Użytkownik Grinczar w komentarzu do tekstu o recenzjach wyraził ciekawą opinię, którą być może podziela spora część graczy. Czy pisanie recenzji nie jest naprawdę żadną sztuką?
Na pierwszy rzut oka może tak wyglądać. Wystarczy przecież grać, mieć trochę wiedzy i doświadczenia, poza tym umieć przelewać myśli na papier. To ledwie kilka elementów, które przy wymaganiach nawet na przedstawiciela handlowego firmy drobiarskiej wyglądają na proste do spełnienia. Prawda leży jednak trochę dalej i wcale nie pokrywa się z sielankową wizją recenzenta gier.
To, że dziennikarz musi pograć w dany tytuł, poznać go i później coś o nim napisać jest jasne. Ale jak to zrobić, gdy redakcja na przykład przydzieli mu kontynuację popularnej serii, o której słyszał on tylko trochę? Zadanie robi się karkołomne, gdy produkcja jest wymagająca, historia nawiązuje do poprzednich odsłon, a czasu na stworzenie rzetelnego tekstu wcale nie ma znowu tak dużo.
Fani serii nie przepuszczą żadnych niedomówień i oskalpują każdego amatora, który podejmie się tematu i wykaże jego nieznajomością. To sprawia, że w praktyce tylko duże redakcje zatrudniające wiele osób mają szanse spełniać oczekiwania odbiorców. Mając w składzie redakcyjnym wielbicieli różnych gatunków, których można oddelegować do konkretnych gier duże media mają szansę zadowolić swoją opinią czytelnika. Gdy jednak ludzi brakuje to często nie ma tego podziału. I trzech recenzentów opisuje po kolei wszystkie gry jakie dostaje. W ten sposób pan Zdzisław „Killer_Zdzichu_007” Nowak jest zmuszony w lutym ocenić Bulletstorm, Disgaeę 4 i Skyscraper Simulator. A normalnie uwielbia on wyścigi i jest fanem serii Virtua Fighter. W tej sytuacji on ma problem, redakcja ma problem, a czytelnicy dostają niezadowalające ich materiały.
Wbrew pozorom recenzent nie ma łatwego i kolorowego życia. W obecnych czasach nie ma szans, aby być na bieżąco ze wszystkim, jeśli chce się realizować w kilku dziedzinach, opiekować bliskimi i być dobrym dziennikarzem. To sprawia, że później często redaktorzy dostają „internetowe baty” od innych użytkowników sieci, a mniejsze serwisy szybko tracą zaufanie i renomę. Oczywiście, jeśli błędy trafiają się specjaliście od danego gatunku, bądź dany portal czy czasopismo oddelegowuje do napisania opinii laika nie znającego temat, wtedy nie ma miejsca na tłumaczenia i przymykanie oka.
Dla mnie pisanie recenzji jest jakąś sztuką i nie każdy się do tego nadaje i nie każdy jest w stanie temu wyzwaniu podołać. Pisanie też wymaga mnóstwa pracy i ciągłego poszerzania wiedzy, co przy posiadaniu rodziny i wielu innych obowiązkach łatwe nie jest. O tym warto pamiętać, gdy będzie się chciało wytykać pominięcie malutkich szczegółów recenzentowi przy ocenie trzeciej części ulubionej serii.