Jako Polak z krwi i kości mógłbym narzekać, marudzić i zanudzać o tym, jakie to mamy niskie zarobki, jakie to nowe pecety, konsole i gry są drogie, jakie te gry powtarzalne – zmianie ulega tylko oprawa graficzna i numerek w nazwie. Być może byłoby w tym sporo prawdy, jednakże dziś postanowiłem popatrzeć na siebie jako Gracza Anno Domini 2012, który – jak się okazało – ma mnóstwo powodów do radości! Po krótkim namyśle przejrzałem kilka serwisów growych, zaplecze e-sklepów z grami, stos aukcji internetowych, zakreśliłem sobie najważniejsze dla graczy aspekty (e-)egzystencji i doszedłem do wniosku, że każdy z nas może być szczęśliwy! Poniżej wypunktowałem tylko kilka z nich – nie krępujcie się i dopiszcie własne!
1. Kilkanaście lat temu w polskich domach panowały pierwsze komputery osobiste i nieskomplikowane konsole. Gier było całkiem sporo, ale piractwa jeszcze więcej – głównie dlatego, że niektóre produkty były u nas trudno dostępne, lub niedostępne (lub po prostu każda wymówka do kradzieży była/jest dobra ;)). Dziś nadal w naszych domach rządzą pecety, ale mamy też dostęp do konsol stacjonarnych, handheldów, a nawet smartfonów i tabletów! Na każdej platformie możemy grać i na każdej znajdziemy coś dla siebie, niezależnie, czy uważamy się za zatwardziałych hardkorowców, czy growych laików. Co najważniejsze – choć wciąż nie docierają do nas wszystkie tytuły zza granicy, np. z Japonii (a może to i nawet lepiej dla naszej psychiki ;)), mamy dostęp do platform i gier niemal identyczny jak Amerykanie, Brytyjczycy, czy Australijczycy. Czyli w skrócie – możemy zwać się growymi obywatelami świata! A jeśli dobrze znamy angielski (lub podszkolimy się w nim choćby, np. grając), możemy sięgnąć po niemal dowolną grę wydaną na drugim końcu świata. I to jest piękne, e’viva Internet! :)
2. Niemal codziennie gry (szczególnie w cyfrowej dystrybucji) są przeceniane, niekiedy również udostępniane za darmo. Ponadto, istnieją sklepy i aukcje, na których łatwo odnaleźć używkę, dużo tańszą od nowego egzemplarza. Są nawet punkty, w których możemy się wymieniać grami i dorzucić do tego choćby książki czy filmy. Wszystko to także online! Możemy również polubić na Facebooku kilka profili (także Geekoskop, gorąco polecam!) społecznościowych, skupiających wokół siebie graczy lubiących daną markę (X360, PS3, Wii i nie tylko) i… rozdających szczodrze kody na gry! Niekiedy trzeba mieć szczęście i refleks, bo zwykle panuje zasada „kto pierwszy – ten lepszy”, innym razem należy wysilić szare komórki i wysłać kreatywną odpowiedź na pytanie, np. „co byś zrobił, gdyby do Twojego domu zapukali zombie?”.
3. Dance Central 3, Baldur’s Gate: Enhanced Edition, kolejne gry z serii Mario, Zelda, Pokemon, przygodówki (The New Beginning, To The Moon, Gemini Rue) i platformówki (Spellsword, Trine, Limbo, Deadlight, Rayman Origins), tabletowe konwersje klasyków – nieprzypadkowo wymieniam te wszystkie produkcje po kolei. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że przygodówki i platformówki żyją, i mają się naprawdę dobrze! Podobnie możliwość grania w legendarnego Baldura, czy Another World na tablecie (i nie tylko) sprawia, że z „mordy nie znika mi banan”. Tak samo w przypadku, kolorowych, ale nie dziecinnych produkcji Nintendo – wciąż się rozwijają, zaskakują (lub nie, ale niekiedy to bez znaczenia) nowościami i za każdym razem oczarowują swoim klimatem, grywalnością i geniuszem zaklętym w prostocie. A Dance Central 3, czyli domowe wygibasy przed telewizorem, specjalnie wymieniłem w pierwszej kolejności. Cykl tych gier sprawił, że udało mi się namówić do zabawy przy konsoli osoby, które wcześniej stroniły od takich „dziwactw”. I niech to będzie kolejna, do bólu „każualowa” produkcja – nie dbam o to (o nazewnictwo? o charakter rozgrywki? gry mają bawić, nie wszystkie muszą być podporządkowane systemowi D&D ;)). Za to bawię się znakomicie z bliskimi, rodziną i znajomymi, i to już od pół roku, nieprzerwanie, przy okazji najróżniejszych… okazji właśnie. A nadchodząca premiera wraz z utworem „Everybody” Backstreet Boys przypomni mi obciachowe (oj tam, ja się kolorowych dresów nie wstydzę!), ale cudowne dzieciństwo.
Nie jestem pewien, czy potrafię przelać na zimny, wirtualny papier ciepłe emocje, melancholię przeplataną z sentymentalizmem, podlaną nieskrępowanym optymizmem. Chyba nie. Ale jedno wiem na pewno – być może mamy na co narzekać, ale powodów do szczęścia daleko nie trzeba szukać, naprawdę. Powstaje mnóstwo, także oryginalnych i niezależnych gier; mamy sporo remake’ów prawdziwych klasyków; zewsząd atakują nas najróżniejsze przeceny, promocje (codzienne i okazjonalne), paczki (np. humble indie bundle), i gry typu freemium; żaden gatunek gier nie obumiera, a nawet jeśli zaczyna więdnąć, to wróżę/życzę mu rychłego odrodzenia w postaci pięknego feniksa!
Warto też pamiętać, że nasza branża, jest w porównaniu chociażby z kinematografią (a co dopiero z teatrem!), wciąż młoda. To dopiero początek dobrej zabawy!