Medal of Honor z 2010 roku okazał się typowym średniakiem z filmowym trybem single player i przeciętnym mulitplayerem, który zaczął umierać śmiercią naturalną niedługo po premierze gry. Z tego względu Warfighter nie był dla mnie żadnym „must have”. Co więcej, można nawet powiedzieć, że do tej pory omijałem go szerokim łukiem. Podstawowym wabikiem dla publiki miała okazać się współpraca twórców z zawodowymi żołnierzami (jedną z dostępnych jednostek jest rodzimy GROM). A że filmiki z targów E3 przypominały mieszankę Battlefield 3 i poprzedniego MoH, gra nadal nie potrafiła mnie do siebie przekonać. Dzisiaj natomiast EA udostępniło gameplay z polskiej wersji i to o nim napiszę.
Film rozpoczyna się od krótkiej cutscenki na silniku gry – fabularnie nie ujawnia zbyt wiele, jednak już teraz mogę stwierdzić, że przedstawiona historia nie okaże się przełomowa. Porównałbym ją bardziej do tego, co widzieliśmy za sprawą kilku ostatnich odsłon serii Call of Duty. Obstawiam schemat: robimy niezłą rozwałkę, następnie w miarę normalny i czytelny sposób całość się łączy, znowu wybijamy zastępy wrogów i tak do końca gry. W gruncie rzeczy nie jest to znacząca wada, przynajmniej dla mnie, czyli osoby, która z przyjemnością ukończyła lekko naciąganą kampanię Battlefield 3.
Gameplay pochodzi z konsoli (chociaż nie ma stuprocentowej pewności), dlatego nie ma co oczekiwać graficznych fajerwerków, jednakże jest co najmniej przyzwoicie. Z pewnością przyczepiłbym się do wyglądu wody i padającego deszczu, ale mając świadomość, że gra wciąż jest dopracowywana, można na tę niedoróbkę przymknąć oko. Frostbite 2 daje radę, chociaż lekko komicznie wygląda destrukcja otoczenia. Raz, że murki rozpadają się po kilku trafieniach z karabinu, dwa, iż ostrzał z helikoptera powoduje niezłą masakrę. Niemal wszystko pali się i wybucha, niczym w filmach Michaela Bay’a.
Chyba nikt nie będzie zaskoczony, kiedy zwrócę uwagę na skrypty. Niby dany fragment został pokazany tylko raz, lecz po sposobie w jaki pojawiają się wrogowie (a przede wszystkim po tym, jak wyglądają mapy) widać, że na większą dowolność wykonywania zadań nie ma szans. Zachowanie przeciwników nie jest zbyt inteligentne, bo pakują się oni pod lufę karabinu niczym kaczki – być może taki urok grania na konsoli, ewentualnie Danger Close chce zrobić kampanię dla niedzielnych graczy, po czym zaskoczyć hardkorowców prawdziwym killerem w postaci trybu wieloosobowego.
Cóż, ja wciąż nie czuję się przekonany – gameplaye są niezłe, ale cały czas mam wrażenie, że gdzieś już to widziałem. W ciemno Warfightera z pewnością nie kupię, jeśli już, to dopiero jakiś czas po premierze. O ile produkcja nie podzieli losu poprzednika.
P.S. ciekawie zapowiada się teren działań głównego bohatera – twórcy mówią o misjach odbywających się na Filipinach, w Somalii bądź Bośni.