Przy pierwszej zapowiedzi Dante’s Inferno byłem troszkę zdziwiony koncepcją z jaką igrają twórcy tejże produkcji, czyli stworzenie z „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri, gry, która należałaby do gatunku slasherów i przedstawiałaby wyrąbywanie sobie drogi przez piekło po ukochaną, która w dziwnych okolicznościach trafiła do tej części zaświatów. Studio Visceral Games (ci od serii Dead Space) wybrało bardzo kontrowersyjną tematykę i opanowanie jej było niesamowitym wyzwaniem. Czy mu podołano? Można powiedzieć, że tak, ale cudów nie ma. Jeśli temat ciekawi Was bardziej, to zapraszam do rozwinięcia tekstu!
Czas na żałosny żart prowadzącego! Co mówi mama Dantego, jak jest niegrzeczny? A idź ty do piekła! <badum tss>
...
To chyba nie był najlepszy pomysł na wstęp do tej recenzji, głównie z tego względu, że skala jego suchości mogła wysadzić galaktykę, ale całe szczęście nic się takiego nie stało i możecie zostać na tym jakże cudownym świecie, bo jeżeli trafilibyście do piekła, to autorzy Dante’s Inferno udowadniają Wam, że to miejsce do fajnych nie należy. Po ukończeniu rozgrywki zacząłem się zastanawiać, czy aby nie zacząć szerzyć dobra oraz co tydzień chodzić do spowiedzi, ponieważ wizja tej przeklętej krainy przedstawia się piekielnie przekonująco (nie ma to jak dobra gra słów).
Hey Satan, paid my dues
Walnę prosto z mostu, bez zbędnej gadaniny – fabuła jest kiepska. Nic nadzwyczajnego, zwykła sztampa, która jest pretekstem do niszczenia hord piekielnych stworzeń. Nawet same przerywniki filmowe występują niezwykle rzadko, a większość z nich nie wnosi nic ciekawego i mogłoby się obyć bez nich. Fajnie jednak przedstawiają się cut-scenki, które zostały przedstawione w formie komiksu. Kreska jest imponująca i bardzo przyjemnie się ją ogląda. Głównie owe obrazki pokazują sceny związane z młodzieńczym życiem protagonisty oraz krucjatą z której to, co dopiero zdążył wrócić. A właśnie! Ja się tak tu zapędziłem, a nawet nie napisałem o czym traktuje historia Dantego. Spieszę z wyjaśnieniami. Otóż pewien biskup obiecał wszystkim chętnym kompletne odpuszczenie grzechów, jeżeli wybiorą się walczyć w imię tego „prawdziwego Boga” z niewiernymi ze wschodu. Nasz bohater połknął tą gadkę, niczym rybka przynętę i wyruszył na krucjatę z krzyżem na zbroi, by szerzyć Słowo Boże. Jedyne co go tam spotkało to mnóstwo trudnych decyzji jakich musiał się podjąć i do tego śmierć, którą to udaje mu się pokonać oraz zabrać jej kosę. Dosłownie! Na samym początku jesteśmy raczeni walką ze samą Śmiercią! Zaczyna się efektownie, choć potem zdziwień tego pokroju już nie zaznamy i można powiedzieć, że robi się coraz gorzej. Kontynuując zaczęty wątek, kiedy nasz protagonista wreszcie wjeżdża na ojczystą ziemię, spotyka swój ukochany dom w niemalże ruinie, małżonka Beatrycze (dokładnie jak pani z Boskiej Komedii) zostaje zabita, a jej dusza porwana przez Lucyfera. Dante bez zbędnego zastanawiania się, postanawia ruszyć w pościg i przebrnąć przez 9 kręgów piekieł tylko po to, żeby odzyskać ukochaną. Brzmi troszkę dziwnie, ale gdyby autorom udało się odpowiednio wykorzystać dostępne uniwersum, to mielibyśmy naprawdę porządny kawał przygody. Niestety zamiast tego dostajemy jakąś papkę w dodatku ze słabym zakończeniem, które choć nie kończy się tzw. cliffhangerem, to i tak występuje podczas niego napis: „To be continued”, a to o niczym dobrym nie świadczy, bo jak na razie o kontynuacji nic nie słychać, a od premiery już parę lat minęło.
