Historia Serów Świata odc.7 - fsm - 16 listopada 2010

Historia Serów Świata odc.7

Pomału zbliżamy się do końca. Odcinek 7 jest przed-przedostatnim. A w nim zawarte jest kolejne zagęszczenie intrygi. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. W końcu tyle wytrzymaliście, to jeszcze te kilkanaście akapitów dacie radę, hm?

Odcinek 7

Wnętrze nie było czyszczone od dawna. Nikt tu zresztą najprawdopodobniej od dawna nie zaglądał. Poza tym klasztor nie wyglądał na miejsce jakiegoś miłego kultu. Wręcz przeciwnie. Czaszki, łańcuchy, ohydne rzeźby i wielce wymowny, ochlapany krwią ołtarz, nie wróżyły najlepiej. Drużyna rozproszyła się po budowli. IFEB z Bałtyckim łapczywie dorwali się do żałosnej resztki jakiejś książki walającej się w kącie, wilkołak anihilował stada pcheł skaczących pośród jego bujnej sierści, Miluś zapalał pochodnie, a Camembert z Goudą z zaciekawieniem spoglądali na ołtarz.

- Coś tu leży.

- Gdzie?

- Pod pajęczyną – Sir Camembert wyciągnął dłoń w kierunku kształtu.

- Zaraz. A pająk?

- Na pewno się wyprowadził. Tu nawet robaki by nie przetrwały – dłoń rycerza odgarnęła szare włókna.

- Czy to jest to, co ja myślę, że to jest?

- To?

- No.

- Chyba... Trzeba to podnieść – Sekret Mnicha chwycił ostrożnie rzeźbioną, drewnianą rączkę z chromowanymi zdobieniami i fikuśnym czubkiem.

* * * 

- Czy to jest to, o czym myślę? - Mr Gouda drżącą ręką pokazał Bałtyckiemu drewnianą rączkę.

- Nie wiem, o czym myślisz. - Bałtycki przewrócił wymownie oczami i przez przypadek jedno mu wyleciało, ale mag zdążył je złapać w locie i umieścić na właściwym miejscu.

- Chodzi nam o to - wtrącił się Sir Camembert - iż podejrzewamy, że to może być kolejna część buławy.

W momencie, gdy Bałtycki odbierał rączkę od Goudy, zdarzyło się kilka zaskakujących rzeczy. Po pierwsze, w centralnej części starego klasztoru przy akompaniamencie czadowego niebieskiego efektu specjalnego pojawiła się postać w czarnej szacie ze srebrnym smokiem. Po drugie, ciężkie drewniane drzwi zostały wyważone przez sto tysięcy milionów kościotrupów odzianych w stalowe pancerze, z mieczami w swych kościstych rękach. Po trzecie, wilkołak zauważył jak jakaś mglista szara postać przemyka między filarami pod jedną ze ścian. Po czwarte, Sir Camembert, podobnie jak Sekret Mnicha, w tym samym momencie doszli do wniosku, że ich sytuacja nie jest wesoła.

*

- A w kurzą twoją starą pogiętą od mrozu łaciatą kobyłę, która leży pod płotem! – zaklął Sir Camembert dobywając miecza. - Wpadliśmy w niezłą zasadzkę!

- Nie da się ukryć - dodał IFEB.

Jak tylko drużyna opanowała zaskoczenie przystąpiła do działań obronnych.

*

- W nogi! W nogi! - krzyczał zdesperowany wilkołak.

*

- Dobra, nasza sytuacja nie jest taka zła - stwierdził mały fioletowy smok.

Szóstka kompanów zabarykadowała się w małej zakrystii.

- To już koniec - powiedział smętnym głosem iluzjonistyczny bibliotekarz z nieistniejącej elfickiej biblioteki. - Nie ma innego wyjścia, nie ma okien, drzwi zostaną lada chwila wyważone przez hordę kościotrupów i szalonego maga. Mamy dzisiaj pecha.

- Nie! - Mr Gouda starał się dodać odwagi przyjaciołom. - To nie pech, to zrządzenie losu. Poza tym nie poddamy się bez walki, nie możemy oddać buławy. Mamy wszystkie jej części.

- Racja! - poparł przyjaciela Camembert. - Jak tylko połączymy jej części zyskamy wielką moc i rozwalenie naszych wrogów będzie drobnostką.

Jak tylko Mr Gouda dokręcił ostatnią część Zajebistej Buławy Mocy, drzwi uległy taranowi kościotrupów. W drzwiach stanął mag w czarnej długiej szacie.

- Stój! - rozkazał rycerz. - Ani kroku dalej. To, co trzymam w ręku to potężny starożytny artefakt!

- Goudo... - szepnął Bałtycki. - Mam ważną informację.

