I just meat you and this is crazy... recenzja Super Meat Boy (PC XO Mac Linux) - Pita - 30 czerwca 2012

I just meat you and this is crazy... recenzja Super Meat Boy (PC, XO, Mac, Linux)

Pita ocenia: Super Meat Boy
75

Być może to dziwne, ale to właśnie Indie Game: The Movie nakłoniło mnie do spróbowania wreszcie tej ciekawej gry. Jakoś tak jej unikałem, nawet mimo faktu posiadania całej paczki pełnej miłości do Binding of Isaac, które ukradło mi sporo pieniędzy i czasu. Okazuje się, że poprzednia gra nad którą grzebał Edmund McMillen, także udowadnia, że stare, dobre idee da się przerobić na nowo i po swojemu.

Super Meat Boy to „mikro-platformer”, czyli klasyczna formuła, w nieklasycznym wydaniu, ponieważ z masą krótkich, acz intensywnych jak tylko się da etapów. Chociaż inspirowany pozycjami z konsol 8 i 16-bitowych to wyróżnia się od nich co najmniej kilkoma rzeczami – nasz chłopiec bez skóry nie ma żadnych nowych mocy zdobywanych z czasem, etapy są krótkie, za to trudne, nie ma checkpointów, limitu żyć, ani klasycznej walki z wrogami. Jest za to tysiąc trudnych skoków.

Meat Boy, podążający za porywaczem swojej ukochanej może tylko i aż skakać i sprinować, ślizgać się po ścianach oraz odbijać się od nich – co daje nam sporo możliwości, które wykorzystano w każdy możliwy sposób w ponad 300 etapach, w tym mrocznych i trudniejszych wersjach, retro-etapach z inną grafiką i walkach/ucieczkach przed bossami! Musimy unikać pił, ostrzy, przepaści, lawy, wrogów. Musimy lawirować łapiąc odpowiedni rytm, lub absolutnie nie dając się złapać w żaden rytm. Gdy Meat Boy umiera to od razu wraca do początku, co ułatwia sprawę, jednak nie zmienia faktu, że ta gra jest naprawdę wymagająca!

I ma wspaniały design leveli skłaniający nas do niejednego poświęcenia… czasami uciekamy, czasem lawirujemy między „tunelami powietrza”, czasami spadamy w dół przelatując pomiędzy pułapkami – różnorodność jest ogromna, design jest intuicyjny, a każda fajna akcja pojawia się co najmniej trzy razy, w myśl zasady „dobrego nigdy za wiele”.  Jest tutaj masa bonusów i sekretów – dodatkowe postaci, ukryte etapy i światy, nawiązania do słynnych nowych i starych gier, a także (w wersji PC) edytor etapów i możliwość grania w etapy autorstwa graczy. No i wiecie, pobijanie własnych oraz cudzych rekordów, powtórki i liczenie czasu, co zawsze robi dobrze tytułom takiego typu. Wielkim plusem jest także to, że gra nie bierze siebie w ogóle na poważnie, naśmiewając się z siebie, gracza, twórców i całego rynku. Moc przygód, w małej gierce, dobrej do ogrywania w gronie przyjaciół.

Odrobinę nie podoba mi się nadmierna „ślizgana” fizyka, nie ma tutaj również tylu świetnych pomysłów co w grach, które rewolucjonizowały dla mnie ten gatunek, choć i bez tego Super Meat Boy okazuje się platformerem nad wyraz udanym. Charakternym i pomysłowym. Takim jak trzeba. Minusem jest też niestety to, że kuleje tutaj risk & reward, a gra czasami jest masochistycznie nudawa, jednak... to kwestia podejścia. Moja radość z niej wynika w dużej mierze z tego, że dzięki swojej "fragmentaryczności" jest świetną party game! Tak jest - samotnika może znudzić, zniechęcić, odrzucić, bo trochę przypomina stare platformery pocięte na kawałeczki, natomiast w grupie daje masę zabawy. Fajnie się umiera, rozbija, zamienia padem, pobija obok siebie swoje czasy - i chociaż generalnie powiada się, że każda gra w dobrej ekipie zyskuje, to niektóre gry zyskują tak troszkę więcej. Muszę także dodać, że znacznie lepiej gra się w to na padzie, a dodatkowe postaci z tony gier niezależnych i nie tylko powodują uśmiech na paszczy, szczególnie, że odmienne dostali posiadacze XO i PC.

