Irrational Games znowu górą! Bioshock Infinite - recenzja - Prometheus - 2 kwietnia 2013

Irrational Games znowu górą! Bioshock Infinite - recenzja

Prometheus ocenia: BioShock Infinite
97

Ile razy mówiło się, że rynek FPSów ma się źle i ciężko w tym momencie nie wspomnieć o militarnych shooterach. Na ile jest to jednak kwestia dyskusyjna, to jednak nie jest najgorzej – podobnie jak w przepełnionej holywoodzkimi filmidłami sferze, także i gracze mogą liczyć od czasu do czasu na coś naprawdę ekstra. Ken Levine jak zawsze utwierdził nas w przekonaniu, że warto było czekać tyle czasu – Bioshock Infinite powstawał bowiem całe sześć lat! Jak wypadło najnowsze dzieło Irrational Games? „Znakomicie” to małe słowo...

Irrational%20Games%20znowu%20g%F3r%u0105%21%20Bioshock%20Infinite%20-%20recenzja

Zgodnie z tradycją świadomie i konsekwentnie negowałem istnienie większości materiałów developerskich o Bioshock: Infinite, dzięki czemu nie do końca wiedziałem czego się po grze spodziewać. Początek okazał się całkiem znajomy: nasz bohater, detektyw Booker De Witt płynie z dwójką nieznajomych. Wokół sztorm i niesprzyjające warunki pogodowe, a za parę chwil zza gęstej jak mleko mgły wyłania się latarnia. Czyżby znany schemat? Oczywiście – widzieliśmy to już w pierwszym Bioshocku i pod koniec gry dowiemy się, że nie jest to przypadek. Już po wejściu do latarni morskiej czuć specyficzny klimat znany z poprzednich odsłon serii, a po dotarciu do Columbii zostajemy wręcz „uderzeni” bardzo nietypową oprawą. Intensywne, kontrastowe barwy latającego miasta wcale nie psują wrażeń z gry, a wręcz przeciwnie – potęgują je. Stylistyka miasta jest absolutnym przeciwieństwem podwodnego Rapture, choć rzecz jasna nie do końca. Wszystko tu jest jasne, wesołe, promienne – jednak tylko do czasu. Pozornie utopijna Columbia to nie tylko lewitujące budynki o przepięknej stylistyce początku ubiegłego wieku - odwiedzimy nawet sztuczną plażę z „morzem” z obiegiem wody wykorzystującym specyfikę miasta, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie! Mimo moich początkowych obaw Columbia nie jest monotonna – w miarę postępów gry odwiedzamy różniące się znacznie miejsca i dzielnice, a każde ma swój urok. Między poszczególnymi obszarami możemy poruszać się za pomocą specjalnych szyn, a późniejsze zmagania z wrogimi zastępami będą nie raz wymagały sprytnego ich wykorzystania.

Columbia tętni życiem i widać to na każdym kroku: jej mieszkańcy to nie sztuczne manekiny, a ludzie z własnymi celami. Gdzieś tam ustawia się grupka do fotografii (gdy staniemy przed aparatem fotograf karze nam się usunąć), możemy także brać udział w różnych minigrach, w których inni też starają się coś ugrać. To jednak nic w porównaniu do osobowości jaką jest Elizabeth. Bardzo dopracowane AI bohaterki przywodzi na myśl Alyx Vance z Half-Life'a 2, ale po raz pierwszy mogę odrzec, że jakaś postać sterowana przez komputer zrobiła na mnie większe wrażenie. Elizabeth jest niesamowicie naturalną i budzącą empatię postacią. Zamiast bezmyślnie za nami podążać, w wielu lokacjach zatrzymuje się i rozgląda, a także wchodzi w reakcję z otoczeniem. Dodatkowo Elizabeth szuka dla nas od czasu do czasu amunicji czy monet (które rzuca nam wprost do rąk, co wygląda całkiem nieźle, choć szkoda, że to tylko jedna animacja) – zatem nie tylko wspiera nas przez całą grę, ale i nie trzeba jej ochraniać podczas walki. Rewolucja? Trudno powiedzieć, ale z pewnością to ogromny krok naprzód – trzeba mieć dodatkowo na uwadze mocno ograniczoną moc konsol, więc technologicznych cudów nie ma co oczekiwać.

Irrational%20Games%20znowu%20g%F3r%u0105%21%20Bioshock%20Infinite%20-%20recenzja

Warstwa techniczna gra jest bardzo zróżnicowana i idzie wyraźnie wzorem poprzednika. Do naszej dyspozycji oddano nie tylko wiele ciekawych pukawek (przyznaję, że tak bogatym arsenałem jestem bardzo zaskoczony) ale i moce na wzór plazmidów z Bioshocka. Te możemy oczywiście ulepszać, podobnie jak poziom zdrowia i tarczy. Co ciekawe nie znajdziemy tu ani chowania się za osłonami, ani regeneracji zdrowia, co ewidentnie udowadnia, że w dzisiejszych czasach można jeszcze tworzyć znakomite gry oparte na dawnych założeniach niebędące jednocześnie czystą, staroszkolną mieszanką. Bioshockowi Infinite bliżej bowiem nowoczesnym militarnym shooterom: nosić możemy jedynie dwie bronie, co od ładnych paru lat jest normą. Do dyspozycji mamy też hak, którym uczepimy się szyn, a ten w kryzysowych sytuacjach świetnie sprawdza się też jako broń biała.

