W poszukiwaniu Scionu - Recenzja Tomb Raider - RazielGP - 27 marca 2012

W poszukiwaniu Scionu - Recenzja Tomb Raider

RazielGP ocenia: Tomb Raider (1996)
95

Fani Lary Croft oczekują w tej chwili najnowszych przygód z jej udziałem. Ja choć nie należę do tego grona osób również spoglądam na restart serii z zaciekawieniem. Na tyle dużym, aby zdecydować się na zapoznanie z poprzednimi Tomb Raiderami. W taki sposób zaczęła się moja przygoda z jedynką, która dziś ma paręnaście ładnych latek na karku. Od razu nasuwa się pytanie. Czy tak leciwa produkcja ma jeszcze rację bytu? Okazuje się, że tak!

To co pierwsze rzuciło mi się w oczy to archaiczna, pikselowa oprawa wizualna z ostrosłupowym biustem i równie geometryczną fizjonomią głównej bohaterki. Jak widać, trójwymiarowa oprawa graficzna starzeje się w boleśniejszy sposób niż dwuwymiarowa. Na szczęście Core Design, twórcy dzieła wypuścili łatkę, dzięki której można wygładzić kłujące w oczy tekstury. Jest to tym samym jedna z pierwszych gier oferujących dobrodziejstwa ówczesnych akceleratorów. Sam Tomb Raider przy wykorzystaniu technologii należącej do firmy 3DFX prezentuje zdecydowanie lepsze i bardziej przystępne dla naszych oczu walory wizualne. Na usta aż ciśnie się stwierdzenie: „Teraz to można grać”.

Chwilę później zaznajomiłem się z klawiszologią oraz fizyką gry. Przypisanych przycisków jest tu co nie miara i współczesny gracz bez trudu może się w tym aspekcie pogubić. W końcu elektroniczna rozrywka w ciągu tych kilkunastu lat zdecydowanie się zmieniła. Gdy już jednak przebrniemy przez ten etap naszym oczom ukazuje się niezwykle wciągająca przygoda. W 1996 roku byliśmy zasypywani bezpłciowymi protagonistami. Nie wspominając już o braku kobiecych odpowiedników, o których nie było nawet mowy! To właśnie za sprawą Lary Croft wirtualny świat przeżył rewolucję! To jej, a właściwie programistom zawdzięczamy taki, a nie inny rozwój w kierunku zręcznościowych platformówek z perspektywy trzeciej osoby. Sama postać okazała się legendarna, wypływając przy tym na szerokie morze. Stała się ikoną tak samo jak hydraulik Mario! Poza tym faktem, gra pokazała nam umiejętne wykorzystanie w pełni trójwymiarowej technologii oraz "inteligentnej" w tamtych czasach pracy kamery. Produkt ten w czasach swojego debiutu zniewalał na kolana nie tylko zaawansowaną grafiką, ale także i przyjemną w odbiorze fizyką.

Na górze bez, a na dole z dobrodziejstwami płynącymi z Glide od 3DFX

O ile pod względem wizualnym Tomb Raider lepiej prezentował się na komputerach klasy PC, o tyle dźwiękowo zostawał w tyle. Dlaczego? Ano dlatego, że twórcy z niewiadomego mi powodu zrezygnowali w tej wersji z muzyki. Posiadaczom edycji przeznaczonych na platformę Sony Playstation, towarzyszył budujący klimat soundtrack, podczas gdy pecetowcy musieli obejść się ze smakiem. Dziwna praktyka, która zniszczyła w pewnym sensie przyjemną atmosferę recenzowanego tytułu. Sterowanie może się z początku wydawać toporne, jednak jest to spowodowane jego zaawansowanym wiekiem. Niemniej jednak nadal potrafi sprawić mi przyjemność, a ruchy Lary są zaskakująco płynne i zarazem przyjemne dla oka. Cała rozgrywka oparta jest na sekwencjach platformowych oraz strzelanych z elementami logicznymi. Te trzy aspekty tworzą główny trzon całej zabawy, dzięki czemu o monotonii nie ma nawet mowy. Na naszej drodze stoją zazwyczaj wszelkiej maści zwierzęta. Znacznie rzadziej ludzie. Jest również pamiętny pojedynek z Tyranozaurem! Oprócz tego możemy również poszukać poukrywanych tu i ówdzie sekretów. Arsenał naszej protagonistki jest dość skromny (Pistolety Magnum, Uzi, Shotgun, itp.), ale w zupełności wystarczający, zaś jej animacje idealnie wpasowują się w wykreowany przez producenta świat.

Lokacje są przemyślane i różnorodne. Możemy tutaj zwiedzić takie kraje jak Egipt, Grecja, Peru czy nawet legendarną Atlantydę. Każde miejsce ma swój unikatowy charakter oraz styl budowy, co niewątpliwie wpływa na ciekawy i wciągający gracza klimat. Końcowe etapy są dosyć przerażające. Czuć w nich ciężką, ponurą i miejscami wręcz diabelską atmosferę. Nie powiem, miejscami miałem stracha. Oprócz tego w pamięci zapadły mi cutscenki. Wiele ich nie było, ale w znacznym stopniu poprawiły one moje samopoczucie. Pozwalały na zżycie się z Larą Croft. Mało tego, dzięki nim poznaliśmy jej seksowny charakter. W 1996 roku musiały robić piorunujące wrażenie, skoro po tylu latach w tak dobitny sposób mnie zaintrygowały. Jeśli chodzi o fabułę to jest ona pretekstem do całej wędrówki, chociaż zwrotów akcji wcale tu nie brakuje. Wygimnastykowana niewiasta, poszukiwaczka skarbów zostaje zatrudniona przez agencję w celu odnalezienia tajemniczego artefaktu o dźwięcznej nazwie Scion. Jak wiadomo sprawy się komplikują, a "nasza" dziewczyna musi uporać się z nowymi problemami.

Po ukończeniu gry naszła mnie pewna refleksja. Zacząłem oceniać ją pod dwoma względami, porównując pierwsze przygody Lary Croft z ówczesnymi produkcjami jak i tymi współczesnymi. Po krótkiej zadumie stwierdziłem, że Tomb Raider jest fenomenem. Dlaczego? Ponieważ w swoich czasach okazał się nie lada rewolucją, a nawet dziś przyjemnie jest zagrać w recenzowany tytuł. Coś musi być na rzeczy, sentyment nie ma tu żadnego znaczenia, a to dlatego że nigdy wcześniej nie lubiłem tej serii. Była mi obojętna, choć o jej znaczeniu w elektronicznej rozrywce miałem pełną świadomość. Szanowałem markę, ale nigdy nie było mi z nią po drodze, aż do teraz. Oczywiście nie znaczy to, że nagle stałem się wielkim fanem. Co to, to nie, ale na pewno patrzę na nią innym, cieplejszym wzrokiem.

RazielGP
27 marca 2012 - 22:39