Bez początku nie ma końca - Crash - 13 października 2010

Bez początku nie ma końca

Crash ocenia: Halo: Reach
85

Studio Bungie żegnając się z marką Halo serwuje wszystkim fanom emocjonujący rollercoaster z interesującą fabułą, sprawdzonym mechanizmem walk i epickim multi. Dla tych, którzy zdecydują się na wyprawę w zbroi Spartana, czeka przygnębiająca historia o odwadze, poświęceniu i honorze w klasycznym wydaniu. A wszystko to podane w formie dostępnej zarówno dla weteranów marki, jak i nowicjuszy.

Halo: Reach to prequel w stosunku do pierwszej odsłony głównej trylogii. Umożliwia to wszystkim niewtajemniczonym sięgnąć po tytuł i rozpocząć przygodę od jej właściwego początku, bez obaw przed niezrozumieniem zawiłości fabuły. Jako że własne zmagania w świecie gry zakończyłem na Combat Evolved, postanowiłem skorzystać z okazji i dać temu światu jeszcze jedną szansę.

Przed przystąpieniem do gry spodziewałem się futurystycznej elegii, w mrocznych, przygnębiających klimatach. Niestety, wrażenia z przedpremierowych materiałów i pierwszych recenzji prysły już po kilku minutach obcowania z właściwą grą, a wraz z biegiem wydarzeń moje rozczarowanie pogłębiało się. Klimat z jakim dane jest nam obcować daleki jest od mrocznego. Być może jest to >najmroczniejsza< odsłona serii, ale daleko jej do bycia >mroczną<. Wystarczy tylko zerknąć na screeny z gry, aby ujrzeć bogatą paletę barw, niczym u siedmiolatki w pokoju. I nie jest to moja złośliwość czy subiektywna ocena. Jaskrawy kolor atakuje oczy gracza na każdym kroku, nawet podczas etapów odbywających się w nocy.

Oczywiście wyjaśnieniem tej rozbieżności pomiędzy stylistyką wizualną, a fabułą jest proste – spuścizna poprzednich odsłon. Autorzy gry podczas procesu jej tworzenia musieli wziąć pod uwagę kanon utrzymany w poprzednich odsłonach. W ten sposób otrzymujemy wielokolorowy świat z często groteskowymi przeciwnikami, nie pasującymi do powagi opowiadanej historii.

Ciężko jest mi ocenić czy twórcy dobrze postąpili nie zmieniając stylistyki. Dotychczasowi fani zapewne są zachwyceni, ale co z nowym narybkiem?

Co do samej fabuły oraz sposobu prowadzenia narracji również mam zastrzeżenia. Ciężar nieuchronnego końca odczuwamy dopiero w końcowej fazie gry, a scenki przerywnikowe pozostawiają wiele do życzenia. Pomimo satysfakcjonującej ich ilości, jakościowo jest miernie. Silnik gry, na którym zostały stworzone, pozwolił twórcom zaprojektować ładne środowisko (momentami nawet bardzo, choć nie obyło się bez sztuczek). Niestety, przerywniki filmowe nie pozwalają nam się nim nacieszyć. Bardzo często widzimy obraz z kamer „przemysłowych” czy trzęsącej się ręki, z najpiękniejszymi widokami poza kadrem. Nie wątpię w talent reżyserów Bungie, problemu dopatruję się raczej w konwencji. Być może taki zabieg miał ukazać wydarzenia dziejące się na ekranie nieco bardziej realnymi? Nie wiem, ale na mnie nie podziałało. Oczekiwałem epickich scen w mrocznym klimacie z nostalgiczną fabułą. Z życzeń pozostała tylko fabuła, i to miejscami.

Miejscami, ale jakimi. Zakończenie gry jest zdecydowanie w moim top 10 wszechczasów. Nie będę zdradzał szczegółów, ale wrażenia jakie pozostają po ukończeniu rozgrywki można z świecą szukać na poletku elektronicznej rozrywki. Pojawi się złość w wyniku bezradności, uczucie osamotnienia czy bezsensowność w ogóle. Aż szkoda, że podobnych wrażeń w grach jest tak mało.

Jeśli mowa o mechanice rozrywki to tu nie ma mowy o jakichkolwiek niedociągnięciach. Specjaliści z Bungie stworzyli raz jeszcze idealny shooter, dający wiele frajdy na każdym poziomie doświadczenia gracza. Przeciwnicy są zróżnicowani i wymuszają stosowanie odmiennych taktyk, a intensywność walk nie pozwala odsapnąć ani na moment. Do tego dochodzą zróżnicowane bronie i pojazdy, skutecznie urozmaicając rozgrywkę.

Jeśli chodzi o multiplayer, nie zagłębiałem się w niego specjalnie, choćby z tego powodu, że jest płatny i wymaga miesięcznej subskrypcji. Nie lubię tego typu podejścia do portfela gracza, dlatego unikam XBox Live.

Halo: Reach jest grą dobrą, by nie powiedzieć bardzo dobrą. Jedyne co może razić gracza to jej specyficzny klimat. Dla fanów to zapewne jedna z największych zalet, ale dla nowych graczy, chcących poznać uniwersum od jego prawdziwego początku, potencjalne rozczarowanie. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę mylącą kampanie marketingową. Jeśli podobał wam się live-action trailer zatytułowany Deliver Hope, możecie zapomnieć o podobnym klimacie w grze.

Crash
13 października 2010 - 14:41