Pomału zbliżamy się do końca. Odcinek 7 jest przed-przedostatnim. A w nim zawarte jest kolejne zagęszczenie intrygi. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. W końcu tyle wytrzymaliście, to jeszcze te kilkanaście akapitów dacie radę, hm?
Wnętrze nie było czyszczone od dawna. Nikt tu zresztą najprawdopodobniej od dawna nie zaglądał. Poza tym klasztor nie wyglądał na miejsce jakiegoś miłego kultu. Wręcz przeciwnie. Czaszki, łańcuchy, ohydne rzeźby i wielce wymowny, ochlapany krwią ołtarz, nie wróżyły najlepiej. Drużyna rozproszyła się po budowli. IFEB z Bałtyckim łapczywie dorwali się do żałosnej resztki jakiejś książki walającej się w kącie, wilkołak anihilował stada pcheł skaczących pośród jego bujnej sierści, Miluś zapalał pochodnie, a Camembert z Goudą z zaciekawieniem spoglądali na ołtarz.
- Coś tu leży.
- Gdzie?
- Pod pajęczyną – Sir Camembert wyciągnął dłoń w kierunku kształtu.
- Zaraz. A pająk?
- Na pewno się wyprowadził. Tu nawet robaki by nie przetrwały – dłoń rycerza odgarnęła szare włókna.
- Czy to jest to, co ja myślę, że to jest?
- To?
- No.
- Chyba... Trzeba to podnieść – Sekret Mnicha chwycił ostrożnie rzeźbioną, drewnianą rączkę z chromowanymi zdobieniami i fikuśnym czubkiem.
* * *
- Czy to jest to, o czym myślę? - Mr Gouda drżącą ręką pokazał Bałtyckiemu drewnianą rączkę.
- Nie wiem, o czym myślisz. - Bałtycki przewrócił wymownie oczami i przez przypadek jedno mu wyleciało, ale mag zdążył je złapać w locie i umieścić na właściwym miejscu.
- Chodzi nam o to - wtrącił się Sir Camembert - iż podejrzewamy, że to może być kolejna część buławy.
W momencie, gdy Bałtycki odbierał rączkę od Goudy, zdarzyło się kilka zaskakujących rzeczy. Po pierwsze, w centralnej części starego klasztoru przy akompaniamencie czadowego niebieskiego efektu specjalnego pojawiła się postać w czarnej szacie ze srebrnym smokiem. Po drugie, ciężkie drewniane drzwi zostały wyważone przez sto tysięcy milionów kościotrupów odzianych w stalowe pancerze, z mieczami w swych kościstych rękach. Po trzecie, wilkołak zauważył jak jakaś mglista szara postać przemyka między filarami pod jedną ze ścian. Po czwarte, Sir Camembert, podobnie jak Sekret Mnicha, w tym samym momencie doszli do wniosku, że ich sytuacja nie jest wesoła.
*
- A w kurzą twoją starą pogiętą od mrozu łaciatą kobyłę, która leży pod płotem! – zaklął Sir Camembert dobywając miecza. - Wpadliśmy w niezłą zasadzkę!
- Nie da się ukryć - dodał IFEB.
*
Jak tylko drużyna opanowała zaskoczenie przystąpiła do działań obronnych.
*
- W nogi! W nogi! - krzyczał zdesperowany wilkołak.
*
- Dobra, nasza sytuacja nie jest taka zła - stwierdził mały fioletowy smok.
Szóstka kompanów zabarykadowała się w małej zakrystii.
- To już koniec - powiedział smętnym głosem iluzjonistyczny bibliotekarz z nieistniejącej elfickiej biblioteki. - Nie ma innego wyjścia, nie ma okien, drzwi zostaną lada chwila wyważone przez hordę kościotrupów i szalonego maga. Mamy dzisiaj pecha.
- Nie! - Mr Gouda starał się dodać odwagi przyjaciołom. - To nie pech, to zrządzenie losu. Poza tym nie poddamy się bez walki, nie możemy oddać buławy. Mamy wszystkie jej części.
- Racja! - poparł przyjaciela Camembert. - Jak tylko połączymy jej części zyskamy wielką moc i rozwalenie naszych wrogów będzie drobnostką.
Jak tylko Mr Gouda dokręcił ostatnią część Zajebistej Buławy Mocy, drzwi uległy taranowi kościotrupów. W drzwiach stanął mag w czarnej długiej szacie.
- Stój! - rozkazał rycerz. - Ani kroku dalej. To, co trzymam w ręku to potężny starożytny artefakt!
- Goudo... - szepnął Bałtycki. - Mam ważną informację.