Gameplay jest, jak już zdążyłem wspomnieć, bardzo zróżnicowany. Chociaż świat jest raczej zamknięty, a droga liniowa, to do niektórych lokacji możemy, a wręcz powinniśmy się wracać. Podczas rozgrywki zdobywamy między innymi wytrychy niezbędne do otwierania sejfów jak i drzwi prowadzących do całych pomieszczeń, z którymi Elizabeth radzi sobie perfekcyjnie. Warto to robić, bo wewnątrz nich znajdziemy nie tylko cenne monety, ale i możliwość zwiększenia poziomu zdrowia, tarczy oraz soli (niezbędnej do różnorodnych mocy). Za pieniądze ulepszymy bronie i moce, a zrobimy to w automatach bliźniaczo podobnych do tych z poprzednich części serii. Skoro przy mocach jesteśmy, to warto i tutaj wspomnieć o dużym ich zróżnicowaniu. Tak dużym, że w końcówce gry mamy już do dyspozycji cały ich wachlarz. Co więcej moce warto łączyć, tj. rzucać je w odpowiedniej kolejności. I tak na przykład potraktowanie grupy wrogów falą wody, a potem „elektrycznym dżokejem” spotęguje efekt porażenia, a dodatkowo zwali ich z nóg.Mało? Znalazło się nawet miejsce na nowe ubrania, dzięki którym zyskujemy nowe umiejętności, na przykład możliwość podpalenia pobliskich przeciwników, gdy rzucimy się na nich pędząc po szynie.

Irrational%20Games%20znowu%20g%F3r%u0105%21%20Bioshock%20Infinite%20-%20recenzja

Zdawałoby się, że w FPSie pierwsze skrzypce gra strzelanie właśnie, ale nie w Bioshocku Infinite. Ken Levine w wywiadzie udzielonym Eurogamerowi stwierdził, że jego studio bardziej stawia na „first person” niż „shooter” i jego słowa z pewnością nie okazały się bujdą. Chyba po raz pierwszy historia opowiedziana w grze zrobimy na mnie tak niesamowite wrażenie – o warstwie fabularnej Bioshocka Infinite można by napisać rozległy esej, ale to trzeba po prostu przeżyć. Nic nie jest tu podane na talerzu, wiele rzeczy zrozumiemy dopiero, gdy będziemy przeglądać każdy kąt, słuchać uważnie każdego dialogu i szukać nawiązań i odniesień. Ale choćby nie wiadomo jak bylibyśmy uważni podczas gry, nie sposób zrozumieć wszystkiego podczas jednokrotnego przejścia. Nie jestem zresztą pewien, czy nawet po długich analizach da się w Bioshocku Infinite zrozumieć wszystko od A do Z. Przed napisaniem tej recenzji uważnie zapoznałem się z opiniami innych graczy i ich punktem widzenia. Widziałem różne interpretacje i niekoniecznie tylko jedna osoba może mieć rację. I to jest właśnie w grze Irrational Games najpiękniejsze: wiele rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć samemu, a jeszcze więcej nie jest jasno określonych. Dużo opiera się na symbolice i domysłach. Przechodząc grę po raz drugi nagle zdajemy sobie sprawę, że to, co wcześniej było dla nas tylko niewiele znaczącą gadaniną, teraz ma sens i jest cenną wskazówką w odkrywaniu kolejnych kart fabuły.

Irrational%20Games%20znowu%20g%F3r%u0105%21%20Bioshock%20Infinite%20-%20recenzja

Po tym wszystkich co zobaczyłem i przeżyłem na ekranie, nawet widoczne niedociągnięcia nie są bolesne. Jeżeli naprawdę muszę się do czegoś przyczepić to niech to będą wybory. W grze jest ich ledwie kilka, ale i tak nie mają większego znaczenia. Ot, w paru miejscach zamiast „A” zobaczymy po prostu „B”. Z jednej strony miło, że sceny te nie są całkiem zaprogramowanymi skryptami, w których to komputer za nas podejmuje decyzję, z drugiej – troszkę szkoda, że zmienia to bardzo niewiele. Można też nieco pomarudzić na „znajdźki” w postaci nagrań, które nie posiadają podpisów na ekranie (i nie jest to wcale wina dystrybutora) – żeby się do nich dostać, należy wejść do osobnego menu. Mimo to Bioshock Infinite to przeżycie niesamowite i nietypowe już od pierwszego kroku. To gra perfekcyjnie dopracowana, a chociaż miejscami w oprawie graficznej widać zgrzyty, to biorąc pod uwagę całokształt jest to znikoma skaza. Poza tym dowiedziałem się, że z Bioshocka Infinite wycięto zawartość wystarczającą na stworzenie... sześciu (!) innych gier. To fascynujące, jak wiele pracy w tą grę włożył Levine ze swoją ekipą, dlatego niech ta ocena i moja opinia będzie dla niego i jego zespołu podziękowaniem.

------------------------------------------------

Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!

Prometheus
2 kwietnia 2013 - 11:23