. Nasz bohater traci statek podczas sztormu i jako jedyny przeżywa. Trafia na północną cześć świata, gdzie próbuje przetrwać nadchodzącą zimę. Zaciąga się do armii jednego z trzech królestw północy, pod rządy pięknej i bardzo wyniosłej Królowej Alcuiny. Conan niestety trafia w sam środek konfliktu, a dzięki swojej męskości i mocnemu ramieniu otrzymuje prace i uznanie swojej nowej królowej. Niestety władcy pozostałych królestw mają inne plany, co do pięknej królowej i postanawiają ją porwać. Conan wyrusza za porywaczami i trafia do innego świata, gdzie jego siła nie wystarczy, by przeżyć choć jeden dzień. Magiczny inny wymiar jest bardzo niebezpieczny nawet dla takiego wprawionego w sztuce szermierki wojownika. Będzie potrzebował pomoc Rerima czarownika o skromnym usposobieniu, ale wielkiej mocy drzemiącej w nim. Ogólnie mówiąc, bardzo wielka przygoda z morałem pasującym do całej postaci Conana. Czy poleciłbym ten tom do czytania jako coś wyrwanego z całej serii? Oczywiście. Można czytać bez wcześniejszej znajomości innych historii o Conanie. Czysta przygoda w świecie magii i miecza.
Na koniec książka, na którą czekałem od bardzo dawna. Peter V. Brett zakończył cykl Demoniczny w dziesięciu tomach wydanych w Polsce przez Fabrykę Słów, a był to rok 2018 (na świecie 5 grubych tomów). I od tego momentu jestem wielkim fanem całej twórczości pisarza. Czekałem jak wielu czytelników na całym świecie, z zapartym tchem na zapowiedziane już dawno kolejne książki. Początek nowej serii ze starymi, jak i nowymi bohaterami Zakątka. I po trzech latach się doczekaliśmy. Tom pierwszy Pustynny Książe dzieje się kilkanaście lat po finale z książek Otchłań. I by bardzo nie spojlerować, przedstawia nam losy dzieci bohaterów z pierwszej sagi (jeśli tak można powiedzieć). Druga saga przedstawi nam losy Olive córki Leeshy Paper i Ahmanna Jardira oraz Darina syn Arlena Balesa głównego bohatera z pierwszych książek. Jest to kontynuacja, która zaczyna się spokojnie, ale wraz z kartkami zaczynamy wyczekiwać demonów wyskakujących z nocy. Tych epickich walk, tych postaci, które mają swoje zalety i wady. I to dostajemy. Demony wracają i wywracają cały spokojny świat do góry nogami. A w środku tego wszystkiego nasi nowi bohaterowie, którzy poznają z dnia na dzień swoje możliwości i niebezpieczny świat. Nie chce opowiadać za dużo, gdyż naprawdę osoby, które nie czytały pierwszej dziesięciotomowej sagi, mogą się zezłościć na mnie, że za dużo zdradzam. Ale jako wielki fan nie spojlerowania, wole napisać mniej niż więcej. Dodam tylko, że Olive jest dwupłciowa i ten fakt ma duże znaczenie w całej książce. Ma też swoje wyjaśnienie i związane jest to z magią. W sumie prawie cała fabuła historii jest oparta na tym fakcie i druga połowa książki zaskoczyła mnie podwójnie. Na wielki plus. Już nie mogę się doczekać stycznia, w którym Fabryka Słów, wyda drugą część, która zakończy nam cały pierwszy tom. Nie polecam książki osobą, które nie czytały wcześniejszych tomów. Niby nowa historia, ale pewne rzeczy są wyjaśnione pobieżnie i pisarz zakłada, że większość informacji o świecie i demonach, już znacie. Choć można by spróbować, ale po co? Chyba wiecie, co mam na myśl.
Na drugi koniec mega książka, którą powinien przeczytać każdy. Chatka Puchatka to opowieść, którą czytałem mojemu synowi do spania i chyba więcej ja z niej wyciągnąłem, niż niepokorny trzy i pół latek. Ale udało nam się w końcu skończyć ją i zaczynamy coś innego. Sama książka jest kontynuacją Kubusia Puchatka i według mnie jest o wiele lepsza od pierwszej części. A to, co mnie zaskoczyło, to piosenki i wierszyki misia o małym rozumku. Coś pięknego i dla mnie niespodziewanego. Wspomnę, że wcześniej nie czytałem przygód misia, prosiaczka i całej reszty, więc jestem oczarowany lekturą. Obie książki są bardzo mądre i niesłychanie naiwne (oczywiście dla kogoś w moim wieku) i przepełnione wielkimi, dobrymi wartościami, które nawet dla dorosłego człowieka są niekiedy niezrozumiałe. Teksty Kłapouchego, że życie jest ciężkie i samotne, nawet w tłumie zwierzątek w lesie, są przytłaczające i bardzo depresyjne, ale niestety prawdziwe i ciągle na czasie. A samo zakończenie tej książki nie napawa radością, tylko daje dużo do myślenia. Czy przypadkiem nie lepiej by nam było, gdyby każdy z nas mniej przejmował się życiem, tylko za rączkę z najlepszym przyjacielem, przemierzał spokojny las pełen innych naszych przyjaciół. To by było coś. Fajnie jest nadrabiać z dziećmi lektury, na które nie miałeś czasu w dzieciństwie lub nie chciało ci się tracić na nie czasu, lub nie miałeś książki w domowej biblioteczce lub… Więcej wymówek nie pamiętam.
Co będziemy czytać następnego? Oczywiście Pinokia, który na sam początek swojej przygody przypala sobie nogi w piecyku. A później już jest tylko gorzej. A może jednak trzeba sięgnąć po coś spokojniejszego jak Swojaki?
Ok. Podsumowując listopad, był dla mnie fajnym miesiącem, który spędziłem na czytaniu wielu genialnych historii obrazkowych oraz przeczytałem coś, na co od bardzo długiego czasu czekałem. Wyżej wymienione książki i komiksy to opowieści, które udało mi się przeczytać do końca. Teraz zdradzę coś, co mi się niestety nie udało dokończyć, ale mam nadzieje, że w grudniu zobaczę ostatnią stronę. Czytam obecnie Danse Mackabra Styphena Kinga, która nie jest powieścią, ale bardzo długim zlepkiem, przeróżnych felietonów pisarza o filmach, serialach, radiu czy książkach z ubiegłego wieku. Książka jest bardzo nie aktualna, nawet dla fana pisarza. Więcej o niej w grudniu. Do tego już na półce leży nowy Mróz i jego komisarz Forst oraz Pilipiuk, który opowie coś więcej o sobie. Trzymajcie się zdrowo, nie dajcie się Covidowi i nie zapomnijcie o czytaniu tuż przed graniem. Na zdrowie.