Bywa tak, że wykreowana przez twórców historia jest o wiele przystępniejsza od samej gry. Pojawiają się w niej ciekawie zaaranżowane postacie, niebanalny, wielowątkowy scenariusz, olbrzymi i zróżnicowany świat, ale niestety niedobór miodności płynącej z samej rozgrywki psuje cały efekt. Oczywiście sprawa wygląda analogicznie w przypadku dzieł, w których gameplay daje nam masę przyjemności, ale uniwersum jest totalnie nudne i dodane tylko jako pretekst do całej zabawy. Poniżej przedstawię swoje spostrzeżenia na podany przeze mnie temat i postaram się tym samym zachęcić was do interesującej dyskusji.
Osobiście jestem zachwycony przygodami w serii Legacy of Kain. Otaczający tę sagę świat wniknął do mej głowy tak bardzo, że do dziś miewam sny o kolejnych działaniach potężnego Kaina. Jest to świetny przykład na to, że warstwa fabularna odgrywa dla mnie bardzo istotną rolę. Szczerze powiedziawszy, mało który tytuł potrafi spowodować myślenie o nim poza samą rozgrywką. Większość produkcji polega na tym aby pograć te pare godzin, wyłączyć i możliwie jak najszybciej zapomnieć. Dobrym przykładem będzie tu Call of Duty, a szczególnie odłam Modern Warfare. Owszem, miło spędza się przy tym czas, ale nic poza tym. Jest efekciarsko, niekiedy tandetnie, wtórnie etc., ale ani fabuła, ani bohaterowie nie zapadają dłużej w pamięci. Okey, z góry przepraszam fanów marki - Cpt. Price jest dość intrygującą osobowością, ale znam wiele innych, zdecydowanie głębszych postaci niż on. Przykłady? Proszę bardzo: Tommy Angelo, Max Payne, Raziel, Lucas Kane, Geralt, czy również Ray McCall. Mógłbym tak wymieniać bez końca, ale po co? Każdy kto jest zorientowany w świecie elektronicznej rozrywki, dobrze wie jak jest. Część z nich przechodzi wewnętrzną przemianę, nierzadko mając problemy ze swoim życiem osobistym. Inni zaś poszukują prawdy o sobie, a taki John Price? Ot typowy twardziel, z fajną mową i charakterystyczną facjatą. Nic więcej.
Wracając do Legacy of Kain. Jak już wcześniej wspomniałem, że wręcz ubóstwiam świat Nosgoth. Posiada on tyle ciekawych miejsc, że na samą myśl dostaję euforii. Jest on zamieszkiwany przez ludzi, zwierzęta czy też pozaziemskie istoty. Czuć, że na przestrzeni minionych dekad zmienia się jego infrastruktura jak i obyczaje, co możemy podziwiać przemierzając wymienioną wyżej krainę. Przy okazji poznajemy krok po kroku wydarzenia z przeszłości oraz przyczyniamy się do zmian w przyszłości całej tej zagmatwanej historii. Same gry też nie są złe, wręcz przeciwnie. Większość z nich jest bardzo dobra, wręcz rewelacyjna, co nie zmienia faktu, że uniwersum wyprzedziło samą przyjemność z rozgrywki o lata świetlne. Nosgoth aż prosi się o jeszcze większy hit! Tylko w pierwszym Blood Omenie mamy okazję zwiedzić każdy zakątek tego terytorium. W kolejnych częściach twórcy zaserwowali nam jedynie kilka dostępnych tam miejsc. Chciałbym ujrzeć cały rejon w trójwymiarze, ale niestety nie jest mi to dane. W takim wypadku pozostaje tylko zacisnąć zęby i pogodzić się z tą wirtualną rzeczywistością.
Generalnie jeśli mam być szczery, to z Blood Omen, Soul Reaver i Soul Reaver 2 jestem bardzo zadowolony. Nawet nietypowy Blood Omen 2 miał to coś, ale za nic w świecie nie potrafię się przekonać do Defiance. Główną przyczyną jest irytująca kamera. Dla wyjaśnienia: podobną, ale za to dopracowaną mogliśmy zaobserwować w Devil May Cry 4. Nie pozwala ona jednak na podziwianie pięknej arańzacji. Przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim oferowałi poprzednicy. Wielka szkoda. Ponadto sama gra cierpi na schematyczność działań oraz psujące zabawę błędy. Przez znaczną część rozgrywki, naszym celem jest zdobywanie ulepszeń do obu reaverów. Niewykorzystany potencjał było czuć niemalże na każdym roku. To co tli się w moim umyśle po ukończeniu wszystkich odsłon przekracza wszelakie pojęcia. Ta seria skrywa przed nami wiele tajemnic. Podobnie jest w przypadku Assassin's Creed czy Mass Effect. Ich uniwersa wykraczają poza to, co zdołali upchać w swoich dziełach twórcy. Mają one ogromny potencjał, aczkolwiek wiążą się z tym pewne minusy. Po tym wszystkim pojawiają się pytanie: Czy producent sprostałby wyzwaniu? Odpowiedź nie jest taka jednoznacza, o czym mogliśmy się przekonać w kwestii naszych ulubionych marek. Jednym ta sztuka się udaje, drugim nie.
Nie wiem jak wy, ale ja osobiście ponad grywalność, cenię sobie zdecydowanie bardziej klimat i lubiane przeze mnie realia. Co z tego, że dany tytuł okazałby się idealny pod względem technicznym skoro jego świat byłby pusty, bezpłciowy? Taka gra nie zdołałaby mnie zostawić przy sobie na dłużej, nie mówiąc już o rozpamiętywaniu jej po skończonej sesji. Nie znaczy to jednak, że warto grać w technologiczne gnioty. Przytoczone przeze mnie gry, a w szczególności Legacy of Kain to idealny przykład na to, że dobry produkt może okazać się wyśmienitym dziełem, dzięki wspaniałej aurze jaka tam panuje. A jak wiadomo, ta składa sie z wielu czynników, o których była mowa w moim tekście. Prawdę mówiąc, gdyby nie to, że taki Defiance toczy się w realiach Legacy of Kain, to przeprawa przez niemal całą grę byłaby dla mnie nie lada męką. To co zepsuło Crystal Dynamics, ratowane jest przez ciekawe zwroty akcji, niebanalną i ładnie łączącą się z innymi odsłonami fabułą, charyzmatyczne postacie, piękne lokacje i przede wszystkim przez klimat. Wymienione tutaj aspekty, spowodowały że potrafiłem czerpać radość z gry, pomimo jej wielu wad. Dlatego uważam, iż uniwersum przerosło to, co mogliśmy ujrzeć na ekranach naszych monitorów.