Jak krowie na granicy - opinia o Mass Effect 3 Extended Cut - Cayack - 29 czerwca 2012

Jak krowie na granicy - opinia o Mass Effect 3 Extended Cut

Od premiery Mass Effect 3 i poznania zakończenia trylogii przez pierwszych śmiałków minął ponad kwartał. W tym czasie, zwłaszcza na początku, fora zapłonęły świętym oburzeniem. Zniesmaczeni fani wylewali swoje żale, wymyślano teorie o indoktrynacji i innych niestworzonych rzeczach. BioWare się zreflektowało i zapowiedziało rozjaśnienie swojego zakończenia. Przed kilkoma dniami Mass Effect 3 Extended Cut ujrzało światło dzienne. Czy potrzebnie?

Siłą rzeczy w tekście znajdują się niewielkie spoilery.

Szczerze mówiąc, nie rozumiałem całego tego poruszenia. Na pewno nie na taką skalę. Pamiętam dobrze, że o endingu zaczęło być głośno na grubo przed tym, nim ja do niego doszedłem (a uwinąłem się całkiem sprawnie). Starałem się od tego dystansować, omijać szerokim łukiem, jako że na spoilery mam alergię. Wiedziałem zatem, że coś tam jest „zmaszczone”, ale jak ognia unikałem konkretów. Doniesienia jakie do mnie dotarły sugerowały prawdziwą klęskę. Zatem gdy już kończyłem zmagania w Londynie, przez moment pomyślałem, że tym fatalnym zakończeniem jest śmierć Sheparda po oberwaniu promieniem. Serio. I wtedy faktycznie, po 5 latach starań otrzymać coś podobnego, byłoby jak oberwanie mokrą ścierą przez twarz. Byłoby to najgorsze zakończenie w dziejach, a memy „still better ending than Mass Effect 3” miałyby rację bytu. Na szczęście, było coś jeszcze.

Zakończenie z syntezą jest nieco bardziej niepokojące.

Teraz to „coś jeszcze” zostało rozbudowane. Kto wie, czy nie za bardzo. Poprzednie zakończenia były na swój sposób enigmatyczne, zostawiały sporo miejsca do interpretacji. Były również słodko-gorzkie, co jest jak najbardziej w porządku. Teraz BioWare, chyba w obawie przed kolejnymi zawiedzionymi głosami (których tak czy inaczej nigdy nie zabraknie), podało mnóstwo informacji na tacy, przy czym mam wrażenie, teraz ending jest bliższy happy endu. Nie powiem, pytania jakie możemy zadać Katalizatorowi bardzo się przydają i fajnie, że wreszcie możemy je zadać. Poznanie odpowiedzi na nie jest zwyczajnie interesujące. Inaczej ma się sprawa z dodatkowymi filmikami już po podjęciu ostatecznej decyzji (lub zrezygnowania z nich – dodatkowe zakończenie jak najbardziej na plus!). Super, że ujawniono jakie są konsekwencje naszych działań, jednak nie przypuszczałbym, że będą tak przesłodzone. Tutaj każdy wybór jawi się jako świetny, rasy tak czy inaczej wygrzebują się z gruzów ku nieskończonym możliwościom, ptaszki śpiewają i dyskoteka gra. Co więcej, moim zdaniem zupełnie odwraca się hierarchia – o ile wcześniej przejęcie kontroli nad Żniwiarzami wydawało mi się tym najmniej celnym wyborem, teraz wygląda na zdecydowanie najlepsze rozwiązanie!

Czasami lepsze są niedopowiedzenia.

Idealnym zakończeniem trylogii Mass Effect byłoby coś pomiędzy pierwotnym, a tym rozszerzonym. Dobrze poznać odpowiedzi na nurtujące pytania (choć niedopowiedzenia nieraz zostawiają większe wrażenie – vide Normandia na nieznanej, dziewiczej planecie, która wydawałoby się jest tam unieruchomiona), ale z drugiej strony z tymi odpowiedziami przyszło naznaczenie naszej ścieżki tęczą. A ja wolałbym jednak bardziej mroczne, dołujące podejście. Sporo rzeczy tu ustawia z czyjej perspektywy przedstawiane są konsekwencje kolejnych zakończeń. Na przykład do syntezy poza głosem EDI przydałby się ktoś, kto nie jest z tego rozwiązania zadowolony. Do pełnego nadziei przemówienia Hacketta dobrze byłoby dorzucić pełne pasji słowa Wrexa/Wreava, że kroganie teraz będą walczyć o swoje miejsce, do tego dać gdzieś Jokera który jest zdruzgotany po stracie EDI (po gethach chyba i tak nikt płakać nie będzie). Tak, byśmy nie byli łechtani jedynie informacjami, że wszystko będzie cacy.

Największy gamechanger rozszerzenia. Nie no, zbijam się.

Ciekaw jestem, jakby to wszystko wyglądało, gdyby obecne zakończenia wrzucono do premierowej wersji gry. Zarzutom też by nie było pewnie końca, bo nie da się wszystkim dogodzić. To co napisałem – czuć teraz przesłodzenie materiału. Padłyby hasła, że BioWare nie ma jaj (jak było z J.K Rowling – jakkolwiek to brzmi). Zakończenia wielkich marek często zawodzą, bo właśnie w stosunku do nich oczekiwania są największe. Taki już ich los.

Koniec końców wyszło jednak nieźle. Całe zamieszanie z zakończeniem Mass Effect 3 znalazło swój pozytywny finał, a BioWare w moim przekonaniu wyszło z sytuacji z twarzą. Teraz dużo rzeczy jest klarownych, wiemy z pewnością, co jest kanoniczne a co nie. Nie chciałbym jednak, by wytworzył się w ten sposób niebezpieczny precedens, gdzie odbiorcy wymuszają na twórcach, jak finał ich produktu ma wyglądać. Swoją drogą, ciekawe dokąd nas to doprowadzi, jeżeli coraz większą wagę w branży elektronicznej rozrywki zacznie odgrywać Kickstarter?

Cayack
29 czerwca 2012 - 12:14