- Poczekaj chwilę, właśnie koncentruję moc - odpowiedział Bałtyckiemu Mr Gouda. - Jeszcze krok - zwrócił się do postaci w czarnej szacie - a zdezintegruję ciebie i twoich sługusów.
- Tak - odezwał się zakapturzony czarodziej. - Wiem, co to jest i zapewniam cię, że to nie jest Zajebista Buława Mocy.
- Co?! - wszyscy oprócz Bałtyckiego mocno się zdziwili.
- To właśnie chciałem ci powiedzieć, Goudo. Przedmiot, który trzymasz w ręku nie ma właściwości magicznych.
- Dokładnie - przytaknęła postać w drzwiach. - Zostaliście zrobieni w konia przeze mnie i bractwo, którego jestem członkiem.
- A kim właściwie jesteś? - spytał Wolfgang, którego chwilowo nie gryzły pchły.
- Jestem najwyższym skarbnikiem Bractwa Srebrnego Smoka. Ale dosyć tego gadania. Brać ich!
Na te słowa przez drzwi zaczęły wkraczać kościotrupy. Zrozpaczony Mr Gouda odrzucił nieużyteczny przedmiot i szybkim ruchem dobył miecza. Gdy tylko Sir Camembert rozciachał pierwszego kościotrupa, z głównej sali dał się słyszeć głośny wybuch. Potem kolejny i jeszcze jeden. Po chwili całą zakrystię wypełnił gęsty, czerwonawy dym. Gdy się przejaśniło, po kościotrupach została tylko kupa kości. Mag również zniknął zostawiając na podłodze swoją czarną szatę. Za to u wrót pojawiła się jakaś widmowa szara postać.
* * *
- Nieee!!! Źle! Wróć! – wrzeszczał Mistrz bractwa obserwujący całe zdarzenie dzięki niewyobrażalnie potężnej magii. – Skarbnikuuuu!
- To na nic... – cicho rzekł zastępca. – Pokonali go. Jest nas teraz dwóch.
- Ale my dalej nie mamy całej buławy. Ta, pożal się Boże, kompania ciągle ma tą cholerną dokręcaną część. I dalej nie wiemy, gdzie jest zdobiona rączka. Mamy tylko ten pieprzony czubek! – Mistrz ze złością stuknął dyndający mu u szyi przedmiot.
*
Zjawa bez słowa zbliżyła się do oniemiałych wędrowców. Zatoczyła koło i skinęła na IFEBa. Niematerialny bibliotekarz zbliżył się do istoty. Jego twarz wykrzywił grymas, a struktura widma zamigotała. Przez chwilę nie poruszali się. W końcu istota odzyskała wyraźne kształty, a IFEB uśmiech.
- Nie zrozumielibyście. Ale postaram się wam to przetłumaczyć. To jest jakiś prastary duch. Jego głos nie jest słyszalny dla zwykłych śmiertelników...
- Zaraz – Bałtycki zwrócił się do IFEBa - ja już nie żyję, czyli nie jestem zwykłym śmiertelnikiem. A zatem zrozumiem cokolwiek to chce nam powiedzieć.
- Yyy... no tak. Ale ja znam więcej języków. Nieważne. Ten tu oto prastary duch jest zobowiązany pilnować buławy. A ściślej był. Ktoś okazał się być potężniejszy niż on i zdołał nie tylko odebrać mu resztę broni, ale podłożyć kopię i pozbawić naszego stróża powłoki materialnej. Na szczęście dla nas, nie pozbawił go wszystkich mocy.
- Czy to ma coś wspólnego z tym bractwem, o którym mówił nasz niedoszły oprawca? – spytał Sekret Mnicha wskazując leżącą na posadzce czarną szatę.
*
- Powiedz raz jeszcze, jak mogłeś stracić rączkę buławy? Przecież pokonałeś tego żałosnego strażnika.
- Nie przewidziałem jednego... – westchnął Mistrz. - Zdążył ją jakoś zabezpieczyć.
- Gdy tylko jej dotknąłem, automatycznie się gdzieś teleportowała. I potem szukaj wiatru w polu. A z pozostałego po strażniku widma już niczego nie mogłem wyciągnąć, bo po prostu się ulotniło.
- To pech.
- Ale coś mi mówiło, że nie należy pozostawiać tego miejsca bez buławy, dlatego po krótkich przygotowaniach wróciłem do klasztoru i podłożyłem atrapę. Atrapę dwóch części, bo ostatniej nie mogłem nigdy dokładnie przestudiować. Jak widać, przydała się, ale ten cholerny upiór pozbawił nas kolegi... I znowu trzeba się starać... Co ty robisz?!
- Przepraszam – zastępca z zakłopotaniem puścił czubek buławy wiszący na szyi Mistrza. – Chciałem dotknąć...
