Deadlight czyli platformowa liniowość która na krótko wciąga. - Qualltin - 4 listopada 2012

Deadlight, czyli platformowa liniowość, która na krótko wciąga.

Udało mi się właśnie ukończyć Deadlight. Utrzymana w eksploatowanym ostatnio na potęgę klimacie apokalipsy zombie gra wciąga na dobre. Nawet kogoś, kto liniowości w grach nienawidzi. Krótko zrecenzuję to, co napotkałem na mojej drodze do wyznaczonego celu.

Platformówki jakoś nigdy nie ciągnęły mnie do siebie. Ich liniowość, bo w pewnym sensie można tak to nazywać, przerażała mnie. Lubię gry, w których mam coś do powiedzenia w kwestii kierowania historią, fabułą, a z pewnością Deadlight do takich nie należy. Klimat jednak zaciągnął mnie przed komputer nawet w sytuacji braku czasu na tego typu rozrywkę. Dla chcącego nic trudnego, więc przystąpiłem od razu do gry. Pierwotnie dzieło studia Tequila Works ukazało się na X360 w pierwszym dniu sierpnia. Nie dane mi było do tej gry dotrzeć, więc informacja o tym, że 3 miesiące później zagości ona na stacjonarnych komputerach, bardzo mnie ucieszyła. Dla fanatyka wszelkiej maści post apokaliptycznego klimatu, nawet wymęczonego na wskroś zzombifikowanego świata, taki tytuł nie mógł przemknąć gdzieś bokiem.

To, co dobre, szybko się kończy, a już szczególnie w przypadku gier.

Przejście gry zajęło mi dwa dni po 2 godziny  gry na dzień. Myślę, że całościowo było to zaledwie coś w okolicach 4 godzin, gdzie większość i tak dotyczyła męczących powtórek danych fragmentów „trasy”. Zacznijmy jednak od początku. Gra wyróżnia się na tle innych platformówek swoim klimatem. Zdaję sobie sprawę, że się powtarzam, jednak jest to zdecydowanie największy z jej plusów, który przekonał mnie do wydania kwoty w okolicach 50 złotych aby ów tytuł dorwać. Przedstawiony świat jest bardzo stereotypowy, jednak czuje się nasycenie każdym z niezbędnych elementów. Głębia obrazu przedstawionego podczas gry na samym początku wręcz zachwyca, aby później zwrócić uwagę na parę niedociągnięć. Mając na uwadze fakt, że odliczając powtórki otrzymujemy zaledwie 2, w porywach do 3 godzin gry, wyłapywanie nawet najmniejszych smaczków może pomóc grze w ewentualnej ocenie końcowej.

Historia oklepana.

Fabuła jest bardzo mierna. Wręcz standardowa. Ot głowa rodziny w wyniku pewnych wydarzeń związanych z, uwaga uwaga, zombie, traci kontakt ze swoją rodziną i jego nadrzędnym i wręcz jedynym celem jest jej odzyskanie. W ramach kolejnych poziomów bohater zyskiwać będzie coraz to większą świadomość tego, co miało miejsce, oraz wracać mu będzie stopniowo pamięć odnośnie kluczowej sytuacji przedstawiona w sennej retrospekcji. Pękająca drabina oddziela nas od grupy 3 przyjaciół, którzy bez nas wyruszają do tzw. „Safe Point”. Od teraz celem jest dotrzeć do wspomnianego miejsca, które ma być jedynym bezpiecznym punktem całego Seattle. Nadal jednak głowę protagonisty zaprząta rodzina i jej los.

Co dobrego spotka nas jeśli wybierzemy Deadlight.

O klimacie wspominałem, o przedstawionym świecie także. Oba te elementy są kluczowe i znacząco wpływają na pozytywny charakter odbioru gry, przynajmniej przeze mnie. Co możemy do tego dopisać? Oprócz dobrze rozplanowanych checkpointów, które nie zmuszają nas do rozpoczynania mozolnej wędrówki od początku poziomu, nie przychodzi mi już nic więcej do głowy.

Jest ładnie!
Przerywniki utrzymane w prostym, komiksowym klimacie.

A teraz o wadach.

A tych jest już klika. Sterowanie sprawia wiele problemów. Nie jest tak intuicyjne jak można by wymagać od platformówki na miarę 2012 roku. Problem pojawia się już w sytuacji, w której (grając na klawiaturze) musimy trzymać D oraz SHIFT celem biegnięcia sprintem oraz w odpowiednim momencie zmuszeni jesteśmy nacisnąć CTRL odpowiedzialny za ślizg. Gra już z taką elementarną czynnością ma problem i wspomniany ślizg trafia się raz na 6, 7 razy. To dość frustrujące. Podobnie ma się sytuacja przy wspinaniu. Postać nie zawsze reaguje tak, jak sugerowałyby wykonane przez nas ruchy na klawiaturze. Jako kolejną z wad można uznać poziom trudności, ale nie rozumiany ogólnie, a taki oskryptowany przez twórców. W niektórych lokacjach musimy się sparzyć aby wiedzieć jak ją przejść. I tak często spotyka nas zgraja zombiaków wyłamująca drzwi i rzucająca się na nas gdy tylko do nich podejdziemy. Tych sytuacji na przestrzeni całości gry było parę i nie dało się ich przewidzieć bez wpadnięcia w pułapkę. Gra zmusza nas do popełniania błędów nawet celowo, bo bez tego nie moglibyśmy zdobyć wiedzy nt. pokonania jakiejś trudności. Tak więc grając w Deadlight należy nastawić się na metodę prób i błędów, bo „na jednym tchnieniu” raczej nie da się jej tak łatwo przejść. Wspomniany przymus eksperymentowania sprawia, że często skorzystamy z instytucji checkpointów. O ile są dobrze rozplanowane, to denerwuje ciągłe powtarzanie fragmentu. Mi zdarzyło się powtórzyć jeden moment około 50 razy nim wspomniany CTRL zaskoczył w odpowiedni sposób. Bliski byłem rzucenia gry w kąt. ;-)

Podsumowanie.

Lepszej platformówki z dobrą oprawą graficzną i klimatem nie dostaniecie. O ile komuś nie przeszkadza krótka jak na taką cenę rozgrywka, to można śmiało brać.

Plusy:

- oprawa graficzna,

- klimat,

- często i gęsto checkpointy.

Minusy:

- nieintuicyjne sterowanie,

- bardzo krótka,

- oskryptowanie poziomów zmusza nas do częstego ginięcia,

- przymus przechodzenia metodą prób i błędów, nie pomysłem.

Qualltin
4 listopada 2012 - 10:10