Może to zabrzmi nieco dziwnie, ale z początku nie lubiłem za bardzo filmów z cyklu Fast & Furious. Sam nie wiem czemu. Dopiero po latach je doceniłem. I to nie ze względu na ich poziom, ale fajny, nietuzinkowy klimacik, który na przestrzeni lat uległ zmianie. Uległ, ponieważ nowsze odsłony coraz to bardziej odchodziły od oryginału, zbliżając się nań do pozostałych filmów akcji.
Szóstka zaś nastawiona została na tandetę, efekty oraz masę sterydów. Zresztą o bolączkach jak i zaletach filmu szczegółowo wspomniał w swojej recenzji mój kolega po fachu - fsm. Oczywiście przyznaję mu we wszystkim rację, bo tak w istocie było. Głupotek, drętwych tekstów oraz kilku żenujących scen nie brakowało. Niemniej jednak całość przypadła mi bardzo do gustu. Szczególnie nawiązanie w końcowce do Tokyo Drift. W końcu po tylu latach doczekałem się tego. Na plus zaliczam również wiele odnośników do poprzednich części. Bardzo miły smaczek ze strony reżysera. Dopiął i powiązał ze sobą mnóstwo wątków i trzeba mu przyznać, że uczynił to bardzo, ale to bardzo zgrabnie.
Szkoda tylko, że same wyścigi zostały wówczas ograniczone do minimum. Brakuje mi także tej otoczki, tak bardzo wyróżniającej ten cykl spośród innych dzieł. Cóż, zmiany były nieuniknione, szczególnie jeśli widzowie sami ich chcą. Grunt, że Szybkich i Wściekłych oglądało mi się bardzo przyjemnie, bo ani przez chwilę się nie nudziłem. Jednak tu pewna uwaga, podczas seansu należy wyłączyć mózg. Dopiero wtedy możemy się przy tym świetnie bawić. I ja też tak uczyniłem. Mimo tego, nawet jeśli zacząłbym wymieniać sporą listę wad, to ta z kolei przy kontraście z zaletami wypadłaby dosyć skromnie. Naprawdę.
W ten oto sposób chciałbym przygotować was do serii recenzji wszystkich odsłon Szybkich i Wściekłych. Głównie z tego względu, iż specjalnie je odświeżyłem przed seansem z szósteczki.
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.