Going down, party time
Nasza dziesięciogodzinna wędrówka będzie głównie uwzględniać krwistą przechadzkę po dziewięciu kręgach piekła, których zaprojektowanie musiało zabrać Visceral Games naprawdę sporo czasu, aczkolwiek to właśnie one są jednym z najsilniejszych broni w arsenale tego tytułu. Każde „piętro” ma swój klimat, a niektóre z nich jak np. Chciwość, potrafi na długo zagnieździć się w naszej pamięci przez wysoką jakość jej wykonania. Rzecz jasna trafią się również takie, które pomimo sporych możliwości ich wykonania, sprawiają wrażenie zrobionych na szybko i tak zwane odwal się. Nic jednak nie jest w stanie zatrzeć mojego pozytywnego wrażenia związanego z tym aspektem. Schodząc coraz niżej towarzyszy nam nieraz chęć powrotu na powierzchnię, ponieważ obrazy z jakimi będziemy się spotykać nieraz nas, jak i naszego bohatera mogą przyprawiać o odruchy wymiotne, wraz z ciarkami na plecach. Widok tych wszystkich cierpiących ludzi, pojawiające się często we tle jęki, czy niektóre projekty przeciwników, wręcz potęgują wrażenie obcowania z miejscem do którego nikt nie chciałby trafić. Projektanci po prostu świetnie wykonali swoją robotę i jak już wcześniej wspomniałem, po tym, co widziałem na pewno nie będę chciał pójść do piekła, a większość mszy oraz świąt kościelnych zataczam sobie dużym kółkiem w kalendarzu.Byle nie grzeszyć, byle nie grzeszyć.
Living easy, loving free
Czas na miąższ, który wiecznie wydobywa się z owocu zwanego Dante’s Inferno, czyli system walki i szerzenia masowej destrukcji w szeregach demonów Lucyfera. Na pierwszy rzut oka cała rozgrywka, włącznie z mechaniką prowadzenia batalii, przypomina kompletną zrzynkę z God of War. Naprawdę! Kiedy krążek z danymi wylądował w napędzie mojej PS3 i pierwszy raz stanąłem do bitwy, to od razu wiedziałem, co, gdzie jest przypisane, jak mam walczyć, czy poruszać się po polu bitwy. Dopiero, gdy kupimy więcej umiejętności dla Dantego (o rozwoju postaci potem), zaczynamy zauważać parę nawiązań do choćby takiego Devil May Cry, co jednak nie neguje wrażenia obcowania z kalką przygód Kratosa. No może jedynym wyjątkiem jest tutaj krzyż, który ma nam służyć za broń do ataków na odległość. Tak, po prostu strzelamy krzyżem z którego wylatują magiczne krzyże, raniące przeciwników. Brzmi to idiotycznie i kontrowersyjnie, ale tak jest w rzeczywistości. Wracając jednak do systemu walki - będziemy mogli wykonywać ataki szybkie (ale słabe), mocne (ale wolne), unikać niektórych ciosów za pomocą prawej gałki analogowej, blokować przy pomocy L2, albo używać magii w postaci tarcz, czy innych zaklęć ofensywnych, a na koniec dochodzi jeszcze „tryb odkupienia”, czyli kiedy załaduje nam się odpowiedni pasek i uruchomimy ową opcję, to nasze uderzenia będą wykonywane szybciej, co przekłada się na większe zniszczenie w trakcie potyczek. Nic nowego nie odkryto, ale nie zmienia to faktu, że walczy się niesamowicie przyjemnie, a Dante nie wygląda na ciołka, któremu pierwszy raz dano broń do ręki. Jego ruchy podczas bitew są bardzo płynne i widowiskowe, aż chce się oglądać. Szkoda jednak, że większość sztuczek już gdzieś widzieliśmy, a etapy platformówke, wymieszane z zagadkami logicznymi, także nie poprawiają ogólnej miernoty rozgrywki. W szczególności, że paleta demonów, które napotkamy jest niesamowicie uboga, przez co często się powtarzają, aczkolwiek zostali oni zaprojektowani porządnie i są wręcz ucieleśnieniem ludzkich koszmarów. Jeśli chodzi o ogromne batalie z bossami, to one również nie robią wrażenia, głównie ze względu na ich łatwość. Nie zrozumcie mnie źle, ale szefowie niektórych poziomów wyglądają ciekawie i groźnie, ale kroi się ich niczym dzieci, nie wspominając już o marnej bitwie końcowej. Normalny poziom trudności nie stanowił dla mnie większego wyzwania, choć umrzeć też mi się zdarzało, ale to głównie przez własne pomyłki. Podsumowując ten akapit, to cały czas walczyło mi się nad wyraz przyjemnie, ale towarzyszyło mi często uczucie powielania kalki i braku jakiś innowacji. Zadowalająco, ale cudów nie ma, zresztą kto by się ich spodziewał w piekle.