- Mówiłem, że dotykać mogę tylko ja!!! Dziesięć przysiadów. Ale już!
*
- No. Czyli to ci sami sprawcy. Zakapturzeni kolesie znający magię – stwierdził Sir Camembert.
- Już się z jednym prawie spotkałem – dodał Mr Gouda.
- Z Bractwem Srebrnego Smoka nie ma żartów – odezwał się IFEB. – W księgach figurują jako straszliwie potężna siła. Ponoć mają powiązania z innymi wymiarami. Wiecie... koneksje, znajomości. Są, krótko mówiąc, ustawieni.
- Czyli to z pewnością oni stali za przywołaniem tych demonów wtedy w lesie – Bałtycki zwrócił się do Mr Goudy. – Zatem przeciwnik jest potężniejszy niż przypuszczaliśmy.
- Zatem. Ale i tak damy radę – wesoło stwierdził Miluś.
- Co teraz? – wilkołak nie przestawał się drapać.
Widmo podpłynęło do IFEBa. Po chwili grymas znikł z twarzy bibliotekarza. Najwyraźniej telepatyczne przekazywanie informacji nie było ani łatwe, ani przyjemne.
- Nasz nowy przyjaciel zaprowadzi nas do miejsca, w którym spoczywa prawdziwa część buławy.
* * *
IFEB -widmowy bibliotekarz, Miluś –mały fioletowy smok, Mr Gouda alias Sekret Mnicha –pokusa nie do odparcia, Bałtycki – nieżywy czarownik, Wolfgang – wilkołak z dużą ilością pcheł, zjawa podająca się za strażnika buławy i oczywiście Sir Camembert – rycerz z Gładzić Lumpa, wędrowali przez góry.
W tym samym czasie, gdy pokonywali strome urwiska i głębokie parowy świat gotował się od wojny. Jakiej? Trudno dociec. Jedni nie lubili drugich, drudzy chcieli złota trzecich, a trzeci chcieli ziemi pierwszych. Czyli normalna wojna. O brzasku słońca rozpoczęła się wielka bitwa. Trwała dokładnie do zmierzchu, bo po ciemku trudno zobaczyć koniec miecza, a co dopiero przeciwnika mającego wrogie zamiary. Ale bitwa przyniosła pewne zmiany. Zginął zły książę de Goffo, król (o którym wcześniej nie wspomniano, bo nie było takiej potrzeby) ożenił się z młodą, ale bogatą hrabiną, spadł deszcz, a pan podziemi i ciemności z umarłych na polu bitwy znekromantował około tuzina tuzinów do drugiej potęgi (w skrócie bardzo dużo) szkieletów, zombiaków i liszów.
Przez następne dni grupa śmiałków wędrowała przez góry i doliny, aż doszła do suchej jak pieprz ogromnej plantacji mandarynek.
W tym samym czasie armia pana podziemi odnosiła kolejne zwycięstwa. Najpierw zdobyła Kryształową Kulę, później złoty medal w kajakarstwie, dalej była szóstka w totku, czyli okrągły milion talentów. Mroczna Armia zdobyła również możliwość wyjazdu na Bermudy z jedną osobą towarzyszącą, ale to ciągłe było mało dla wielkiego pana podziemi.
- Mało! Mało! – krzyczał przez sen pan ciemności budząc się zlany potem.
*
- To podejrzana sprawa z tym widmem – rozpoczął rozmowę Camembert. – Niby taki zagadkowy, ważny pan Strażnik Buławy. Niby nie mówi po naszemu, a w nocy to krzyczał po naszemu, że hej.
- Co racja, to racja – podrapał się po nosie Sekret. – Te, Wolfgang... Posuń się, bo czuję, jak te twoje pchły przechodzą na mnie. Jak już mówiłem, zgadzam się z Camembertem. Ciekawe też, czego miał tak „mało”.
- Pewnie czerwonych krwinek – zażartował Miluś
- Możliwe, ale to mi się nie podo...
- Ciii! – uciszył Camemberta Wolfgang nadstawiając uszu. – Już idą.
I faktycznie. Chwilę później zza suchego jak pieprz krzaczka mandarynek wyłonił się Strażnik Buławy, Bałtycki i IFEB.
- Wiemy gdzie jest następna część buławy – przemówił Bałtycki. – Ale zdobycie jej nie będzie proste.
- Też mi nowość – ziewnął Sekret Mnicha dorzucając kawałek suchego jak pieprz drewna do ogniska. – Co trzeba zrobić?
- Raczej kogo... - sprostował wypowiedź Sekreta IFEB.
KONIEC ODCINKA 7