- Poczekaj chwilę, właśnie koncentruję moc - odpowiedział Bałtyckiemu Mr Gouda. - Jeszcze krok - zwrócił się do postaci w czarnej szacie - a zdezintegruję ciebie i twoich sługusów.

- Tak - odezwał się zakapturzony czarodziej. - Wiem, co to jest i zapewniam cię, że to nie jest Zajebista Buława Mocy.

- Co?! - wszyscy oprócz Bałtyckiego mocno się zdziwili.

- To właśnie chciałem ci powiedzieć, Goudo. Przedmiot, który trzymasz w ręku nie ma właściwości magicznych.

- Dokładnie - przytaknęła postać w drzwiach. - Zostaliście zrobieni w konia przeze mnie i bractwo, którego jestem członkiem.

- A kim właściwie jesteś? - spytał Wolfgang, którego chwilowo nie gryzły pchły.

- Jestem najwyższym skarbnikiem Bractwa Srebrnego Smoka. Ale dosyć tego gadania. Brać ich!

Na te słowa przez drzwi zaczęły wkraczać kościotrupy. Zrozpaczony Mr Gouda odrzucił nieużyteczny przedmiot i szybkim ruchem dobył miecza. Gdy tylko Sir Camembert rozciachał pierwszego kościotrupa, z głównej sali dał się słyszeć głośny wybuch. Potem kolejny i jeszcze jeden. Po chwili całą zakrystię wypełnił gęsty, czerwonawy dym. Gdy się przejaśniło, po kościotrupach została tylko kupa kości. Mag również zniknął zostawiając na podłodze swoją czarną szatę. Za to u wrót pojawiła się jakaś widmowa szara postać.

* * * 

- Nieee!!! Źle! Wróć! – wrzeszczał Mistrz bractwa obserwujący całe zdarzenie dzięki niewyobrażalnie potężnej magii. – Skarbnikuuuu!

- To na nic... – cicho rzekł zastępca. – Pokonali go. Jest nas teraz dwóch.

- Ale my dalej nie mamy całej buławy. Ta, pożal się Boże, kompania ciągle ma tą cholerną dokręcaną część. I dalej nie wiemy, gdzie jest zdobiona rączka. Mamy tylko ten pieprzony czubek! – Mistrz ze złością stuknął dyndający mu u szyi przedmiot. 

*

Zjawa bez słowa zbliżyła się do oniemiałych wędrowców. Zatoczyła koło i skinęła na IFEBa. Niematerialny bibliotekarz zbliżył się do istoty. Jego twarz wykrzywił grymas, a struktura widma zamigotała. Przez chwilę nie poruszali się. W końcu istota odzyskała wyraźne kształty, a IFEB uśmiech.

- Nie zrozumielibyście. Ale postaram się wam to przetłumaczyć. To jest jakiś prastary duch. Jego głos nie jest słyszalny dla zwykłych śmiertelników...

- Zaraz – Bałtycki zwrócił się do IFEBa - ja już nie żyję, czyli nie jestem zwykłym śmiertelnikiem. A zatem zrozumiem cokolwiek to chce nam powiedzieć.

- Yyy... no tak. Ale ja znam więcej języków. Nieważne. Ten tu oto prastary duch jest zobowiązany pilnować buławy. A ściślej był. Ktoś okazał się być potężniejszy niż on i zdołał nie tylko odebrać mu resztę broni, ale podłożyć kopię i pozbawić naszego stróża powłoki materialnej. Na szczęście dla nas, nie pozbawił go wszystkich mocy.

- Czy to ma coś wspólnego z tym bractwem, o którym mówił nasz niedoszły oprawca? – spytał Sekret Mnicha wskazując leżącą na posadzce czarną szatę. 

- Powiedz raz jeszcze, jak mogłeś stracić rączkę buławy? Przecież pokonałeś tego żałosnego strażnika.

- Nie przewidziałem jednego... – westchnął Mistrz. - Zdążył ją jakoś zabezpieczyć.

- Gdy tylko jej dotknąłem, automatycznie się gdzieś teleportowała. I potem szukaj wiatru w polu. A z pozostałego po strażniku widma już niczego nie mogłem wyciągnąć, bo po prostu się ulotniło.

- To pech.

- Ale coś mi mówiło, że nie należy pozostawiać tego miejsca bez buławy, dlatego po krótkich przygotowaniach wróciłem do klasztoru i podłożyłem atrapę. Atrapę dwóch części, bo ostatniej nie mogłem nigdy dokładnie przestudiować. Jak widać, przydała się, ale ten cholerny upiór pozbawił nas kolegi... I znowu trzeba się starać... Co ty robisz?!

- Przepraszam – zastępca z zakłopotaniem puścił czubek buławy wiszący na szyi Mistrza. – Chciałem dotknąć...

