Do premiery Grand Theft Auto V jeszcze daleko, ale już dziś możemy uznać, że sporo o nadchodzącym hicie Rockstara wiemy. Zmian w stosunku do poprzedniczek będzie jak zwykle sporo, zaś sama produkcja powinna nam przypaść do gustu. Owszem, pewne obawy również się pojawiają, ale niewielkie, bo Rockstar Games zdążyło nas przyzwyczaić do wysokiego poziomu swoich produkcji.
Gdy przeczytałem najnowszy artykuł poświęcony niniejszej grze, to nie powiem, ale kilkakrotnie na mojej twarzy pojawiło się niemałe zaskoczenie. Twórcy zapewniają, że Los Santos wraz z okolicami obejmie większy obszar niż Red Dead Redemption, GTA San Andreas i GTA IV razem wzięte. Aż trudno mi w to uwierzyć, bo jak dobrze pamiętamy, wymienione wyżej tytuły oferowały sporej ilości otwarte tereny.
Oprócz tego jesteśmy zapewniani o zatrważającej ilości pobocznych atrakcji. Mam szczerą nadzieję, że tak będzie, bo ostatnia odsłona tej serii wypadła pod tym względem, szczególnie na tle swych poprzedników dość mizernie. Tak naprawdę, nie licząc głównego wątku, nie było za bardzo co robić. Zastanawia mnie również jakie działania będą wiązały się z systemem ekonomii, o którym jest bardzo głośno. Czyżby miało to jakiś związek z napadami na okoliczne banki? A może wzorem z konkurencyjnej marki Saints Row, dostaniemy możliwość wyposażenia naszych kryjówek? Życzyłbym sobie tego typu elementów jak najwięcej.
Muzyka, pojazdy oraz fizyka nie powinny nas zawieść, wszakże każda część GTA wypadała pod tym względem bardzo dobrze, bijąc często i gęsto, na łeb i szyję wszelaką konkurencję. Dlaczego mieliby tym razem tego sukcesu nie powtórzyć? Widać wyraźnie, że w szczególności ta marka jest dla nich bardzo ważna, o czym najlepiej świadczy długi okres produkcyjny. Mam tylko nadzieję, że zdecydują się na lekki powrót do korzeni. Mianowicie mam tu na myśli nie tylko odniesienia do znanych nam z poprzedników postaci, ale i zróżnicowanych, zwariowanych misji. Piszę o tym dlatego, bo takowych zabrakło mi w czwartej odsłonie, w której panowała wtórność, całkowity brak odniesień i zbyt poważna jak na Grand Theft Auto atmosfera.
Mocno zaszokowała mnie również informacja dotycząca trzech grywalnych bohaterów. Zastanawiałem się w jaki sposób Rockstar zamierza tę nowość ugryźć. Co prawda pierwsza odsłona, wraz z dwoma dodatkami również oferowały nam kilka grywalnych postaci, ale te różniły się jedynie avatarem oraz imieniem. Będąc w posiadaniu Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City, czyli pakietu zawierającego oba dodatki do czwórki, pomyślałem sobie, że podobne rozwiązanie można zaserwować w piątce. Mianowicie oddać graczom w menu 3 oddzielne profile, w których w pewnych sytuacjach fabuła dotycząca miasta Los Santos zazębiałaby się w taki sposób jak za czasów przygód Bellica, Klebitza i Lopeza.
Twórcy jednak poszli o krok dalej, dając nam możliwość aktywnego przełączania się pomiędzy postaciami. Jak to wyjdzie w praktyce, konsolowcy dowiedzą się już w marcu przyszłego roku. O ile rzecz jasna sama gra nie zaliczy obsuwy. Niepokoi mnie też pecetowa premiera piątej odsłony Grand Theft Auto. Tak, czy inaczej nie wierzę, aby Rockstar zdecydował się pominąć tę edycję. To nie w jego stylu. Pewnie tak straszy posiadaczy komputerów osobistych, aby ci przekonali się do zakupu konsoli. Ewentualnie zamierza on najpierw zarobić odpowiednią ilość pieniędzy na tych platformach, by po paru miesiącach przedłużyć zainteresowanie swoim produktem, wydając do na pecety. Wracając do grywalnych bohaterów. Mam tylko nadzieję, że producent wie co robi, bo nie chciałbym, aby w tym aspekcie mocno przekombinowali.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.