Duet John Arcudi i Doug Mahnke w poprzednim tomie dostarczył nam sporej dawki mocnych wrażeń. Brutalnego gore w stylu Lobo, podanego w sosie z humoru na granicy dobrego smaku i doprawionego solidną dozą szaleństwa. Stworzyli prawdziwą gratkę dla miłośników jazdy po bandzie i podwaliny, pod jeden z bardziej pamiętnych przebojów dużego ekranu. Jak to wygląda w odsłonie, która ich nazwiska nosi głównie na grzbiecie?
Niestety, nie najlepiej. Drugi tom "Maski" zbiera kilka autonomicznych historii. Spośród nich duet oryginalnych twórców odpowiada tylko za jedną i w dodatku najkrótszą. Reszta autorów wydaje się słabo czuć postać i nie bardzo wiedzą, jak ją prowadzić. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że oryginalni twórcy z jakichś przyczyn mieli tej serii dość, ale wydawca postanowił za wszelką cenę przedłużyć żywot złotonośnej kury. Na to, jak to zrobić, nie miał jednak pomysłu.
Na szczęście nie jest fatalnie. Nadal znajdziemy tu sporo świetnych kadrów zrealizowanych w różnorodnych stylach. Także kilka pomysłów wyjściowych było całkiem zgrabnych. Pierwsza fabuła odwołuje się nieco do zamysłu ze "100 Naboi". Oto samotny ojciec otrzymuje narzędzie, które umożliwi mu krwawą zemstę. Za wszystkie jego nieszczęścia odpowiada jeden człowiek. Historia przyjmuje jasno określony cel i niewiele zabrakło, by naprawdę się udała, ale została słabo poprowadzona. W efekcie ciężko się w nią wkręcić.
Najnowsza odsłona "Maski" przyniosła ze sobą spore rozczarowanie. Nie jest komiksem obiektywnie złym, ale znacząco odstaje od tego, co otrzymaliśmy w pierwszym omnibusie. Autorom zabrakło wyczucia. To wydaje się kluczowe w realizacji balansującej na krawędzi dzielącej świadomą groteskę od chaosu wynikającego z braku kontroli nad materią.
Józek Śliwiński
Więcej komiksów na Instagramie: komiksowy_pamietnik
Format: 170x260 mm
Liczba stron: 376
Oprawa: twarda z obwolutą
Polski wydawca: Non Stop Comics
Data wydania polskiego: kwiecień 2022
Data oryginalnego wydania: marzec 2009