The Walking Dead - Episode 5: No Time Left - owacje na stojąco - sathorn - 22 listopada 2012

The Walking Dead - Episode 5: No Time Left - owacje na stojąco

sathorn ocenia: The Walking Dead: A Telltale Games Series - Season One
100

Na finał pierwszego sezonu The Walking Dead czekałem z utęsknieniem. Wirtualny serial śledziłem na bieżąco od pierwszego odcinka, każdemu kolejnemu poświęcałem dłuższy tekst (1,2,3,4). Gra jest na tyle wybitna, i nie waham się użyć tego słowa, że zasługiwała na wytężoną uwagę. Co czekało na mnie w piątym, finałowym odcinku?

UWAGA. Ocena 10/10 dotyczy się tylko ostatniego odcinka. Ogólnie The Walking Dead oceniam na 9/10, tak jak mogliście przeczytać w recenzji UV w serwisie gry-online.pl.

Jak zawsze postaram się uniknąć spojlerów. Jeżeli się pojawią, ich początek i koniec zostaną wyraźnie oznaczone CZERWONYM NAPISEM.

Piąty odcinek The Walking Dead szybko przestaje nas oszukiwać. Nie czeka na nas happy end, a sytuacja szybko zaczyna wymykać się spod kontroli. Uświadamiamy sobie, jak bardzo bezbronni jesteśmy wobec sytuacji w jakieś się znaleźliśmy. Cały wysiłek, który włożyliśmy w przetrwanie, wszystkie ofiary tylko kupiły nam czas.

Z każdą sytuacją, która nas spotyka czujemy, że nasz czas się kończy. Główny bohater, Lee, ma tylko jeden cel – zadbać o małą Clementine. To jego zadanie w tym zwariowanym świecie, gdzie coraz ciężej o sens, który pcha go do przodu, każe mu podnosić się, ponosić ryzyko. Nigdy jeszcze nie odczułem tak wyraźnie determinacji, jaka pchała mojego bohatera do działań. Czułem się tak zżyty z jego pragnieniem chronienia Clementine, że chciałem wskoczyć do świata The Walking Dead, żeby mu pomóc.

Twórcy gry nie zdołali ukryć iluzoryjności wyborów, jakie podejmowaliśmy podczas poprzednich odcinków. Na dobrą sprawę, okazuje się że były tylko kosmetyczne – widać to nawet bez przechodzenia The Walking Dead po raz drugi. Nie wydaje mi się jednak, żeby to była wielka wada, w ostatecznym rozrachunku.

Wiele osób stwierdzi, że nasze wybory były bez sensu. Nie były. Świadczyły o nas, odpowiedziały na pytanie: „Jak Ty byś się zachował w takiej sytuacji?”. Jako gracze nie potrzebujemy czasami, żeby nasze działania wyraźnie kształtowały świat. Chcemy natomiast móc udzielić odpowiedzi, zareagować. Zrozumiałem to dopiero po piątym odcinku The Walking Dead.

Gra potrafi być szokiem dla osoby przyzwyczajonej do klasycznej formy fabuły. Bohater może cierpieć, może musieć niejedno poświęcić, ale w ostateczności zawsze możliwym jest happy end. Świat The Walking Dead to natomiast beznadzieja, smutek i przygnębienie. Bez szans na zwycięstwo. Jeżeli nie zeszkliły Wam się oczy podczas napisów końcowych, podczas pierwszych sekund utworu Take Us Back, w wykoaniu Adele, to macie serca z kamienia.

UWAGA SPOJLERY

W piątym epizodzie pojawia się kilka nieścisłości. Jak Clementine udało się przenieść Lee do kryjówki pod koniec odcinka? Co z Kennym? Nie mogę doczekać się kolejnego sezonu. Mam tylko nadzieję, że nasz wąsaty kumpel nie zostanie w nim głównym bohaterem. Jest idealną postacią drugoplanową.

Motyw z facetem, który porwał Clementine jest po prostu ge-nia-lny. W życiu bym się tego nie spodziewał. Zapomniałem już w ogóle o tej sytuacji, a kiedy usłyszałem, czym poskutkowały moje działania, poczułem się jak ostatni śmieć.

The Walking Dead to przygnębiająca gra. A zarazem jedno z najbardziej poruszających doświadczeń w moim życiu.

UWAGA KONIEC SPOJLERÓW

Telltale Games stworzyło arcydzieło. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego zakończenia pierwszego sezonu. Już od pewnego czasu widocznym było, że studiu brakuje środków i czasu, żeby rozwinąć ideę opowieści „kształtowanej przez gracza”. Nie mam im tego za złe, bo chociaż okazało się to sporym nadużyciem, to otrzymałe jedno z najbardziej poruszających doświadczeń w życiu. Widziałem dramat, widziałem walkę, widziałem desperację i widziałem koniec.

Będę myślał o The Walking Dead jeszcze przez długie dni, a może nawet tygodnie. Kapitalna gra.

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
22 listopada 2012 - 16:19