Nobody's gonna slow me down
Jak wiadomo, żeby siekanie przeciwników miało swoje uzasadnienie, to dostajemy jakąś tam fabułę oraz system rozwoju postaci, który to powiększa nasze ego, kiedy po raz pierwszy pokazujemy przeciwnikom jaki to fajne combosy sobie kupiliśmy. Cała mechanika jest nieco pogmatwana, ale prosta do zrozumienia. Z każdego przeciwnika po zabiciu wypadają dusze, które służą nam do usprawniania dwóch ścieżek Holy (świętej) oraz Unholy (piekielnej), ale też żeby rozwinąć którąś z nich, musimy rozgrzeszać, tudzież potępiać przeciwników/napotkanych grzeszników, aby uzyskać punkty odpowiedzialne za podnoszenie poziomów rozwinięcia wybranej przez nas drogi. Do tego dochodzą również relikwie, które możemy znaleźć w niektórych, trudno widocznych miejscach, lub przy okazji zabicia jakiegoś bossa. Odpowiadają one za bonusy dla naszej postaci, typu zmniejszenie otrzymywanych obrażeń, czy małe uleczenie za każdego rozgrzeszonego przeciwnika. Wszystkie przedstawione elementy kumulują się w naprawdę ciekawy system, który miło urozmaica rozgrywkę. Technik dostępnych do kupna jest mnóstwo dla każdej ścieżki, a odblokowanie obu maksymalnie przy pojedynczym podejściu do gry jest niemożliwe. Akurat w tym aspekcie należy się ogromny plus dla Visceral Games i przynajmniej stąd taki God of War mógłby się czegoś nauczyć.
Season ticket on a one-way ride
Oprawa techniczna nie należy do najlepszych, ale nie jest też jakaś słaba. Jeśli chodzi o grafikę, to mamy do czynienia z całkiem niezłymi modelami postaci, fajnie wykonanym otoczeniem i przede wszystkim - stałą ilością 60 klatek na sekundę, co robi wrażenie. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to jakość niektórych tekstur, ale nie rażą one aż tak mocno w patrzałki, także można przymrużyć na to oko. Warstwa dźwiękowa również jest w porządku i to ona potrafi nieźle zbudować klimat piekła, zarówno muzyka, jak i różne inne odgłosy.
I'm on my way to the promised land
Pomimo tego, że w recenzji ciągle się czegoś czepiałem i wciąż miałem do czynienia z uczuciem obcowania z produkcją średnią, to w Dante’s Inferno według mnie warto zagrać, jeżeli ukończyliście taką serię God of War, Devil May Cry, Ninja Gaiden, czy macie dość oglądania pupy Bayonetty, a chętnie posiekalibyście sobie jakiś przeciwników. Gra obecnie jest tania jak na rynek konsolowy i można się nią zainteresować, głównie przez wizję piekła, która została ukazana nam przez Visceral Games. Tylko pamiętajcie! Nie wskakujcie do krainy Lucyfera bez… strzelającego… krzyżami… krzyża? Da fuq?
Plusy
+ rozwijanie postaci należy do tych fajniejszych
+ klimat piekła
+ stałe 60 FPS
+ system walki...
Minusy
- ... który jest kalką tego z God of War
- większość rzeczy już gdzieś widzieliśmy
- słaba fabuła, tak samo jak zakończenie
- dość krótka i łatwa
Ocena: 70/100
Recenzja była tworzona z dubstepem uruchomionym we tle. Niektóre kawałki z tego gatunku to prawdziwie piekielne rytmy, co pozwoliło mi jeszcze bardziej odczuć demoniczny klimat. Akapity to wersy wycięte z tekstu piosenki Highway to Hell w wykonaniu ACDC. A i żeby nie było - artykuł został przygotowany w oparciu o wersję PS3.
Zapraszam również do spojrzenia na Dante's Inferno z perspektywy yasia! O tutaj!
Chciałbym również podziękować mojemu znajomemu, który wykonał miniaturkę do tego wpisu. Dzięki wielkie TheWhite (jego kanał na YT)!
Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie.