Ilekroć oglądam polskie specjały martyrologiczne, tak zawsze po seansie przychodzi mi do głowy jedna, konkretna myśl - „jak nie umiemy, to nie pchajmy się na afisz”. Mam wrażenie, że nie potrafimy rzetelnie posługiwać się historią, opowiadać o niej ciekawie i co najgorsze – pokazywać jej w stylu, jaki kino wymaga od dziesięcioleci.
Są oczywiście wyjątki (Róża Smarzowskiego, W ciemności Holland), ale filmy te dotykają wojennych problemów znanym jedynie niewielu, dodatkowo kreują własne historie przesuwając ciężar militarny na drugi plan. Syberiada polska miała właściwie wszystko, co pozwoliłoby stworzyć mrożącą krew w żyłach opowieść o Polakach zmuszonych siłą do opuszczenia ojczyzny. Potencjał był wielki – kontekst, spory hajs ze sponsoringu, nieźli (choć serialowi) aktorzy i wreszcie sam temat, który w polskiej kinematografii nie był specjalnie eksploatowany. Skoro miało być tak dobrze, to czemu wyszło tak źle?
Odpowiedź jest prosta – za ekranizację książki Zbigniewa Domino wzięli się nieodpowiedni ludzie. Na pierwszy ogień idzie Janusz Zaorski. Za Piłkarskiego Pokera jestem temu Panu dozgonnie wdzięczny, ale z tematyką sybiraków zupełnie sobie nie poradził. Film jest zrobiony po prostu nieudolnie, począwszy od taniej, serialowej stylistyki (oświetlenie wnętrz zakrawa na teatrzyk) a na fatalnych zdjęciach skończywszy (mnóstwo ujęć z lotu ptaka, na których widać drgania kamery – po prostu wiocha). Syberiada polska aż woła o przenikający widza chłód wydobyty z precyzyjnie odtworzonych realiów syberyjskiego piekła. Obraz jest nieciekawie nakręcony, bez ujmujących kadrów, klimatu oraz surowości Syberii. Większe zimowe hardkory mam w puszczy 200 metrów od mojego domu.
Ktoś powinien ponadto Zaorskiemu uzmysłowić, że kopiowanie czcionki wykorzystanej na okładce książki niekoniecznie przyjmie się w filmie. Książka jest zupełnie innym medium, czytelnika raczej interesuje to, co znajduje się w środku. Z ruchomym obrazem jest z kolei tak, że od początku do końca to pewnego rodzaju kompozycja, wizja autora. Zaorski zesłanie na Syberię oznajmia skoczną, hulaszczą muzyką oraz kolorowym tytułem. Bałem się takiego rozwiązania, bo świadczyłoby to, iż kolejne minuty będą równie „subtelne”.
I tak rzeczywiście jest, bo nie dość, że fabuła Syberiady to chaotyczny zlepek scen z życia obozowego, to jeszcze nie brakuje tu mocnego uderzenia łopatą w głowę widza. Przy dwóch motywach omal nie parsknąłem śmiechem (generalnie film śmieszy cały czas, ale ze względu na liczbę starszych osób na sali – pohamowałem się):
1. Bohater grany przez Adama Woronowicza ucieka z obozu (ale jak tego dokonał – już nie pokazano – przykład montażowej sieczki) i podróżuje przez zamarznięte jezioro (chociaż dookoła ma lasy ze stabilniejszym podłożem), po kilku godzinach dociera do ruin drewnianej cerkwi, wchodzi do środka, a tam pusstoooooo.... Woronowicz mdleje. Normalnie BOGA NIE MA, taka zła jest Syberia. Symbolika na poziomie podstawówki, emocje zerowe, kuriozalność przeogromna.
2. Woronowicz po kilku miesiącach nosi brodę, ma brud za paznokciami i te sprawy. Podchodzi do syna, dotyka go po twarzy metodą "Brokeback Mountain" po czym rzecze "zarosłem synu...zarosłem" → 0_o
Napuszony, bezsensowny i emocjonalnie spłycony. Taki jest ten film. Nie ma tu ani jednego bohatera, któremu można by kibicować. Ludzie porozumiewają się półsłówkami lub wyniosłymi, patriotycznymi tekstami. Czasami było mi nawet żal tej ekipy, bo dostała do rąk nędzny scenariusz na podstawie dobrej – tak podejrzewam – książki. Dotyczy to również młodych aktorów (Krucz, Wędłocha), którzy męczą się niemiłosiernie próbując dukać kiepskie monologi. Umieszczona na plakacie Grabowska ogranicza się do leżenia w łóżku i udawania gorączki.
Syberiada polska jest moim zdaniem prawdziwym koszmarkiem dla osób łaknących wiedzy na temat przesiedlania Polaków w trakcie wojny. Sybiracy – nie zasługujecie na takie męki w cenie 20 zł. Nauczyciele – nie ciągnijcie ze sobą całej klasy na seans, bo lepiej spożytkować ten czas na ekstra lekcję historii. Uczniowie – nie myślcie, że obraz Zaorskiego będzie ucieczką od jednego dnia szkoły, ba, będzie znacznie gorzej niż na lekcji matematyki. Wreszcie drodzy widzowie – wybierzcie po prostu coś innego, repertuar jest na tyle bogaty, że Syberiady polskiej nie powinniście brać w ogóle pod uwagę.
OCENA - z litości dam 3/10