Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części, oprócz suchych danych, poznacie również moje odczucia względem nich, zaś na samym końcu recenzji możecie także wziąć udział w dostępnej tu ankiecie. Niniejszym zapraszam wszystkich zainteresowanych do zapoznania się z treścią oraz do komentowania.
Nie tylko mężczyźni sięgają po boski napój, dlatego producenci odpowiedzialni za produkcję browarów postanowili wprowadzić na rynek także kobiece piwa. Od normalnych różnią się zazwyczaj tym, że są smakowe, powodując tym samym mniejszą goryczkę, a większą słodkość tego trunku. Dziś na celownik obrałem sobie najnowszą wersję popularnego piwa Redd's, czyli edycję Cranberry o smaku żurawinowym.
Wszystkie Reddsy oferowane są w standardowych, półlitrowych zielonych butelkach oraz aluminiowych puszkach. W przypadku Cranberry charakteryzują się złotymi wzorkami oraz czerwono-czarnym tłem, tworząc tym samym subtelny, ale i stosunkowo młodzieżowy design. Na uwagę zasługuję również fakt, że kontra w przypadku szklanej wersji nie odkleja się i jest przyjemna w dotyku.
Barwa samego piwa oscyluje wokół różu lub wyjątkowo bladej/jasnej czerwieni. Również i pianka delikatnie wpada w wymieniony wyżej odcień. Niestety ma tendencję do natychmiastowego znikania, przez co po kilkunastu sekundach nie pozostaje po niej ani jeden ślad. Swoją drogą spodziewałem się tego, ponieważ omawiany produkt "zachowuje" się jak oranżada, a nie piwo, sycząc bąbelkami na prawo i lewo.
Już po otwarciu butelki możemy poczuć intensywny, landrynkowo-owocowy zapach, mający przypominać żurawinę. Jest on jednak mało naturalny, co w przypadku browarów z tej serii nie jest żadnym zaskoczeniem. Mimo tego pachnie całkiem fajnie, przywodząc na myśl przyzwoite cenowo wina musujące.
Według producenta Redd's oferuje 91% piwa. Cóż... szkoda tylko, że w ogóle go tutaj nie czuć. Za to od razu czujemy w ustach coś, co ma przypominać żurawinę. Generalnie pozycja ta jest ewidentnie kwaskowa, co w połączeniu z nadmierną ilością gazu, przywodzi na myśl wina musujące. Tak, to prawda. Pijąc Cranberry miałem wrażenie, jakbym spożywał szampana. Z piwa zaś nie doszukałem się tutaj absolutnie niczego. Ewidentnie brakuje tutaj goryczki spowodowanej chmielem oraz słodowej słodkości. To wszystko niknie przy intensywnym smaku landrynkowej żurawiny.
Podsumowując: Nigdy nie przepadałem za kobiecymi piwami. Żurawinowe Cranberry również mnie do nich nie przekonało. Mimo to uważam, że jest to jeden z lepszych Reddsów. Głównie z tego względu, iż zdołałem dopić je do końca, co zazwyczaj udawało mi się jedynie w przypadku jabkłkowej edycji. Nie zmienia to jednak faktu, że omawiana hybryda nie przypadła mi do gustu i jeśli miałbym zdecydować się na owocowe piwo, to bez chwili wahania wybrałbym Fortunę Wiśniową. Przede wszystkim dlatego, że oferuje naturalny smak.
Masz inne ode mnie zdanie? Super, przecież o to chodzi! Z przyjemnością dowiem się co sądzisz o opisywanym przeze mnie piwie. Wymieniajcie się zatem własnymi doświadczeniami i przygodami! Jeśli macie propozycje odnośnie kolejnych części tego cyklu - piszcie o tym w swoich komentarzach do czego bardzo gorąco zachęcam. Zapraszam również do wzięcia udziału w ankiecie, którą poniżej widzicie.
Redd's Cranberry
Cena: ok. 3.40zł.
Zaw. Alk.: 4.5%
Ekstrakt: 14.6*
Gatunek: Jasne / Lager / Smakowe / Pasteryzowane
+ kobietom powinno przypaść do gustu
+ i tak lepsze od żółtego i czerwonego reddsa
- nienaturalny smak oraz zapach
- wysokie nasycenie
- błyskawicznie znikająca piana
- brak piwnych aromatów
- średni stosunek ceny do jakości
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.
Przedstawiona ilustracja puszkowej wersji piwa, została zapożyczona ze strony http://terazpiwo.blogspot.com