- Mówiłem, że dotykać mogę tylko ja!!! Dziesięć przysiadów. Ale już! 

- No. Czyli to ci sami sprawcy. Zakapturzeni kolesie znający magię – stwierdził Sir Camembert.

- Już się z jednym prawie spotkałem – dodał Mr Gouda.

- Z Bractwem Srebrnego Smoka nie ma żartów – odezwał się IFEB. – W księgach figurują jako straszliwie potężna siła. Ponoć mają powiązania z innymi wymiarami. Wiecie... koneksje, znajomości. Są, krótko mówiąc, ustawieni.

- Czyli to z pewnością oni stali za przywołaniem tych demonów wtedy w lesie – Bałtycki zwrócił się do Mr Goudy. – Zatem przeciwnik jest potężniejszy niż przypuszczaliśmy.

- Zatem. Ale i tak damy radę – wesoło stwierdził Miluś.

- Co teraz? – wilkołak nie przestawał się drapać.

Widmo podpłynęło do IFEBa. Po chwili grymas znikł z twarzy bibliotekarza. Najwyraźniej telepatyczne przekazywanie informacji nie było ani łatwe, ani przyjemne.

- Nasz nowy przyjaciel zaprowadzi nas do miejsca, w którym spoczywa prawdziwa część buławy.

* * *

IFEB -widmowy bibliotekarz, Miluś –mały fioletowy smok, Mr Gouda alias Sekret Mnicha –pokusa nie do odparcia, Bałtycki – nieżywy czarownik, Wolfgang – wilkołak z dużą ilością pcheł, zjawa podająca się za strażnika buławy i oczywiście Sir Camembert – rycerz z Gładzić Lumpa, wędrowali przez góry.

W tym samym czasie, gdy pokonywali strome urwiska i głębokie parowy świat gotował się od wojny. Jakiej? Trudno dociec. Jedni nie lubili drugich, drudzy chcieli złota trzecich, a trzeci chcieli ziemi pierwszych. Czyli normalna wojna. O brzasku słońca rozpoczęła się wielka bitwa. Trwała dokładnie do zmierzchu, bo po ciemku trudno zobaczyć koniec miecza, a co dopiero przeciwnika mającego wrogie zamiary. Ale bitwa przyniosła pewne zmiany. Zginął zły książę de Goffo, król (o którym wcześniej nie wspomniano, bo nie było takiej potrzeby) ożenił się z młodą, ale bogatą hrabiną, spadł deszcz, a pan podziemi i ciemności z umarłych na polu bitwy znekromantował około tuzina tuzinów do drugiej potęgi (w skrócie bardzo dużo) szkieletów, zombiaków i liszów.

Przez następne dni grupa śmiałków wędrowała przez góry i doliny, aż doszła do suchej jak pieprz ogromnej plantacji mandarynek.

W tym samym czasie armia pana podziemi odnosiła kolejne zwycięstwa. Najpierw zdobyła Kryształową Kulę, później złoty medal w kajakarstwie, dalej była szóstka w totku, czyli okrągły milion talentów. Mroczna Armia zdobyła również możliwość wyjazdu na Bermudy z jedną osobą towarzyszącą, ale to ciągłe było mało dla wielkiego pana podziemi.

- Mało! Mało! – krzyczał przez sen pan ciemności budząc się zlany potem. 

- To podejrzana sprawa z tym widmem – rozpoczął rozmowę Camembert. – Niby taki zagadkowy, ważny pan Strażnik Buławy. Niby nie mówi po naszemu, a w nocy to krzyczał po naszemu, że hej.

- Co racja, to racja – podrapał się po nosie Sekret. – Te, Wolfgang... Posuń się, bo czuję, jak te twoje pchły przechodzą na mnie. Jak już mówiłem, zgadzam się z Camembertem. Ciekawe też, czego miał tak „mało”.

- Pewnie czerwonych krwinek – zażartował Miluś

- Możliwe, ale to mi się nie podo...

- Ciii! – uciszył Camemberta Wolfgang nadstawiając uszu. – Już idą.

I faktycznie. Chwilę później zza suchego jak pieprz krzaczka mandarynek wyłonił się Strażnik Buławy, Bałtycki i IFEB.

- Wiemy gdzie jest następna część buławy – przemówił Bałtycki. – Ale zdobycie jej nie będzie proste.

- Też mi nowość – ziewnął Sekret Mnicha dorzucając kawałek suchego jak pieprz drewna do ogniska. – Co trzeba zrobić?

- Raczej kogo... - sprostował wypowiedź Sekreta IFEB.

KONIEC ODCINKA 7

poprzedni odcinek

fsm
16 listopada 2010 - 18:57