Graficznie jest elegancko, sterowanie natomiast jest nad podziw intuicyjne, czułe, dopracowane, a muzyka czadowa i energetyczna. Chociaż nie wygląda na to początkowo to Super Meat Boy jest tytułem naprawdę ładnym i różnorodnym graficznie: pojawiają się piękne cienie, różna kolorystyka, sporo środowisk no i ten charakterystyczny dla Edmunda komiksowy i własny styl, który polubiłem w jego kolejnej grze. Sam klimat gry jest generalnie lekki, prześmiewczy, komiksowy i uroczy, chociaż specjalnie mocno za serce nie łapie, a Meat Boya pamięta się głównie za gameplay i zostawianie krwi gdzie tylko się da. Ten prosty, banalny, ale zrobiony po prostu dobrze gameplay kradnie tutaj show.

Brakuje „po prostu” dobrych FPSów, RPGów, platformerów 2D i 3D, imprezówek. Gier, które w założeniach powinny być banalne, w realizacji proste, a w akcji wyśmienite. Widocznie nie jest to takie proste, bo niewielu się udaje, ale Super Meat Boy jest tutaj chlubnym wyjątkiem małego kalibru.  Muszę to jednak zaznaczyć – nie uważam Super Meat Boya za nowe Mario, za nowego Jaka, czy Crasha. Ta gra jest mniejsza, ma inne ambicje, mocniej kojarzy mi się z automatowym, niż konsolowym podejściem do platformerów. To giereczka, chociaż w najlepszym tego słowa znaczeniu dzięki potencjałowi zabawy w grupie - jest śmiesznie, jest rozrywkowo, jest przyjemnie zabijać się razem. Jakkolwiek to nie brzmi.

Ta gra jest słodka w małych dawkach, nużąca w zbyt dużych. Dobra do zabawy, denerwująca w zestawieniu z tuzami gatunku. Świetnie przygotowana pod powtarzanie, ciekawa, jednak nie jest to gra, aż tak dobra jak uczyniły ją media. Dopracowana i ambitna, nie rewolucyjna. Niemniej to zaskakująca przyjemna pozycja, zasłużony sukces, produkcja która nie ma w sumie wiele konkurencji na PC, czy Xboxie – stare, dobre platformery w 2D to ginący gatunek, a doskonale rozumiem niechęć kupowania starszych maszyn, olewanie emulacji, lub frustracje z powodu braku wydań sieciowych klasyki. Super Meat Boy dobrze wpasował się w rynek i chociaż mamy zalew „pseudo-artystycznych” oraz/lub „pseudo-retro” platformerów niezależnych to ten wciąż jest w ścisłej indie czołówce i raczej nie prędko się to zmieni. I dla mnie, podobnie jak niezależny Jamestown to przede wszystkim party game nie reklamowana jako party game.

Krew i Ogień!

Super Meat Boy z pespektywy czasu wciąż jest ciekawy, wciąż jest świeży i wciąż jest niezastąpiony pokonując swoim pomysłem i wykonaniem masy stylizowanych na retro, nie posiadających jednak takiego ładunku magii, gier niezależnych. Warto, szczególnie, że grę można co chwilę dostać w ramach bonusu do paczki chipsów, tudzież za cenę kufelka piwa. Ocena ciupkę naciągana, ale powiedzmy, że przez From Software mam słabość do umierania ;). I grania w singlowe tytuły nie koniecznie jako samotnik.

Pita
30 czerwca 2012 - 21:04